Gdy po kraju rozlewa się kolejna fala rolniczych protestów, wiceminister rolnictwa, Michał Kołodziejczak, nie zamierza się ugiąć i twardo stoi na stanowisku, że rząd ma plan i wie, co trzeba zrobić, aby zadbać o interesy rolnictwa. Nie ukrywa, że domyśla się, skąd biorą się wzmagające protesty i kto za nimi stoi. - Na polskiej wsi mamy kryzys przywództwa – mówi Michał Kołodziejczak.

Kilka tygodni temu ogłosiliście, że jest porozumienie z rolnikami, a teraz znów zaczęli protestować. To jest to porozumienie, czy go nie ma?

Jeżeli ktoś chce protestować, to zawsze argument do protestu znajdzie, a taka forma szantażu nie powinna być używana w momencie, kiedy obecny rząd z premierem Tuskiem tak naprawdę zrealizował te pierwsze postulaty, o których rozmawialiśmy, na temat Zielonego Ładu, ugorowania, zmianowania, warunkowości. Bo przecież ponad 70 proc. gospodarstw nie będzie już ponosiło żadnych konsekwencji jeżeli chodzi o niespełniania jakichkolwiek zasad środowiskowych.

Ja mam wrażenie, że wiele z tych protestów jest po prostu protestami robionymi z pobudek politycznych dla samych protestów. Sytuacja nie jest prosta, także na rynkach światowych, więc argumentów do protestowania jest bardzo dużo. Możemy tylko jeszcze się zastanawiać, czy jeżeli teraz wychodzą producenci zbóż, to inni też będą mieć problemy. Sytuacja nie jest prosta, ale polityka rządu jest konsekwentna, działamy zgodnie z planem, wprowadzamy konkretne zmiany. Pamiętać trzeba, że objęliśmy resort po bardzo trudnych i złych działaniach poprzedników, które doprowadziły do tej sytuacji.

Protest rolników to sprzeciw polityczny?

Czyli twierdzi pan, że to wina poprzedników?

Ja mam takie wrażenie, że często te protesty mają głębokie podłoże polityczne, a ci, którzy protestują, po prostu nie sympatyzują z obecnym rządem. I to jest ich największy problem. To upolitycznienie tylko zaciemnia obraz po stronie protestujących i uniemożliwia im wyartykułowanie spójnego dla całej branży rolnej stanowiska.

Część rolników mówi jednak, że rząd niewiele robi z ich problemami

Polityka rządu konsekwentnie zamierza do tego, aby wszystkie problemy doprowadzić do szczęśliwego finału. Mnie dziwi tylko to, że kiedy protesty były robione dwa, trzy lata temu, kiedy te problemy były budowane przez Prawo i Sprawiedliwość i ostrzegaliśmy przed nimi, to ci, którzy dzisiaj protestują, często legitymizowali głupie decyzje poprzedniej ekipy

Dla mnie to też nie jest łatwa sytuacja, aby pokazywać, że niektórzy moi koledzy – ale i trzeba to uczciwie przyznać i podkreślić, że nie wszyscy - po prostu zachowują się niepoważnie. To co robią może mieć negatywne skutki i wpłynie na postrzegania wszystkich rolników. Ale to jest ich wybór. Biorą to na siebie.

Kołodziejczak: obronimy nasz cały rynek rolny

To jaka będzie przyszłość rozmów ze stroną ukraińską o tranzycie i z Unią Europejską?

- Jesteśmy w kontakcie ze stroną ukraińską, Unią Europejską i metodycznie, krok po kroku wszystko idzie swoim tempem, ale to, co już dla branży rolniczej zrobił premier Tusk, już znakomicie podziałało i bardzo mocno przyspieszyło podejmowanie decyzji. Zresztą gdyby Morawiecki był choć w połowie tak zaangażowany w sprawy rolne i tak skutecznie je rozwiązywał, jak Donald Tusk, to dziś tych olbrzymich problemów, z którymi się borykamy by nie było.

Dążymy do tego, żeby w sposób zgodny z prawem obronić nasz cały rynek rolny. Dziś na przykład tranzyt z Ukrainy, który wzbudza bardzo wiele emocji, jest dużo mniejszy niż wcześniej. Robimy też wszystko, że nawet jeśli on jest, to aby był jak najbardziej szczelny. Sytuacja za wschodnią granicą jest trudna i premier często podkreśla, że żyjemy w czasach przedwojennych i musimy działać odpowiedzialnie, patrząc do przodu.

To skoro, jak pan twierdzi, rozmowy trwają i są postępy, to skąd dalsze protesty, tym razem w biurach poselskich i senatorskich?

- Każdy może robić to co chce. Kiedy ja słyszałem dwa miesiące temu, że są protesty, bo trzeba wyrzucić ugorowanie, bo nie można pozwolić na to, żeby 300, czy 400 tysięcy hektarów było zalanych wodą i nagle okazuje się, że jedno i drugie udało się załatwić. I mimo tego protesty trwają.

Na polskiej wsi mamy kryzys przywództwa. Wczoraj w Krakowie było to świetnie widać. Jeden człowiek zadał pytanie premierowi Tuskowi i twierdził, że mówi w imieniu rolników. Ja pamiętam jak ten człowiek przyjechał na protest do Wawrzeńczyc dwa lata temu. I siał zwątpienie, po co protestować, po co to robić, a wczoraj, zadając premierowi Tuskowi pytanie, chciał uchodzić za wielkiego obrońcę rolnictwa, znanego z tego, jak to sam o sobie powiedział, że jest znany. Kiedy był czas na protesty, by zwrócić uwagę na problemy, on twierdził, że problemów nie ma i usypiał rolników. Ta jego wypowiedź oświetla wiele spraw i możemy się domyślać, jakie jest w tym przypadku podłoże protestów. A cel polityczny dla wielu tych, którzy dziś podburzają rolników jest jeden. Chodzi o to, żeby odciąć rolników od reszty Polaków, tak aby na wieki byli skazani na PiS