W zasobach wojska mamy jeszcze dwa bataliony czołgów T-72, które mogą trafić na Ukrainę. Są one jednak w fatalnym stanie technicznym. Amerykanie szukają w Polsce posowieckiej broni dla Kijowa.
Podczas wizyty Donalda Tuska w Kijowie pod koniec stycznia Wołodymyr Zełenski dziękował za „kolejny pakiet pomocy wojskowej”. Polski premier mówił, że „będziemy finalizować rozmowy w sprawie wspólnych inwestycji w produkcję broni i amunicji” i „będziemy inwestować w firmy w Polsce i Ukrainie, które będą działały na rzecz zwiększenia naszych zdolności obronnych”. Dodał, że nie chce unikać „współpracy wojskowej na zasadach komercyjnych”. Na razie nie jest jasne, co zawiera pakiet Tuska, o którym wspominał Zełenski. Nasze źródła przekonują, że może chodzić o produkowane w czasach ZSRR czołgi T-72. Jak się okazuje, ciągle mamy ich dwa bataliony (ok. 100 sztuk). Są jednak w bardzo złym stanie technicznym. Polska ma też wciąż 12 posowieckich śmigłowców szturmowych Mi-24 i zestawy pocisków ziemia-powietrze KUB (również sowieckiej produkcji). Latem ubiegłego roku przekazaliśmy 12 maszyn Mi-24. Kolejne były w złym stanie technicznym, ale mogą posłużyć jako części zamienne. – Ukraińcy nie wybrzydzają. Biorą wszystko – przekonuje jeden z naszych informatorów.
Wiadomo, że Amerykanie robią kwerendę w państwach NATO i wśród sojuszników spoza Paktu, która zbiera dane na temat posowieckiego sprzętu. Polska była sondowana jednak nie tylko w tej kwestii, lecz także w sprawie zakupów w Korei Południowej.
W drugiej połowie stycznia administracja amerykańska, najpewniej poprzez Departament Stanu, zwróciła się do polskiego Ministerstwa Obrony Narodowej z prośbą o przekazanie informacji dotyczących dostaw uzbrojenia z Korei w latach 2023–2024. Jak mówi jeden z naszych rozmówców, polska strona grzecznie odpisała, że to informacje poufne i nie może ich przekazać. Jednak publicznie wiadomo, że w 2023 r. do Polski dotarło z Korei 28 ze 180 zakontraktowanych już czołgów K2 (kolejna taka partia pojawi się nad Wisłą w najbliższych tygodniach) i 66 armatohaubic K9, których w sumie zamówiliśmy 370.
Pytanie to część presji, którą Stany Zjednoczone wywierają na swoich sojuszników, by dostarczać Ukrainie sprzęt wojskowy. Warto jednak pamiętać, że aby ewentualnie przekazywać koreański sprzęt, zgodę musiałby wyrazić rząd Korei Południowej. – Takiej zgody na dostarczanie koreańskiego uzbrojenia nie ma – mówi nam przedstawiciel przemysłu zbrojeniowego z tego kraju. Jednocześnie Amerykanie mogą to wykorzystać, by na nas naciskać, argumentując, że „skoro już otrzymaliście kolejne dostawy, to możecie przekazywać więcej swojego sprzętu”. Jednak problem w tym, że np. jeśli chodzi o armatohaubice, to obecnie w Wojsku Polskim pozostało ich naprawdę niewiele, zapewne kilkadziesiąt, być może zaledwie kilkanaście. Z kolei do tej pory przekazaliśmy Ukrainie ok. 350 czołgów (głównie leciwych T-72, ale też PT-91 oraz 14 Leopardów 2). I choć podpisaliśmy już umowy na zakup wspomnianych K2 z Korei i nowych oraz używanych abramsów ze Stanów Zjednoczonych, to te luki będą uzupełnione dopiero za dwa lata. Dlatego w wojsku chęć do dalszego przekazywania sprzętu nie jest duża.
Nie jest jasne, co zawiera „pakiet Tuska”, o którym mówił Zełenski
Nie zmienia to faktu, że Ukraina pilnie potrzebuje sprzętu. Według nieoficjalnych informacji z ok. 100 czołgów Leopard 1 i 2, które trafiły już do obrońców w ramach zmontowanej przez Andrzeja Dudę w styczniu 2023 r. koalicji leopardowej (dotyczącej wersji 2), ok. 30 ma już być zniszczonych, a 40 kolejnych remontowanych m.in. w gliwickim Bumarze. W służbie na Ukrainie pozostaje ok. 30 tego typu czołgów. Mimo trudnej sytuacji Kijowa, to nie jest tak, że zupełnie skończyły się fundusze na zakup uzbrojenia. – Cały czas im sprzedajemy sprzęt, płatności robią regularnie, albo w euro, albo w dolarach – zależy, która ukraińska instytucja dokonuje zakupu – mówi nam członek zarządu jednej z firm polskiej zbrojeniówki. – Być może są to właśnie środki z Zachodu – dodaje.
W połowie lutego ma zostać również zamknięta lista państw, które wezmą udział w brytyjskim projekcie IFU (International Fund for Ukraine). To program zakupów broni dla Ukrainy w 2024 r. Wielka Brytania, Norwegia, Dania, Szwecja, Holandia, Litwa i Islandia wpłaciły do IFU jak do tej pory łączną kwotę 896 mln funtów. Za te pieniądze kupowane są między innymi pociski artyleryjskie, remontowane małe, taktyczne radary obrony powietrznej czy posowieckie zestawy rakietowe Kub, Igła i Strieła.
Również UE negocjuje pakiet pomocy wojskowej dla Kijowa. Rada UE na początku marca ma przedstawić konkrety. Do tej pory przekazywano tę pomoc poprzez Fundusz na Rzecz Pokoju. Poszczególnym stolicom wypłacano z niego rekompensatę za udzielane wsparcie wojskowe. Całość kwoty wypłaconej przez UE rządom od początku wojny opiewa na 12 mld euro. Najbardziej realistycznym planem jest wydzielenie z FnRP oddzielnego funduszu wartego 5 mld euro, bez określania ram czasowych w kwestii jego wypłacania. Wkład do FnRP zależał do tej pory od PKB państwa. Niemcy chcą jednak zmienić tę zasadę i uzależnić ją od wartości pomocy udzielonej przez konkretny rząd dla Kijowa. Jak podawał niedawno Cezary Tomczyk, wiceminister obrony narodowej, wartość sprzętu przekazanego nieodpłatnie przez Polskę Ukrainie wyniosła do tej pory 3,5 mld euro.
Najważniejszym źródłem finansowania wojny pozostaje jednak pomoc USA, którą blokują w Izbie Reprezentantów republikanie. Wydaje się, że kompromis w najbliższym czasie nie będzie w tej sprawie możliwy. ©℗