Trybunał Konstytucyjny jest instytucją, która potrzebuje prawnego trzęsienia ziemi - mówi Arkadiusz Myrcha, wiceminister sprawiedliwości, poseł Koalicji Obywatelskiej.
Ta decyzja oznacza niewiele, bo budżet został podpisany.
Tak panowie sądzą?
Tak. Oraz tego, jaką wątpliwość mógłby powziąć w kontekście ustawy budżetowej.
Wtedy to nie będzie żadne orzeczenie.
Można podnieść każdy zarzut, ale jak można wydać orzeczenie stwierdzające, że ustawa budżetowa została uchwalona przez Sejm w niekonstytucyjnym składzie, bo zabrakło dwóch posłów? Mamy dziesiątki przykładów głosowań, gdzie były wakaty poselskie z różnych przyczyn i nigdy nie był to problem. Tym bardziej, że do uchwalenia ustawy wystarczy kworum. Ta argumentacja prezydenta jest tak absurdalna, że trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś mógłby potwierdzić ją orzeczeniem. A nawet jeśli to zrobi, to trudno traktować je poważnie.
Ja nie dostrzegam jakichś szczególnych bajpasów w działaniach rządu.
Nie było po prostu innej drogi jak stwierdzenie tego w takim trybie.
Nie chodzi o to. Zgodnie z prawem dokonuje się stwierdzenia dokumentów w taki sam sposób jak dany dokument został wydany. Jeżeli Barski został przywrócony przez Ziobrę ze stanu spoczynku do służby cywilnej zwykłym pismem - nie zarządzeniem, dekretem czy rozporządzeniem - to jak inaczej stwierdzić nieważność takiego pisma? Ustawą? No nie.
Bo sprawa pana Barskiego była w tym czasie analizowana.
Jest jeszcze domniemanie prawidłowego umocowania, które - po uzyskaniu trzech jednoznacznych opinii prawnych - okazało się nieprawidłowe. W związku z tym zadaję pytanie, jak inaczej minister mógł się w tej sytuacji zachować?
To twierdzenie całkowicie niezasadne. Nawet orzecznictwo TK potwierdza, że przepisy wprowadzające co do zasady mają epizodyczny charakter, a w ustawach wprowadzających, mających charakter przejściowy, nie wprowadza się norm generalnych, które miałyby obowiązywać na przyszłość. Zwłaszcza w tym przypadku, gdzie chodziło o możliwość powrotu prokuratora ze stanu spoczynku do służby czynnej. Nie mamy chyba przypadku, poza samym Barskim, by po okresie 60 czy 90 dni przewidzianych w tej ustawie ktoś na podstawie art. 47 tej ustawy wprowadzającej wrócił do służby czynnej. Najpewniej ktoś z tamtej ekipy popełnił błąd.
Mam wrażenie, że ona już dobiega końca. Ostatnie dni to naprawdę spokojny tryb pracy - i Prokuratury Krajowej, i jednostek regionalnych. W Lublinie i w Warszawie mamy już nowych szefów jednostek. Wydaje się, że prokurator Barski pogodził się z tą sytuacją, jego właściwie już nie ma w Prokuraturze Krajowej.
W ciągu ostatnich dni pojawił się chyba raz i nie poszedł już do gabinetu Prokuratora Krajowego, tylko udał się do któregoś z zastępców Prokuratora Generalnego. P.o. Prokuratora Krajowego Jacek Bilewicz pracuje normalnie, ma pełen dostęp do wszystkiego, praktycznie cała kadra z nim współpracuje.
Zmiany, które wprowadzamy, nie spowodują, że nagle ubędzie czy przybędzie np. 500 prokuratorów. Ta ogólna liczba będzie mniej więcej nadal taka sama, chodzi o uporządkowanie tego, co jest.
Przede wszystkim chodzi o delegacje. Nawet 1500 prokuratorów jest delegowana do innych jednostek. To dotyczy osób funkcyjnych - szefami jednostek byli ludzie, dla których to nie były macierzyste jednostki. Oni mieli powierzone funkcje kierownicze przez Prokuratora Generalnego i dodatkowo byli gdzieś delegowani. Tak więc teraz trzeba było i cofać delegacje, i pozbawić ich funkcji dwoma osobnymi pismami. Trzeba to wszystko uporządkować i zasilić kadrowo przede wszystkim prokuratury najniższego szczebla, bo tam tej pracy jest najwięcej. W Prokuraturze Krajowej jest ok. 200 prokuratorów, z czego 150 delegowanych. Nie toczy się tam dziesiątki śledztw. Najsłynniejszym było tzw. „smoleńskie” i też bez efektów. Po co więc jest tam aż 200 prokuratorów? Porządki trwają, ale to stan przejściowy, bo przystępujemy do pracy - mówimy przecież o rozdzieleniu funkcji ministra i prokuratora generalnego czy reformie struktury całej prokuratury.
Ona ma wielu interesariuszy, którzy oczekują jej przekonsultowania - m.in. środowisko prokuratorów czy organizacji pozarządowych - zanim to wpłynie do Sejmu. Czy ta ustawa trafi do Sejmu wiosną, czy wczesnym latem - na dziś trudno powiedzieć. Ustawa jest duża, bo dotyczy zmian proceduralnych, wymaga przepisów wprowadzających, uregulowania statusów prokuratorów itd.
Praktycznie wszystko, co się obecnie dzieje, nie dzieje się bez udziału Prokuratora Krajowego Jacka Bilewicza. Uprawnienia Prokuratora Generalnego, na bazie dzisiejszych przepisów, i tak są mocno ograniczone, bo wszystko przepływa przez Prokuraturę Krajową. To nie jest tak, że gdyby nie dzisiejszy model, to byłoby nam dużo łatwiej, bo Prokuratura Krajowa i tak organizacyjnie jest de facto odrębna od Ministerstwa Sprawiedliwości.
Musimy pamiętać, jaka jest systemowo rola prokuratury. Za ściganie przestępców odpowiada policja, służby specjalne czy Krajowa Administracja Skarbowa. Prokurator jest oskarżycielem publicznym, który ma nadzorować postępowania i w imieniu państwa doprowadzić osobę do sądu. Wskazanym jest, by tę funkcję PG jako nadzorczo-oskarżycielską sprawował ktoś inny niż np. kolega z ław rządowych. Bo inaczej ten nadzór prokuratora będzie upolityczniony.
Obowiązki Prokuratora Krajowego powierzono panu Bilewiczowi do 12 marca. Liczymy, że do tego czasu uda się wyłonić docelowego PK.
Nie zakładamy takiego scenariusza. W przeciągu kilku-kilkunastu dni uruchomimy konkurs, do którego zgłosić się będą mogli prokuratorzy spełniający określone wymagania…
Raczej, by byli w służbie czynnej, mają doświadczenie itd.
Jeśli będzie w służbie czynnej. Ale jest w stanie spoczynku, więc wcześniej musiałby wnioskować o przywrócenie do służby czynnej. Na pewno na potrzeby konkursu utworzymy komisję, która zapewni rzetelną i obiektywną ocenę. Procedura nominacji jest taka, jak obecnie przewidują przepisy, czyli PG wnioskuje do premiera wraz z opinią prezydenta. Chcemy to wszystko załatwić do 12 marca.
Separacją od świata polityki. Prokurator, jego status i kompetencje będą szły w kierunku oskarżyciela publicznego, raczej pracującego w sądzie, a nie zajmującego się czynnościami dochodzeniowo-śledczymi. To model ukierunkowany na większą odpowiedzialność prokuratora za prowadzenie sprawy, przy jednoczesnej większej autonomii w tym zakresie. Do tego większa przejrzystość w polityce kadrowej - a więc konkursy, kadencyjność, ograniczenie delegacji.
Nie potrafię tego przewidzieć, aczkolwiek TK jest instytucją, która takiego prawnego trzęsienia potrzebuje.
TK jest, problem jest z jego orzeczeniami.
To na pewno. Co do pozostałych osób możemy mieć zastrzeżenia dotyczące np. ich przygotowania merytorycznego, ich niezależności, natomiast tam, gdzie mamy dublerów, istnieje największa wątpliwość prawna, co zrobić z wydanymi przez nich orzeczeniami.
Taka klauzula nie ma mocy sprawczej, ale jest ważną informacją na przyszłość, że państwo dostrzega wadliwość w wydaniu danego wyroku. Sytuacja nie jest prosta ani łatwa, ani oczywista. Jeśli chodzi o orzeczenia, które rozstrzygają kwestie dotyczące praw obywateli - społecznych czy socjalnych, to one są realizowane, by obywatele mimo wszystko nie ponosili kosztów wojny na górze i tego, że jest źle prawnie ukształtowany skład orzekający. Natomiast jeśli tak ukształtowany skład wydaje orzeczenie na niekorzyść obywateli, to efektem takiego bezprawia nie może być nakładanie nowych obowiązków lub restrykcji na obywateli. Wydaje mi się, że taka proobywatelska wykładnia wydaje się najbardziej racjonalnym rozwiązaniem na dzisiaj.
Nie budzi wątpliwości kwestia dublerów, nie są sędziami. Ale pojawiają się także wątpliwości wobec statusu sędziów Pawłowicz i Piotrowicza. Są opinie, że była wada w ich powołaniu, ponieważ przekroczyli górną granicę wieku, jaka wynika z prawa. Chodzi o odesłanie, do statusu sędziów SN. Jest jeszcze kwestia ich niezależności. Przecież biorą udział w rozstrzyganiu spraw, co do których np. głosowali jako posłowie. Wydaje się, że to okoliczność najbardziej oczywista do wyłączenia sędziego spod orzekania. A jednak orzekają.
Nie sprawdzałem czy brał udział w rozstrzyganiu spraw, nad którymi sam głosował jako poseł LPR. Jestem w stanie postawić tezę, że w tamtym czasie takich rzeczy pilnowali. Natomiast tu mówimy o przypadku, gdy każdorazowo wnioski o wyłączenie z orzekania były podnoszone i ignorowane. Do tego dochodzi też aktywność, która kompletnie nie daje rękojmi bezstronnego i niezależnego orzekania. Wpisy pani Pawłowicz na portalu X nie licują z powagą sprawowanej funkcji. Ona tam wygłasza manifesty polityczne, jest cały czas stroną w sporze politycznym. Takie zachowania powinny być ocenione w postępowaniu dyscyplinarnym, tylko ten Trybunał się przed taką oceną wzbrania.
Na ten moment nie, ale ciężko powiedzieć. Bo nawet jeśli procedura wyboru była ok, to co jeśli ci prawidłowo wybrani sędziowie orzekali na najbardziej absurdalnych sprawach, nie składali najbardziej oczywistych zdań odrębnych czy nie przychylali się do wniosków o wyłączenie stronniczych sędziów? Jeśli tak robili, to brali udział w hucpie czysto politycznej z wniosków prokuratora generalnego, Mateusza Morawieckiego, oceniali nieistniejące spory kompetencyjne itp. Co z tego, że ja uznaję, że oni zostali prawidłowo wybrani, ale…..
Plus niejasny status Julii Przyłębskiej. Ale jak przypomnimy sobie jak sędzia Muszyński opisywał sytuację w TK, to świadczy to o wszystkich tam orzekających fatalnie: odbierane akta, pozaprawne spory, motywacje do orzekania na polityczne zamówienie. To nie jest łatwa decyzja rozstrzygnąć pomiędzy regułą prawną a zapewnieniem prawidłowego funkcjonowania jednej z kluczowych instytucji ustrojowych państwa. Jestem głęboko sceptyczny, że uda się odbudować zaufanie do Trybunału rękoma tych ludzi, którzy dzisiaj tam są.
Nie mamy żadnego działania niezgodnego z prawem. Wśród wszystkich decyzji z ostatnich 50 dni istnienia rządu nie ma żadnej niezgodnej z prawem.
Po pierwsze większość decyzji „likwidacyjnych” wpisano do KRS, po drugie z szacunkiem dla odmowy wpisu, ale każdego dnia dziesiątki sądów rejestrowych odmawiają wpisów różnym podmiotom gospodarczym, z różnych przyczyn. To jest normalna rzecz, tym bardziej, że ten wpis ma charakter wyłącznie deklaratywny (potwierdzający), a nie konstytutywny (kształtujący), więc to nie oznacza, że coś jest podjęte niezgodnie z prawem.
Naprawdę każda decyzja, którą podejmujemy, jest dość skrupulatnie przeanalizowana, czy się nie narażamy na zarzut niekonstytucyjności, czy odpowiedzialności karnej. Ale nie ma takich decyzji. Zawsze jest poszukiwanie takiego rozwiązania, żeby wszystko było zgodne ze sztuką. Faktycznie największy problem jest właśnie z Trybunałem, bo dochodzimy do tej ostatecznej instytucji, która co do zasady powinna rozstrzygać spory kompetencyjne, oceniać różnego rodzaju przepisy, tylko ona jest zainfekowana. Jak uzdrowić taką instytucję? To jest coś, przez co będziemy przechodzili pierwszy raz w historii Polski i mam nadzieję, że ostatni. Tu się nie da powiedzieć, że poczekamy do końca kadencji. Bo co z tego, że niektórzy sędziowie zostali wybrani prawidłowo, skoro godzili się na to, żeby Trybunał był czysto polityczną przybudówką.
Ale pojawiła się dyskusja na ten temat, jeśli będzie nieograniczona wola polityczna i społeczna to może to jest jakieś rozwiązanie.
Ale może ta oferta służy pokazaniu wagi tego problemu. Może jedyną możliwością jego rozwiązania jest zmiana konstytucji, ale jeżeli nie ma większości, to trzeba sobie radzić z tymi narzędziami, które są. Tu nie chodzi o jakieś personalne rozliczenia, tylko o odbudowanie zaufania do Trybunału. Ta większość 3/5 to jest chęć pokazania, że to nie mają być autorytety jednego czy drugiego środowiska politycznego, tylko osoby dysponujące szerokim poparciem. ©℗