Prof. Małgorzata Fuszara – Musiałaby zmienić się cała struktura polskiej polityki, żebyśmy mogli mówić o równości. Należałoby wprowadzić naprzemienność na listach wyborczych, wzmocnioną bardzo ważną zasadą dotyczącą równej liczby kobiet i mężczyzn na tzw. "jedynkach" tych list.

Tegoroczna kampania wyborcza była rekordowa pod względem aktywności kobiet. Jak wnika z analiz przygotowanych przez Instytut Spraw Publicznych udział kobiet na listach wyborczych do Sejmu oraz wśród osób kandydujących do Senatu w wyborach w 2023 r. wyniósł 43,8 proc., co oznacza wzrost o 1,7 punktów procentowych w stosunku do poprzednich wyborów. Jednocześnie w światowym "Rankingu kobiet w parlamentach narodowych" przygotowywanym przez Unię Międzyparlamentarną Polska zajmuje mało zaszczytne 76. miejsce. Te wynik zdobyliśmy co prawda w oparciu o dane dotyczące poprzedniej elekcji, ponieważ aktualna jeszcze nie została w rankingu uwzględniona, ale po tegorocznych aktualizacjach i tak raczej nie poszybujemy w górę. Skąd tak odległe miejsce?
ikona lupy />
Prof. Małgorzata Fuszara, prawniczka i socjolożka specjalizująca się w zagadnieniach związanych z socjologią polityki, prawa, mniejszości etnicznych, kulturowych i społecznych oraz gender studies, w latach 2014–2015 sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i pełnomocnik rządu ds. równego traktowania, współtwórczyni pierwszego w Polsce projektu ustawy o równym statusie kobiet i mężczyzn. / Dziennik Gazeta Prawna

Rzeczywiście, jeśli chodzi o udział kobiet w parlamencie to słabo wypadamy na tle świata. Ciągle nie przekroczyliśmy tego magicznego progu 30 proc., chociaż powinno to już dawno nastąpić. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że świat idzie bardzo szybko do przodu i w tej chwili w całych jego regionach, jak np. w Ameryce Południowej, są bardzo silne systemy kwotowe. Tymczasem ten obowiązujący w Polsce jest najmniej skuteczny. Patrząc natomiast z perspektywy Europy to specyfika polskiej przestrzeni parlamentarnej polega na tym, że poza terenami byłej Jugosławii, jesteśmy jedynym postkomunistyczny krajem, który wprowadził systemy kwotowe i dlatego na tle niektórych państwa Starego Kontynentu, chociażby Węgier wypadamy dużo lepiej. Systematycznie powiększamy odsetek liczby kobiet w parlamencie, a nie podnosimy się w rankingach światowych. I tak to dziś wygląda, że troszeńkę idziemy do przodu, jeśli chodzi o udział kobiet w parlamencie, tyle, że inne kraje pędzą.

Udział kobiet w polskim parlamencie powoli, ale jednak rośnie. Były trzy premierki i coraz więcej kobiet pojawia się na stanowiskach ministerialnych w każdym kolejnym rządzie. O jakim rzeczywistym udziale kobiet w polityce i sprawowaniu wysokich funkcji państwowych możemy tak naprawdę mówić?

Udział kobiet w rządzie to są wartości zmienne, które, co szalenie istotne, nie zależą od aktywności samych kobiet, ale od tego, czy i w jaki sposób mężczyźni, którzy stają na czele danego rządu wskazują na ministerialne stanowiska kobiety. Należałoby więc zadać pytanie, w jaki sposób kobiety są tak naprawdę dopuszczane do wysokich funkcji? Ilu mężczyzn premierów zaprasza do swoich rządów kobiety, i jakie są to liczby? W składach kolejnych rządów ciągle mamy zdecydowaną przewagę mężczyzn, choć oczywiście był taki moment podczas rządów Donalda Tuska, a potem w pierwszym rządzie PiS-u, że tych kobiet pojawiało się stosunkowo dużo. Podobnie było w rządzie Belki. Te trzy kobiety, które były premierkami, sprawowały tę funkcję w trzech różnych sytuacjach politycznych. Okolicznościom wyboru Hanny Suchockiej towarzyszyły dość intensywne spory, jakie toczyły się wówczas wśród panów, w efekcie których pozwolono kobiecie być pierwszą premier. Pani Ewa Kopacz została powołana w momencie, kiedy odchodził Donald Tusk, przez którego była wybrana na to stanowisko. Beata Szydło została z kolei wskazana przez Jarosława Kaczyńskiego. Te specyficzne sytuacje, w której pełniły one tak wysokie funkcje i miały szansę pokazać się oraz sprawdzić trudno porównywać do normalnych, długich kadencji podczas których mężczyzna zostawał premierem. Taka sytuacja ma oczywiste uzasadnienie – kobiety nie są szefowymi partii politycznych, a najczęściej jest tak, że to szef partii zostaje premierem. Musiałby zmienić się cała struktura polskiej polityki, żebyśmy mogli mówić o równości.

Czy jest szansa na takie zmiany w polskiej strukturze sceny politycznej, które pozwolą kobietom na większy w niej udział?

Przyglądając się temu z perspektywy tego, co się dzieje dziś na świecie, to można wnioskować, że taka zmiana musi nastąpić. Tyle, że nie wiadomo ile polskiej scenie politycznej zajmie to jeszcze czasu, a obawiam się, że jednak sporo.

Brzmi to dość pesymistycznie, czy to znaczy, że nie ma nadziei na przyspieszenie tego procesu?

Optymizmem napawa fakt, że coraz więcej kobiet jest aktywnych politycznie. Zarówno w rozumieniu dynamiki partyjnej, jak i w szerszym znaczeniu politycznej aktywności. Kobiety bardziej prężnie działają w ruchach społecznych, NGO-sach czy różnych działaniach lokalnych. To są oczywiście także aktywności polityczne, jednak tego typu zaangażowanie nie przekłada się na uczestnictwo kobiet w polityce sformalizowanej, a to właśnie ona podejmuje decyzje, które dotyczą nas wszystkich.

Co zrobić, aby polska scena polityczna mogła zwiększyć liczbę kobiet, szczególnie w obszarze składu rządu? Jakie potrzebne są zmiany, poczynając od tych na poziomie formalnym?

Podstawowa zmiana formalna, jaką należałoby wprowadzić to naprzemienność na listach wyborczych, wzmocniona bardzo ważną zasadą dotyczącą równej liczby kobiet i mężczyzn na tzw. "jedynkach" list wyborczych. Tendencja jest taka, że do parlamentu wchodzą na ogóły kandydaci z pierwszych miejsc tych list. W przypadku partii, które wprowadzają małą liczbę kandydatek i kandydatów to na parlamentarną obecność szansę mają często tylko "jedynki". Przykładowo lewica mówi dziś o dużej liczbie kobiet, które weszły z jej list do Sejmu i Senatu. Rzeczywiście może się chwalić tym wynikiem, ale warto zwrócić uwagę, że w poprzednim składzie parlamentu miała ich stosunkowo mało, pomimo, że bardzo wiele ich wyborczyń i wyborców oddawało głosy na kandydatki kobiety. Jednak wówczas było ich mało na wysokich miejscach list wyborczych, szczególnie w tych okręgach, w których dane partie zwykle zwyciężają, dlatego taki był tego efekt. Reasumując, podstawowa, a zarazem najprostsza instytucjonalna zmiana, którą powinno się wprowadzić to właśnie wspomniana naprzemienność i równa liczba kobiet i mężczyzn na pierwszych miejscach list wyborczych.

Rozmawiała Beata Anna Święcicka