Musimy się zastanowić, co zrobić, żeby nie zainwestować wielkich pieniędzy w przedsięwzięcia, które w perspektywie najbliższych dekad stracą ekonomiczny sens – mówi Grzegorz Onichimowski, b. prezes Towarowej Giełdy Energii, koordynator zespołu ekspertów Instytutu Obywatelskiego i jeden z autorów programu energetycznego PO.

W energetyce potrzebna jest rewolucja czy tylko korekta kursu?

Ocenę efektów pozostawimy mediom i opinii publicznej. Ale nasze, jako Koalicji Obywatelskiej, ambicje i założenia programowe można chyba określić mianem rewolucyjnych. Chcemy uzyskać 68 proc. udziału odnawialnych źródeł w wytwarzaniu energii już w 2030 r. i ograniczyć emisyjność energii w krajowej sieci o 75 proc. w porównaniu do 2022 r. Do końca dekady planujemy też pożegnać się z węglem jako źródłem ciepła w gospodarstwach domowych.

Patrząc na poddane niedawno prekonsultacjom prognozy resortu klimatu, mówimy o przyspieszeniu transformacji o ok. 10 lat względem planów rządu Morawieckiego. Bo np. obniżenie emisyjności miksu o trzy czwarte zakładano na 2040 r.

A to tylko jeden z elementów reformy, którą postulujemy. Chcemy zmienić nie tylko miks wytwórczy Polski, ale całą logikę funkcjonowania sektora. System ma być zdecentralizowany i to OZE mają być jego „bazą”, a źródła niezależne od pogody tylko uzupełnieniem. Rynek energii ma być konkurencyjny. Wróci obligo giełdowe – wyłączone z niego będą tylko źródła rozproszone. Większą rolę niż obecnie odegrają w niej inwestorzy prywatni i podmioty samorządowe. Nie będziemy też zamykać się na kapitał zagraniczny. Pod kontrolą państwa pozostaną z kolei operatorzy sieci przesyłowych i dystrybucyjnych, którzy będą pełnili funkcję niezależnych arbitrów na rynku i nie będą już powiązani własnościowo z komercyjnymi dostawcami energii. Ważnym podmiotem transformacji stanie się też przemysł.

Jeśli nowa koalicja rządowa zostanie zbudowana wokół KO, co wydarzy się w pierwszej kolejności, w pierwszych 100 dniach po przejęciu władzy?

W pierwszej kolejności – i chyba mamy co do tego wstępną zgodę wszystkich partnerów – powinien zostać powołany jeden ośrodek, który będzie odpowiadał za całą sferę nadzoru i planowania transformacji energetycznej, od elektroenergetyki, po indywidualne ogrzewnictwo. Jako KO, zgodnie z przedstawionymi w kampanii propozycjami, będziemy chcieli m.in. przeprowadzić przegląd projektów jądrowych, którego celem będzie ich przyspieszenie. Do rządowych dokumentów strategicznych oraz do planów rozwoju sieci elektroenergetycznych powinny jak najszybciej zostać wpisane małe reaktory jądrowe. Przedstawimy też projekt liberalizujący przepisy dla energetyki wiatrowej. Szczególnie ważna jest kwestia tzw. repoweringu, czyli inwestycji w wymianę istniejących już turbin na nowocześniejsze i bardziej efektywne. Możemy w ten sposób uzyskać ładnych kilka gigawatów dodatkowych mocy wiatrowych. Zaproponujemy także zmianę systemu rozliczeń dla prosumentów.

Na jaki? Nawet najprzychylniejsi fotowoltaice eksperci sygnalizują, że skrajnie korzystny model obowiązujący do zeszłego roku, nie był możliwy do utrzymania.

Faktem jest, że nie ma raczej mowy o powrocie do czystego net-meteringu, czyli systemu opartego na opustach i wymianie bezgotówkowej. Nie uważamy takiego pomysłu ani za wykonalny, ani sensowny. Chcemy dynamicznych cen energii, które będą zachęcać także prosumentów do wspierania elastyczności całego systemu, m.in. poprzez inwestowanie w różnego rodzaju magazyny energii czy koordynowanie wykorzystania energii, np. w pompach ciepła, z godzinami jej wytwarzania. Wymiana pieniężna pozostanie, ale chcemy ją „unettowić”, bo dziś dostajemy pieniądze netto, ale płacimy z dodatkowymi obciążeniami. Uważamy, że te obciążenia powinny być naliczane dopiero na sam koniec, po rozliczeniu między prosumentem a dostawcą energii. Proponujemy też ustanowienie gwarancji zwiększającej przewidywalność inwestycji w indywidualne źródła energii. System rozliczeń powinien zapewniać, że panele będą się „zwracać” w ciągu, powiedzmy, 5-7 lat. Podobne rozwiązania funkcjonują już w niektórych państwach europejskich.

A co z węglem?

Rozstrzygnięcia losu aktywów węglowych nie ma w „100 konkretach”, ale niewątpliwie kwestia ta należeć będzie do priorytetów na pierwsze 100 dni. Koncepcja umieszczenia tej gałęzi energetyki w Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego wymaga weryfikacji. Działanie takiego podmiotu na zasadach rynkowych i jednoczesny łatwy dostęp do finansowania inwestycji gazowych oznacza dla jednostek węglowych ryzyko bankructwa w perspektywie paru lat. Musimy się zastanowić, co z tym fantem zrobić.

Dzisiaj jeszcze nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie?

Na szczeblu eksperckim istnieje wstępna koncepcja, ale nie ma jeszcze potwierdzenia instancji politycznej. Będzie ona zresztą wymagała skonfrontowania z danymi rządowymi, do których mieliśmy ograniczony dostęp.

Ale ogólny kierunek może pan chyba określić? Jednostki węglowe będą odgrywały mniejszą rolę w systemie niż zakładano?

Polityka energetyczna PiS opierała się na kłamstwie. Z jednej strony zachęcano – poprzez finansowanie z rynku mocy – do rozbudowy nowych źródeł gazowych, które, co oczywiste (m.in. ze względu na koszty emisji, ale także relację cenową między polskim węglem a gazem), będą bardzo konkurencyjne względem bloków węglowych. Ale w tym samym czasie mydliło się oczy górnikom, że będą pracować do późnych lat 40. Tych dwóch celów, w realiach gospodarki rynkowej, po prostu nie da się pogodzić. Musimy się zastanowić, co zrobić, żeby nie zainwestować wielkich pieniędzy w przedsięwzięcia, które w perspektywie najbliższych dekad stracą ekonomiczny sens.

Trzeba postawić na tańsze w eksploatacji, bardziej elastyczne bloki gazowe?

Można pójść też w odwrotnym kierunku: zrezygnować z ekspansji gazu, a w zamian przedłużyć funkcjonowanie bloków węglowych w formule rezerwy mocowej lub jednostek uruchamianych w szczytach zapotrzebowania. Ich koszty mogłyby być pokrywane z taryfy. Problem w tym, że ich funkcjonowanie w ramach konkurencyjnego rynku energii byłoby kłopotliwe, bo zgodnie z zasadą kosztów krańcowych, to one wyznaczałyby ceny dla całego rynku. Twórcy NABE tego nie rozumieli.

W grę wchodzi zmiana harmonogramu wygaszania jednostek węglowych? Funkcję mocy rezerwowych mogłaby chyba spełniać mniejsza liczba bloków…

Bardziej niż o ograniczaniu liczby jednostek myślimy o krótszym średnim czasie działania w roku, możliwym dzięki przyspieszeniu rozwoju OZE. Ale to, że jakaś rewizja harmonogramu będzie konieczna, jest pewne.

Co z tego wynika dla umowy społecznej z górnikami? Trzeba będzie ją renegocjować? Do kiedy realnie będą mogły pracować kopalnie?

Za wcześnie, by o tym mówić. To kwestia, która musi zostać omówiona między koalicjantami. Ale na pewno trzeba będzie pokazać, że zapisy umowy społecznej były niezgodne nawet z polityką faktycznie realizowaną przez dotychczasowy rząd. Moim osobistym zdaniem coalexit to perspektywa maksymalnie końcówki przyszłej dekady.

Związki zawodowe będą dla przyszłego rządu partnerem do dialogu czy raczej przeciwnikiem?

Ze związkami trzeba rozmawiać, to oczywiste. Ale punktem wyjścia do rozmowy, moim zdaniem, powinny być wypracowane z udziałem ekspertów wstępne propozycje. Miejsce w dyskusji nad tymi planami powinno znaleźć się także dla innych interesariuszy – choćby organizacji pozarządowych czy przedsiębiorców.

Ramy dla polityki energetycznej w coraz większym stopniu kształtuje Unia Europejska. Pakiet klimatyczny „Fit for 55”, ale także negocjowana w Brukseli reforma rynku energii mogą być decydujące dla dylematów takich jak finansowanie energetyki jądrowej czy węgla po 2025 r.

Chcemy wrócić do głównego nurtu polityki unijnej. Nie będziemy płynąć pod prąd, skazując się na osamotnienie, jak robią to obecne władze. Ważne dla realizacji naszych planów będzie też odzyskanie środków z Krajowego Planu Odbudowy i innych funduszy europejskich. Rozsądne zagospodarowanie tych bezprecedensowych transferów finansowych – w taki sposób, by nie powstały np. tzw. aktywa osierocone – będzie nie lada wyzwaniem. Niezbędne będzie skonstruowanie i wykorzystanie w tym celu odpowiednich, sprzyjających optymalizacji, mechanizmów rynkowych. Jednocześnie Polska powinna współkształtować unijne regulacje, szukając korzystnych dla siebie kompromisów. W Brukseli powiemy jasno, że rola węgla w miksie ma być ograniczona, że zależy nam na utrzymaniu wspólnego rynku energii, ale potrzebujemy też narzędzi, by finansować jednostki węglowe jako rezerwę bezpieczeństwa energetycznego kraju.

Główny nurt UE jest w wielu kwestiach podzielony. Choćby reforma rynku energii jest od miesięcy w impasie ze względu na spór między Niemcami a Francją co do finansowania atomu.

Na pewno powinno nam zależeć, żeby strategia oparta na źródłach odnawialnych i atomie była traktowana przez Brukselę równie przychylnie, co alternatywy, w których miks „dopełnia” gaz ziemny, a w dalszej perspektywie zielone gazy.

A co z Orlenem? Z szeregów KO płynęły bardzo krytyczne oceny dotyczące sprzedaży części udziałów w gdańskiej rafinerii Lotosu. Dopuszczałby pan zakwestionowanie całej fuzji?

Na pewno trzeba tej transakcji uważnie się przyjrzeć, zweryfikować pod kątem błędów czy nieprawidłowości. Ale czy można podważyć już przeprowadzone zmiany własnościowe? Trudno powiedzieć, bo na dziś nasza wiedza pozostaje ograniczona. Ale wydaje mi się, że wszystkie opcje powinny być na stole.

Rozmawiał Marceli Sommer