Z niektórych opresji rządowi PiS udało się wydostać, ale kluczowe spory, w tym z Brukselą, wciąż wiszą nad polską polityką zagraniczną.

PiS obejmował władzę z hasłami zmian. Dyplomacja miała przejść gruntowną reformę. „Złogów”, które zdaniem prezesa Jarosława Kaczyńskiego zalegały w MSZ, było tak dużo, że trzeba było przygotować nową ustawę o służbie zagranicznej, część dyplomatów odesłać na emeryturę i poluzować zasady naboru. Bilans tych ośmiu lat obfituje w konflikty – od słynnego już głosowania nad drugą kadencją Donalda Tuska w fotelu szefa Rady Europejskiej po tarcia z administracją amerykańską i Brukselą.

Rząd Zjednoczonej Prawicy największego sojusznika widzi w Stanach Zjednoczonych. Było tak szczególnie w okresie prezydentury Donalda Trumpa, postrzeganego jako przyjaciel ideologiczny. Dobre relacje między Warszawą a Białym Domem skutkowały wizytą prezydenta w polskiej stolicy w 2017 r. Trump wygłosił przemówienie na pl. Krasińskich, wykorzystywane później w jego wyborczych spotach. Mówił tam, że Zachód chyli się ku upadkowi, ostrzegał przed „radykalnym terrorem islamistycznym”.

W odpowiedzi kilka dni przez polskimi wyborami w 2020 r. w Ogrodzie Różanym został przyjęty prezydent Andrzej Duda. Mało kto ukrywał w Waszyngtonie, że chodzi o wsparcie dla europejskiego sojusznika politycznego. Mimo to Warszawie nie udało się przeforsować pomysłu fortu Trump, czyli ustanowienia bazy wojsk USA w Polsce. Rządzący zdecydowanie za długo stawiali na Trumpa. Wygrana Joego Bidena została przyjęta przez PiS z rozczarowaniem, a relacje się ochłodziły. Demokrata, jeszcze jako kandydat, na jednym wydechu mówił o Polsce i Białorusi, a jego otoczenie krytykowało Warszawę za reformy sądownictwa.

Wojna w Ukrainie a relacje z USA

Stan relacji zasadniczo zmieniły wojna i rola Polski jako jednego z najważniejszych sojuszników Kijowa. Od rozpoczęcia przez Rosjan inwazji Biden dwukrotnie przyjeżdżał do Warszawy, choć jego przemówienia nieco rozczarowywały przedstawicieli polskiego rządu, którzy chcieli jeszcze większego i odważniejszego wspierania Ukrainy. Zarazem to za prezydentury Bidena zainaugurowano w Polsce stały garnizon wojsk USA, a do końca roku w pełni operacyjna ma być baza tarczy antyrakietowej w Redzikowie. Rząd PiS zdecydował się też na wybór amerykańskiej firmy do realizacji projektu pierwszej elektrowni jądrowej. Mimo kilku zgrzytów relacje z Waszyngtonem wypadają dobrze, zwłaszcza gdy spojrzymy na bliższe geograficznie sojusze europejskie.

Kłótnia o praworządność z UE

Choć część sporów, jak ten dotyczący funkcjonowania Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, znalazła swój finał, istota kryzysu wokół nieprzestrzegania zasad praworządności sięga zmian w Trybunale Konstytucyjnym z 2015 r. Rządowi Zjednoczonej Prawicy nikogo nie udało się przekonać do swoich racji. Finałem licznych procedur naruszeniowych prowadzonych wobec Polski było zasądzenie przez Trybunał Sprawiedliwości UE kar wartych prawie 2,5 mld zł za funkcjonowanie ID SN. Jedyne, czego udało się uniknąć, to dokończenia procedury z art. 7 unijnego traktatu, która mogła się skończyć zawieszeniem niektórych praw, z prawem do głosowania w Radzie UE włącznie.

Procedury naruszeniowe nie są w UE zjawiskiem nadzwyczajnym. Komisja Europejska wytacza je regularnie wszystkim państwom, które nie dostosowują się do unijnych przepisów lub uchwalają przepisy sprzeczne z prawem UE. Polska w ostatnich latach nie była liderem rankingu w tych klasyfikacjach; obecnie mamy na liczniku 76 decyzji KE związanych z toczonymi postępowaniami o naruszenie prawa UE, mniej niż Austria, Bułgaria, Grecja, Hiszpania i Rumunia. Warszawa pozostaje też jednym z liderów wykorzystania pieniędzy ze wspólnego budżetu i programów celowych. To jedna z kwestii, którą należy odnotować jako duży plus.

Niestety spory o praworządność zaowocowały fatalną prasą w Brukseli, a kolejni ministrowie – zarówno spraw zagranicznych, jak i ds. UE – choć zapewniali o reformowaniu Unii i zmianie traktatów, otrzymali jedynie instrument ochrony budżetu. Ten niestety jeszcze silniej powiązał możliwość wydawania unijnych pieniędzy z przestrzeganiem owej praworządności. Niezdolność budowania koalicji najbardziej ciążyła na polskiej polityce europejskiej. Symbolem stało się słynne głosowanie „27 : 1”, w którym tylko Polska opowiedziała się przeciwko kandydaturze Tuska na drugą kadencję w fotelu szefa Rady Europejskiej. O tym, jak rząd rozwinął zdolności koalicyjne, może świadczyć sprawa mechanizmu solidarnościowego w sprawie migracji. Przepisy można było zablokować na poziomie ministrów, gdyby Polsce udało się przekonać choć jedno państwo więcej.

Zagrożone pieniądze i litewski sukces

Momentem wartym odnotowania było współtworzenie Grupy Przyjaciół Spójności, która w latach 2019–2020, podczas negocjacji budżetu na okres 2021–2027, sprzeciwiała się proponowanym pierwotnie dużym cięciom w polityce, której Polska była jednym z największych beneficjentów. I istotnie z wieloletniego budżetu oraz Funduszu Odbudowy (z którego do momentu wykonania tzw. kamieni milowych według deklaracji KE nie otrzymamy żadnych środków) przyznano nam łącznie 139 mld euro w formie dotacji i 34 mld euro w pożyczkach. I choć po negocjacjach premier Morawiecki nie krył zadowolenia, pieniądze te (z wyjątkiem środków operacyjnych) są wciąż zablokowane za nieprzestrzeganie Karty praw podstawowych.

W polityce regionalnej PiS osiągnął najpoważniejszy sukces, gdy odrzucił swoje tradycyjne podejście i z jastrzębi przedzierzgnął się w gołębie. Chodzi o Litwę. Gdy emocjonalny szantaż zastąpiła cierpliwość, a rząd znalazł odwagę, by zdystansować się od rusofilskiej polityki Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, okazało się, że wiele nierozwiązywalnych spraw zaczęło się rozwiązywać. Oto Orlen Lietuva znów ma dostęp do kolei, Polacy mogą zapisywać nazwiska po polsku (choć na razie bez znaków diakrytycznych) i nikt w zasadzie nie kwestionuje polsko-litewskiego sojuszu ani jego znaczenia dla bezpieczeństwa regionu. Litwa stała się stałym partnerem do konsolidowania regionu w ramach Trójkąta Lubelskiego (do spółki z Ukrainą i z zarezerwowanym miejscem dla Białorusi), Inicjatywy Trójmorza czy Bukareszteńskiej Dziewiątki.

Niełatwe relacje z sąsiadami

W innych kwestiach tak znaczących sukcesów brak. Spór z Czechami o Turów można było rozwiązać wcześniej i osiągnąć taki sam wynik, jaki ostatecznie osiągnięto, bez płacenia wielomilionowych kar nałożonych przez KE. Bliski sojusz z Węgrami zbankrutował, gdy premier Viktor Orbán po 24 lutego 2022 r., zamiast pomagać PiS w budowaniu Budapesztu w Warszawie, zdecydował się przekształcić Budapeszt w małą Moskwę. Próby budowania europejskiej kontrelity opierając się na unijnej, często prorosyjskiej, altprawicy siłą rozpędu trwały jeszcze wtedy, gdy Waszyngton przestrzegał przed rosnącym ryzykiem wielkiej wojny. Przykładem było przyjęcie w Warszawie w grudniu 2021 r. liderki Zgromadzenia Narodowego Marine Le Pen z honorami godnymi głowy państwa. Na tym tle stosunkowo najlepiej wygląda Inicjatywa Trójmorza, do której niedawno udało się przyciągnąć Grecję, choć i jej przydałoby się ożywienie i pomysł na przyszłość.

Fiaskiem zakończył się reset z Białorusią. Rząd w imię ocieplenia nawiązał nawet współpracę z łukaszenkowskim parlamentem, którego nikt na Zachodzie nie uznaje. I znów ta linia była kontynuowana dłużej niż miała sens. Gdy w przededniu wyborów 2020 r. w Mińsku rozpoczęto już represje, Warszawa milczała. Za to po stłumieniu protestów i restalinizacji Białorusi wyciągnęła wnioski, otworzyła przed Białorusinami drzwi szerzej niż ktokolwiek w Europie, a w dodatku nie zamknęła ich, gdy Mińsk wsparł Rosję w ataku na Ukrainę. Warta zauważenia była też próba przekonywania Rosji do powstrzymania się od ataku, którą minister Zbigniew Rau jako przewodniczący OBWE podjął jeszcze na początku lutego 2022 r. Długimi miesiącami wzorcowo wyglądała też współpraca z zaatakowaną Ukrainą, choć większa w tym zasługa obozu prezydenckiego niż wycofanego z najważniejszych kierunków polityki zagranicznej resortu dyplomacji.

Podporządkowanie polityki zagranicznej potrzebom wewnętrznym nawet ten sukces naraziło na szwank. Nie ze względu na samo sedno zbożowego sporu, który ma obiektywne przyczyny i i którego trudno było uniknąć, ale ze względu na nieumiejętność – jak w przypadku Turowa – znalezienia kompromisu, gdy był na to czas przed upływem unijnego embarga. Wyrazem marginalizacji polityki zagranicznej jako samodzielnej części polityki państwa była zresztą marginalizacja MSZ. Jej objawem było odebranie resortowi polityki europejskiej, którą przekazano premierowi. Ciężar relacji z Ukrainą, USA i spraw z pogranicza bezpieczeństwa i dyplomacji wziął na siebie obóz prezydencki, Europę – jak wspomnieliśmy – przejęła KPRM. Złośliwi mawiają wręcz, że MSZ stał się resortem zarządzającym ambasadami, a na finiszu kadencji cieniem położył się dodatkowo skandal ze sprzedawaniem wiz, którego kolejne odsłony wciąż są odkrywane przez media. ©℗

Więcej tekstów w Wydaniu Specjalnym Dziennika Gazety Prawnej plus link https://www.gazetaprawna.pl/wybory

Więcej tekstów w Wydaniu Specjalnym Dziennika Gazety Prawnej https://www.gazetaprawna.pl/wybory.