Około 150 mld zł z KPO i prawie 350 mld zł z Funduszu Spójności – to realna stawka poprawy relacji z Brukselą, którą zadeklarowały ugrupowania opozycyjne.

Do wszystkich, z wyjątkiem Węgier i Polski, płyną już pieniądze z krajowych planów odbudowy. Wydaje się, że rezultat wyborczy może odmienić sytuację. Bo, choć nie znamy jeszcze oficjalnych wyników, to opozycja przygotowuje się już do sformowania rządu, którego jednym z kluczowych zadań będzie poprawa relacji z unijnymi instytucjami i państwami członkowskimi. – Składam uroczyste przyrzeczenie, że dzień po wyborach pojadę i odblokuję pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy i wszyscy to odczujemy – mówił pod koniec sierpnia lider KO Donald Tusk.

Dużo do wzięcia

Rząd PiS w ostatnich miesiącach nawet nie markował już negocjacji z Brukselą w tej kwestii, a w sprawie Funduszu Spójności zapewniał, że środki do Polski już płyną. W istocie popłynęły jedynie drobne kwoty przeznaczone na programy techniczne, natomiast płatności za zrealizowane inwestycje były zagrożone ze względu na nieprzestrzeganie przez Polskę Karty praw podstawowych. Zarówno Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga, jak i Lewica przekonywały w trakcie kampanii, że środki z Brukseli popłyną nad Wisłę.

Ale do tego nie wystarczy tylko zmiana retoryki, potrzebne są konkretne działania legislacyjne, które koniec końców będzie musiał też zaakceptować prezydent Andrzej Duda. Chyba że obecna wciąż opozycja, a wkrótce prawdopodobnie koalicja rządząca, uzyska 276 mandatów w Sejmie, na co jednak się nie zanosi.

Początkowo w ramach KPO Polska wnioskowała o 11,5 mld euro pożyczek, 2,8 mld euro z mechanizmu REPowerEU oraz 23,9 mld euro bezzwrotnych dotacji. Obecnie także z uwagi na to, że Polsce przepadły płatności zaliczkowe, w planie jest 22,5 mld euro dotacji oraz – po złożeniu we wrześniu dodatkowego wniosku przez rząd PiS – potencjalnie nawet 34,5 mld euro pożyczek. Potencjalnie więc w grze jest nawet 59 mld euro, a minimum 34 mld euro. W wersji maksimum zatem do Warszawy z samego KPO może popłynąć ok. 260 mld zł, w wersji minimum 150 mld zł. Pod warunkiem że rozmowy KE i kolejnego rządu będą dotyczyły KPO wynegocjowanego w czerwcu ubiegłego roku.

Na jakich warunkach?

Artur Nowak-Far, prof. SGH, były wiceszef MSZ w poprzednim rządzie PO-PSL, uważa, że rozmowy powinny dotyczyć planu wynegocjowanego pierwotnie przez rząd Mateusza Morawieckiego i to ten dokument miałby być podstawą, którą ewentualnie można lekko zmodyfikować. Ma za tym przemawiać to, że plan został zaakceptowany przez Brukselę. Nie wystarczy jednak umówienie się na konkretny kształt KPO, trzeba będzie jeszcze zrealizować kluczowe kamienie milowe, czyli zapisy będące warunkami wypłaty kolejnych transz pieniędzy – w sumie są to 283 punkty. Wśród nich jest obecnie wzmocnienie ważnych aspektów niezależności polskiego sądownictwa, w tym reforma wzmacniająca bezstronność sądów i zadośćuczynienie sędziom dotkniętym orzeczeniami Izby Dyscyplinarnej SN w sprawach dyscyplinarnych i immunitetowych.

Ponadto KE oczekuje wykonania wszystkich wyroków TSUE dotyczących reform wymiaru sprawiedliwości oraz m.in. wdrożenia programu Arachne, czyli systemu informatycznego, który wspiera zwalczanie nadużyć finansowych. Nowak-Far dodaje, że istotna będzie także konsolidacja finansów publicznych. – W słowach Donalda Tuska kryje się zapowiedź wykonania wszystkich zapisów Krajowego Planu Odbudowy, a więc w pierwszym rzędzie wykonania wszystkich orzeczeń TSUE dotyczących polskiego wymiaru sprawiedliwości. Do tego dochodzi kwestia prawidłowej gospodarki budżetowej, a to oznacza konsolidację finansów publicznych, które są w tej chwili rozczłonkowane w wielu funduszach pomocniczych, poza kontrolą parlamentu – uważa prof. SGH, były wiceszef MSZ.

Po spełnieniu tych wymogów Polska będzie musiała w umowie technicznej wykazać, że zostały one zrealizowane w porządku legislacyjnym i dopiero wówczas możliwe stanie się złożenie wniosku o pierwszą płatność. KE będzie miała do dwóch miesięcy na ocenę wniosku, a następnie przedstawi ją Komitetowi Ekonomiczno-Finansowemu, czyli państwom członkowskim, których ministrowie ostatecznie zdecydują o przyznaniu środków Polsce. W pesymistycznym wariancie więc pieniądze mogłyby popłynąć nad Wisłę dopiero pod koniec I kw., w optymistycznym – w okolicach początku nowego roku. Jeśli Polska spełni również Kartę praw podstawowych i rozwieje wątpliwości dotyczące niezależnego sądownictwa, wówczas w pełni zostaną uruchomione także pieniądze z Funduszu Spójności, czyli ok. 350 mld zł.

Bruksela powściągliwa

Myliłby się ten, kto spodziewałby się wybuchów radości w Brukseli po ogłoszeniu cząstkowych wyników wyborów w Polsce. KE z charakterystycznym dystansem odnosi się do wewnętrznych spraw.

Jak na razie rzecznik KE Eric Mamer stwierdził wczoraj, że wciąż jest na stole KPO wynegocjowane z polskim rządem, i wykluczył zmiany w dokumencie z uwagi na taki lub inny wynik wyborczy. – Będziemy musieli zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja, kiedy wyniki pozwolą na utworzenie nowego rządu – mówił rzecznik. Nie odpowiedział też na pytanie, czy Ursula von der Leyen kontaktowała się już z byłym szefem Rady Europejskiej, a obecnie liderem KO Donaldem Tuskiem. Bruksela będzie czekać ze swoim oświadczeniem i z ewentualnymi gratulacjami dla zwycięzców do momentu ogłoszenia oficjalnych wyników przez PKW. ©℗