Najbliżej skompletowania są opozycyjne listy do Senatu. Ale bliskie ostatecznych decyzji są już wszystkie ugrupowania.
Jeśli chodzi o pakt senacki, to słyszymy spójne relacje z tworzących go ugrupowań, że w zasadzie jest już uzgodnione, kto i jakich kandydatów wystawi do 100 senackich okręgów. Jak wynika z naszych informacji, np. w Warszawie w czterech okręgach mają startować: Magdalena Biejat z Lewicy, były RPO Adam Bodnar oraz dwóch obecnych senatorów – Aleksander Pociej oraz Marek Borowski.
Zasadniczy podział okręgów między ugrupowania tworzące pakt został już dokonany. – Nie ma jeszcze 100 proc. pewności co do nazwisk, bo w PO nie zapadły jeszcze ostateczne decyzje, kto idzie do Sejmu, a kto do Senatu – mówi nam opozycyjny polityk. A jeden z senatorów dodaje, że główna robota została wykonana. – Do kilku zmian może dojść w mniej znaczących okręgach. Sądzę, że ogłoszenie paktu wraz z konkretnymi nazwiskami nastąpi tuż po ogłoszeniu daty wyborów przez prezydenta – twierdzi. To oznacza, że o kształcie paktu senackiego dowiemy się w połowie miesiąca (Andrzej Duda musi zarządzić wybory do 14 sierpnia).
Sfery wpływów zostały podzielone. Najwięcej okręgów biorących ma PO – 40, pozostałe ugrupowania mają podzielić między siebie 25 okręgów. – Za dużo oddaliśmy. Lewica dostaje Opole, a Hołownia okręgi z Gnieznem i Zieloną Górą (w tym ostatnim ma startować gen. Mirosław Różański – red.) – mówi jeden z naszych rozmówców z PO.
Na razie nie wiadomo, co z Romanem Giertychem. – Żadne z ugrupowań paktu senackiego nie zgłosiło jego kandydatury – słyszymy od polityka Lewicy. Z naszych informacji wynika, że otrzymał propozycję startu z okręgu olsztyńskiego, skąd pochodzi jego żona. Dziś senatorem z tego okręgu jest senator niezależna Lidia Staroń, a sam okręg jest zaliczany do trudnych dla opozycji. Giertych miałby startować z niego jako kandydat niezależny, a partie tworzące senacki blok miałyby nie wystawiać mu kontrkandydata. Lewica, która sprzeciwia się jego kandydaturze, zapowiada, że jeśli nie będzie kontrkandydata z paktu, sama go wystawi.
Wcześniej na swoim profilu na Twitterze Roman Giertych ogłosił, że wystartuje z okręgu 90. Obecnie senatorem stamtąd jest Jadwiga Rotnicka z PO, która sama deklaruje chęć startu. To okręg, w którym opozycja ma praktycznie pewny mandat. – Będzie problem, jeśli Giertych wystartuje z tego okręgu bez porozumienia z paktem, bo wtedy on, nasz kandydat czy kandydat PiS mogą mieć po jednej trzeciej głosów i wiele się może zdarzyć – mówi nam polityk PO.
Jeśli chodzi o opozycyjne listy w wyborach do Sejmu, partia Donalda Tuska ma już w większości uzgodnione najważniejsze nazwiska na listach (istotną rolę ma tu odegrać tzw. suwak, uwzględniający kobiety). Ostatecznie listy ma zatwierdzić Rada Krajowa PO, która powinna być zwołana w okolicach posiedzenia Sejmu, a więc 16–17 sierpnia.
Teoretycznie sytuacja klaruje się także w szeregach Trzeciej Drogi, czyli sojuszu Polski 2050 z Koalicją Polską-PSL. Wczoraj Szymon Hołownia ogłosił, że listy jego ugrupowania są już „skompletowane”. – Do wyborów idziemy jako koalicyjny komitet wyborczy z progiem 8 proc. – dodał lider Polski 2050. W PSL entuzjazmu nie widać. Jak podało RMF FM, w sobotę podczas rady naczelnej ludowcy zdecydują najpewniej o starcie w wyborach pod własnym szyldem, choć z opcją wciągnięcia na listę Hołowni i jego ludzi. A to układ nieakceptowalny dla Polski 2050, więc Trzecia Droga może niebawem zakończyć swój żywot. Tym bardziej że napięcia rosną. Wątpliwości ugrupowania Hołowni wzbudziło wciągnięcie do Koalicji Polskiej-PSL polityków Porozumienia. Ale w PSL też było słychać utyskiwania. – Od czterech lat promujemy Koalicję Polską, dlaczego więc nie poszliśmy w nazwę „Koalicja Polska 2050”, tylko w jakąś dziwną Trzecią Drogę – irytuje się jeden z ludowców.
Okazją do kolejnych spięć może być ewentualna współpraca PSL z Agrounią. Jej lider Michał Kołodziejczak był widziany w zeszłym tygodniu w Sejmie, a nasz rozmówca z PSL potwierdza, że trwają rozmowy o ewentualnym sojuszu. – Nie ma to naszej zgody – mówi nam polityk Polski 2050.
PiS, jak słyszymy, roboczo jest już dogadany z częścią koalicjantów, a rozmawiają z Suwerenną Polską, Partią Republikańską, stowarzyszeniem OdNowa Marcina Ociepy czy kołem Polskie Sprawy. – Jesteśmy generalnie zadowoleni, rozmowy skupiają się na kwestiach programowych – przyznaje jeden z ziobrystów. Z naszych rozmów w PiS wynika, że Zbigniew Ziobro walczy o wciągnięcie na listę 41 kandydatów, czyli tylu, ile jest okręgów sejmowych. – Nie prezentujemy żadnych nierealistycznych oczekiwań. Mamy bardzo dobrych kandydatów, więc moglibyśmy nawet więcej niż 41 miejsc obsadzić, ale punktem odniesienia są wybory z 2019 r. i na kanwie tego toczą się aktualnie rozmowy – mówi inny ziobrysta. Jak słyszymy, te zapędy może ograniczyć PiS. Formalnie ma zwlekać z zatwierdzeniem list wyborczych niemalże do samego końca, czyli do czasu ich rejestracji (początek września). Jest to świadoma taktyka ze strony Jarosława Kaczyńskiego, który wie, że liczba mandatów, jakie PiS jest w stanie uzyskać przy obecnych notowaniach, może się okazać nawet o kilkadziesiąt mniejsza niż obecnie. A to oznacza ścisk na listach. Prezes PiS, zwlekając z ogłoszeniem, kto na listy wchodzi, a kto nie, sprawia, że w kampanii pracują wszyscy zainteresowani, a nie tylko ci, którzy dostaną gwarancję startu. ©℗