Humanitarny horror na polskiej granicy wciąż trwa. Czy można połączyć prawo państwa do ochrony granic i poszanowanie praw człowieka?

Dramat imigrantów sprowadzanych przez Aleksandra Łukaszenkę na polsko-białoruską granicę się nie kończy. Kolejne oszukane osoby, znajdując się w końcu w sytuacji bez wyjścia, próbują nielegalnie przedostać się na teren Rzeczypospolitej, i to mimo wprowadzanych zabezpieczeń, często drastycznych i prawnie wątpliwych. Wygląda na to, że wraz z rozwojem konfliktu w Ukrainie dramat na granicy polsko-białoruskiej także może eskalować, a sam w sobie stanowi odprysk dyskusji o prawach człowieka oraz polityce imigracyjnej Unii Europejskiej.

Temida bije na alarm

Imigracja to temat wywołujący ogromne społeczne emocje. Kryzys migracyjny z 2015 r., gdy setki osób tonęły u wybrzeży Unii Europejskiej, stał się paliwem wyborczym dla części polityków. Tymczasem problematykę polityki migracyjnej trzeba będzie prędzej czy później rzetelnie i – o ile to możliwe, bez emocji – rozpracować zarówno na poziomie unijnym, jak i samych państw członkowskich oraz w kontekście wewnętrznej spójności społecznej państw. Unia Europejska staje przed ogromnymi wyzwaniami, których migracja oraz zmiany demograficzne są już teraz częścią i pozostaną nią bez względu na poglądy.

Z szacunków organizacji humanitarnych wynika, że do 2050 r. liczba samych migrantów klimatycznych na świecie osiągnie 1 mld. Olbrzymia część z nich będzie próbowała wjechać do Unii Europejskiej. Prawnicy specjalizujący się w prawach człowieka biją na alarm i podkreślają konieczność opracowania konkretnych rozwiązań, jednocześnie wskazując na pozytywne skutki legalnej migracji.

– To nie imigracja jest problemem, przeciwnie, daje ona dodatkowy impet gospodarce, pozytywnym zmianom społecznym, kreatywności i rozwojowi. Problemem jest brak umiejętności zarządzania nią, mechanizmów proinkluzyjnych, niezapewnienie wystarczającej integracji nowych mieszkańców i pozostawienie ich i ich szczególnych problemów bez adekwatnej odpowiedzi. Politycy nieposiadający umiejętności zarządzania państwem plotą zatem o ryzykach imigracji, jednocześnie populistycznie prezentując jako „dowody” problemy imigrantów, które są spowodowane niemądrymi działaniami albo karygodnymi zaniechaniami samych polityków. Ilekroć więc słuchamy opowieści kolejnego demagoga o „groźnej” imigracji, myślimy o Nowym Jorku, w którego obszarze metropolitalnym mieszkańcy posługują się ok. 800 językami. Tyle warte są opowieści o „zagrożeniach imigracji”. Ta myśl powinna kierować polityką migracyjną i azylową UE, która powinna być proaktywna, inkluzywna i integralna, czyli realnie wdrażać nasze, europejskie wartości: prawa człowieka, demokrację i tolerancję, zarazem będąc jednym z elementów budowania europejskiego dobrobytu. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to źródłem jego zagrożenia nie jest sama imigracja, tylko poszczególne jednostki – wyjaśnia prof. Marcin Górski z Uniwersytetu Łódzkiego i radca prawny.

„Twierdza Europa” buduje jednak kolejne mury, zmienia się orzecznictwo sądowe. Kryzys na polsko-białoruskiej granicy to tylko odprysk większego wyzwania.

– Mam mocne wrażenie, że skończył się czas optymizmu czy też naiwności, w jakim żyliśmy jeszcze dekadę temu. Przyjmowaliśmy, że kwestie migracyjne będą przedmiotem zgody państw członkowskich UE, co prowadziło do powstania rozporządzeń dublińskich. Bardzo szybko okazało się jednak, realia są inne, a ponadto państwa kierują się własnymi, a nie wspólnymi interesami. Zasadniczo ochrona granic należy do kompetencji poszczególnych państw, ale słyszymy, że UE jest gotowa nie tylko nie przeszkadzać, lecz także wspierać budowanie „twierdzy Europa”. Uważni obserwatorzy wieszczyli to już jakiś czas temu. Dzisiaj możemy usłyszeć, że UE jest gotowa finansować czy współfinansować bariery. Wypychanie migrantów, tzw. pushback, jest nie tylko praktyką poszczególnych państw, lecz także jednostek Frontexu. To znane fakty. I powiem tak: UE nie będzie w nim przeszkadzać, bo w przeciwnym wypadku podsycałoby to antyunijne nastroje w państwach członkowskich – obawia się prof. Ireneusz Kamiński z Polskiej Akademii Nauk. – Mam wrażenie, że UE nie będzie przeszkadzać w politykach państw zniechęcających migrantów, a więc zgodzi się na szybkie procedury deportacyjne. Analogiczną zmianę dostrzegam też w orzecznictwie ETPC, który przecież ma dbać o prawa człowieka. Strasburg nie kwalifikuje jako zabronionych zbiorowych wydaleń, „taśmowego” deportowania nielegalnie napływających cudzoziemców po zaledwie bardzo ogólnej weryfikacji okoliczności i z informacją, że procedury odwoławcze mogą podejmować już spoza kraju – dodaje.

Profesor Kamiński relacjonuje, że w wyrokach wyraźnie wskazuje się na nielegalny przyjazd jako na okoliczność obciążającą. Cudzoziemiec słyszy, że wnioski pobytowe czy azylowe może złożyć w konsulacie czy na granicy. – Popełnienie przestępstwa przez cudzoziemca, który do państwa UE przyjechał jako małe dziecko, a więc nie zna w ogóle kraju pochodzenia, nie jest traktowane jako przeszkoda dla naruszającej prawo do życia prywatnego i rodzinnego deportacji. I tak obecnie osoby starające się o decyzje pobytowe w Zjednoczonym Królestwie będą wywożone do Rwandy i tam mają czekać na odpowiedź właściwych władz. Rwanda jest zadowolona, bo trafiają do niej pieniądze z Londynu. A kilka lat temu m.in. w Niemczech dyskutowano, czy nie wywozić cudzoziemców do Bośni i Hercegowiny, gdzie dostawaliby decyzje w sprawie pobytu. Nie zdziwiłbym się, gdyby do takich pomysłów wrócono. One są zresztą już czasami realizowane. Uchodźcy syryjscy składają wnioski z obozów w Turcji – mówi.

Po sprawiedliwość

Czy imigranci próbujący się nielegalnie dostać do Unii Europejskiej pójdą do sądów w przypadku naruszeń prawa? Przykład kryzysu na polsko-białoruskiej granicy, choćby w kontekście pushbacków, pokazuje, że może się tak zdarzać.

– Europejski Trybunał Praw Człowieka zakomunikował rządowi RP skargi związane z kryzysem migracyjnym na granicy z Białorusią trwającym od 2021 r. – wyjaśnia Ministerstwo Spraw Zagranicznych.

Z danych uzyskanych od resortu wynika, że do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka wpłynęło m.in.:

  • 16 skarg 34 obywateli państw obcych,
  • jedna skarga związana z koczowiskiem migrantów w okolicach Usnarza Górnego,
  • dwie skargi na zakaz zgromadzeń na obszarze przygranicznym objętym stanem wyjątkowym,
  • dwie skargi na zatrzymanie fotoreporterów przy granicy z Białorusią w pobliżu obszaru objętego zakazem wstępu.

„Od 2021 r. trybunał zastosował tzw. środki tymczasowe w odniesieniu do 91 skarg osób przekraczających nielegalnie granicę z Białorusią, nakazując niewydalanie tych osób, jeśli znalazły się na terytorium RP, oraz niekiedy zapewnienie im niezbędnej pomocy humanitarnej lub medycznej. W 90 sprawach środki te zostały już uchylone, najczęściej z uwagi na wszczęcie procedur azylowych, samowolne opuszczenie kraju przez skarżących bądź niestwierdzenie ich obecności na terytorium Polski” – czytamy w odpowiedzi ministerstwa.

Czy sądy, zarówno polskie, jak i unijne, będą w stanie udzielać pomocy nielegalnym imigrantom? Eksperci zwracają uwagę, że mogą mieć problemy.

– Tym migrantom od samego początku towarzyszy obciążająca okoliczność: nie starali się przyjechać legalnie, nie składali wniosków przez konsulaty. A więc nie mieli szans, by przekonać polskie władze, że spełniają przesłanki pobytowe. Dlatego właściwe organy administracyjne wydają negatywne decyzje prowadzące ostatecznie do deportacji. A decyzje te potwierdzają sądy administracyjne. Przy okazji, w jednym z państw Zachodu postarano się, by w II instancji administracyjnej znaleźli się ludzie „wrażliwi na prawa człowieka”. I co? Nic! Bo przecież ci ludzie są prawnikami! Nie widząc szczególnych okoliczności mogących uzasadniać decyzję pobytową, potwierdzają negatywną decyzję I instancji – nie kryje sceptycyzmu prof. Kamiński. – Migranci czasami odwołują się do dramatycznych scenariuszy: twierdzą, że porzucili islam, a więc są winni apostazji, za co w ich krajach grozi im śmierć; albo mówią, że są gejami. Organy i sądy na to: „udowodnijcie”. Aktywiści praw człowieka z kolei: „nie wolno o to pytać”. Ale organy i sądy rozstrzygają na podstawie faktów i dowodów. Prawnicy aktywiści działający na rzecz migrantów nie przebiją się z „argumentami ludzkimi”. Tych w prawie nie ma. No dobrze, czasem się udaje. Od wielkiego dzwonu.

Profesor Marcin Górski prezentuje nieco inną perspektywę. – Oczywiście migranci korzystają z ochrony prawnej zasadniczo tożsamej z tą, z której korzystają obywatele polscy. Bo o ile nie mają prawa podstawowego do wjazdu na terytorium Polski, gdyż zasadniczo to państwo decyduje o tym, kto może wjechać i przebywać na jego terytorium, o tyle mają prawo do ochrony przed narażeniem ich na pozbawienie życia, tortury albo nieludzkie lub poniżające traktowanie. Te uprawnienia wynikają z art. 2 i 3 Europejskiej konwencji praw człowieka. Mają też, chronione konwencją europejską (a także konwencją genewską dotyczącą statusu uchodźców) prawo do ochrony przed zbiorowym wydaleniem. Mają wynikające z prawa UE i prawa międzynarodowego prawo do sądowej ochrony i do tego, żeby dotyczące ich procedury toczyły się z zachowaniem określonych zasad – tłumaczy ekspert. – Unia Europejska pracuje nad nowym paktem o migracji i azylu od 2016 r. i niektóre spośród jego elementów zostały już przyjęte (rozporządzenie w sprawie agencji azylowej UE i dyrektywa w sprawie Niebieskiej karty), inne nieco utknęły (np. rozporządzenie proceduralne, które ma zastąpić obecną dyrektywę), zaś przyjęcia innych spodziewamy się wkrótce (np. rozporządzenie kwalifikacyjne zastępujące obecną dyrektywę). Zasadniczo zmiany te zmierzają w kierunku uproszczenia procedur i, co przyjmuję do wiadomości bez entuzjazmu, uszczelnienia (nazwijmy to w ten nieprzyjemny sposób) zewnętrznych granic na przepływ cudzoziemców. Niestety, w Unii doraźny pragmatyzm polityków stymulowany populizmem zdaje się przeważać nad trzeźwą oceną długofalowych skutków migracji.

Dyplomacja i prawo

Być może kluczem do powstrzymania horroru na polskiej (i przy okazji unijnej) granicy byłaby skuteczna dyplomacja? Polska ma też narzędzia prawne, by próbować powstrzymać Białoruś i kształtować skuteczną, przyjazną prawom człowieka politykę humanitarną.

– Prawo na poziomie międzynarodowym jest funkcją polityki. Jeśli będzie decyzja polityczna, to znajdą się środki, które będą mieściły się w granicach prawa. Nie trzeba się od razu odwoływać do działań odwetowych. Możliwe są różne preteksty, by zmieniać zasady przekraczania granicy np. przez ciężarówki czy nawet wyłączyć pewne przejścia z użytkowania. A przez Białoruś idzie m.in. tranzyt drogowy i kolejowy z Chin… Rozmowa przestałaby być prowadzona w duecie. Są liczne możliwości reakcji; a jeśli druga strona je kwestionuje, to można odpowiedzieć: przedstawmy spór organowi międzynarodowemu, np. Międzynarodowemu Trybunałowi Sprawiedliwości (sądowi ONZ). Zapewniam, że Białoruś i Rosja się na taki sądowy scenariusz nie zgodzą. Bo prawo międzynarodowe zezwala na naszą reakcję – mówi prof. Kamiński.

Profesor Górski dodaje:

– Niczego nie załatwimy bez dobrej współpracy międzynarodowej i sprawnie wykorzystywanych instrumentów dyplomatycznych. Białoruś i Rosja nie są stronami Europejskiej konwencji praw człowieka, chociaż trzeba tu dodać, że w przypadku Rosji nadal istnieje możliwość składania skarg dotyczących naruszeń praw i wolności chronionych konwencją, które miały miejsce do 16 września 2022 r., kiedy państwo to przestało być stroną EKPC. Problemem pozostaje jednak egzekucja ewentualnego wyroku, a tu znów kłania się konieczność dyplomatycznej sprawności, która nie jest ostatnio mocną stroną naszego państwa – mówi ekspert. – Jeżeli chodzi o ewentualny spór przed MTS, to Białoruś ani Rosja nie złożyły deklaracji o uznaniu jurysdykcji tego sądu międzynarodowego, a zatem należałoby poszukiwać podstawy do wywiedzenia jurysdykcji MTS z innej, szczególnej podstawy. Precedensu tego rodzaju niedawno dostarczył spór wniesiony przez Ukrainę na podstawie art. IX Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa. Przy sprzeciwie Rosji, kwestionującej jurysdykcję MTS i twierdzącej, że w istocie spór dotyczy aktu agresji, a nie zbrodni ludobójstwa, MTS 16 marca 2022 r. wydał środek zabezpieczający nakazujący Rosji natychmiastowe wstrzymanie działań militarnych w Ukrainie. Oczywiście Moskwa nie wykonała środka tymczasowego, co naraża ją na dalsze konsekwencje międzynarodowoprawne (np. na podstawie art. 27 ust. 3 Karty Narodów Zjednoczonych – obowiązek powstrzymania się od udziału w podejmowaniu uchwał Rady Bezpieczeństwa w sprawach dotyczących pokojowego załatwiania sporów przez państwo pozostające w sporze) – dodaje.

„W dniach 21 i 22 października 2021 r. Rada Europejska przyjęła konkluzje, w których stwierdziła, że nie zaakceptuje żadnych podejmowanych przez państwa trzecie prób instrumentalnego wykorzystywania migrantów do celów politycznych” – wyjaśnia resort spraw zagranicznych. I dalej: „W odpowiedzi na działania Białorusi w tym zakresie, 15 listopada 2021 r. Rada przyjęła decyzję 2021/1990 w sprawie zmiany decyzji 2012/642/WPZiB dotyczącej środków ograniczających w związku z sytuacją na Białorusi, w której wprowadzono dodatkowe kryterium umożliwiające stosowanie środków ograniczających (zamrożenia funduszy i zasobów gospodarczych/zakazu ich udostępniania oraz zakazu wjazdu) wobec osób fizycznych lub prawnych, podmiotów lub organów, które organizują lub wspomagają działania reżimu Łukaszenki ułatwiające nielegalne przekraczanie granic zewnętrznych. Zmiana ta znalazła odzwierciedlenie w rozporządzeniu (WE) nr 765/2006, tak aby zapewnić prawidłowe i jednolite stosowanie przepisów w całej Unii. Zakaz wjazdu wobec określonych osób fizycznych przewidziany decyzją znajduje odzwierciedlenie w stosownych wpisach do Systemu Informacyjnego Schengen (SIS II)”.

O polską politykę azylową oraz ewentualne propozycje zmian w prawie unijnym zapytaliśmy także Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Bez odpowiedzi. ©℗