W zasadzie od nieszczęsnej zgody na mechanizm warunkowości w grudniu 2020 r. rząd Mateusza Morawieckiego powtarza, że w polityce europejskiej mamy same sukcesy, albo zapewnia, że nic się nie stało. Tak samo było również po ostatnim szczycie UE, na którym Niemcy i Holendrzy nie zgodzili się na polskie postulaty dotyczące limitów cen gazu. To też nie przeszkodziło odtrąbić sukcesu i założyć, że ludność nie potrafi ze zrozumieniem przeczytać kilku kartek A4.
W zasadzie od nieszczęsnej zgody na mechanizm warunkowości w grudniu 2020 r. rząd Mateusza Morawieckiego powtarza, że w polityce europejskiej mamy same sukcesy, albo zapewnia, że nic się nie stało. Tak samo było również po ostatnim szczycie UE, na którym Niemcy i Holendrzy nie zgodzili się na polskie postulaty dotyczące limitów cen gazu. To też nie przeszkodziło odtrąbić sukcesu i założyć, że ludność nie potrafi ze zrozumieniem przeczytać kilku kartek A4.
Odpowiedzialny za terminowe pozyskanie unijnych pieniędzy z budżetu UE na lata 2021–2027 minister Grzegorz Puda przekonuje, że nie ma problemu z miliardami euro na spójność. W odpowiedzi na pytania dla portalu wPolityce twierdzi, że: „nieprawdą jest, że państwa członkowskie UE nie muszą stosować przepisów wynikających wprost z obowiązującego prawa. Wszystkie państwa członkowskie UE, bez względu na to, czy cytują zapisy w umowie partnerstwa, czy nie, muszą, zgodnie z obowiązującym rozporządzeniem PE i Rady nr 2021/1060 z dnia 24 czerwca 2021, spełnić cztery podstawowe warunki horyzontalne: zamówienia publiczne; pomoc publiczna; stosowanie Karty praw podstawowych; stosowanie Konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych”. Ma to być argument obalający tezę o samobójczym wprowadzeniu do polskiej umowy partnerstwa zapisów dotyczących Karty praw podstawowych, o których pisaliśmy w ubiegłym tygodniu w DGP. Minister Puda Ameryki nie odkrywa. W zasadzie od nieszczęsnej zgody na mechanizm warunkowości w grudniu 2020 r. (do tego za chwilę wrócimy) rząd Mateusza Morawieckiego powtarza, że w polityce europejskiej mamy same sukcesy, albo zapewnia, że nic się nie stało. Tak samo było również po ostatnim szczycie UE, na którym Niemcy i Holendrzy nie zgodzili się na polskie postulaty dotyczące limitów cen gazu. To też nie przeszkodziło odtrąbić sukcesu i założyć, że ludność nie potrafi ze zrozumieniem przeczytać kilku kartek A4 (do tego też wrócimy zachwilę).
Zacznijmy jednak od wniosków Grzegorza Pudy. Tak, minister ma rację. Każde państwo UE jest zobowiązane do przestrzegania prawa unijnego. Przede wszystkim traktatu lizbońskiego i KPP. To teza tak samo prawdziwa jak stwierdzenie, że stolicą Francji jest Paryż. Czyli truizm. Nie każde państwo zdecydowało się jednak na wpisanie do swoich umów partnerstwa zapisów jednoznacznie wskazujących, że z KPP mają jakiś problem (prawdziwy czy wyimaginowany), a o jego rozwiązaniu zdecyduje Komisja Europejska. Dalej minister Puda dumnie ogłasza, że „w odniesieniu do warunku dotyczącego Karty praw podstawowych, przekazując programy do akceptacji KE, informowaliśmy, że zdaniem strony polskiej ten warunek jest spełniony zgodnie ze stanowiskiem z 7 lipca 2022 r.”. Wspaniale. Polska uważa, że ma rację. Zdaniem Polski spełnione zostały również warunki do wypłat z Krajowego Planu Odbudowy. Jest tylko pewien problem: Komisja Europejska uważa inaczej. W sprawie KPO mówiła o tym w wywiadzie dla DGP jej szefowa Ursula von der Leyen. Z kolei w kwestii KPP – jak mówi minister Puda – „trwa dialog techniczny”. Czyli z pewnością miła rozmowa o kwestiach ogólnowojskowych.
Pan minister nie dodaje jednak, że inne kraje, prowadząc swoje dialogi, nie tłumaczą się ze śliskiej kwestii, jaką jest KPP. Śliskiej dla nas, bo Polska jest z KE w sporze o sądy. I trudno zakładać, by w przypadku KPO i KPP na ich temat Komisja miała dwa różne stanowiska. Przypomnijmy po raz kolejny: problem polega na tym, że cały czas w rubryce odnoszącej się do KPP w umowie partnerstwa mamy wpisane: „niespełniony”. Inne państwa UE takich zapisów nie mają i mogą sobie „dialogować” spokojnie.
Cofnijmy się jednak o dwa lata. W grudniu 2020 r. odbył się szczyt UE, na którym przyjęto (ze zgodą Polski) mechanizm warunkowości pozwalający blokować wypłacanie unijnych pieniędzy. Gdy talibowie z Parlamentu Europejskiego zaczęli wzywać Komisję Europejską do natychmiastowego zastosowania tego mechanizmu wobec Polski i Węgier, premier Morawiecki zapewniał, że jest on czysto teoretyczny i dotyczy tylko sytuacji, gdy fundusze są rozkradane. 1 stycznia 2021 r. weszło jednak w życie rozporządzenie, w którym wpisano, że „na mocy nowego rozporządzenia płatności z budżetu UE mogą być wstrzymywane w stosunku do krajów, w których stwierdzone naruszenia zasad praworządności utrudniają zarządzanie funduszami UE”. 11 marca 2021 r. Polska i Węgry zaskarżyły rozporządzenie do Trybunału Sprawiedliwości UE. A ten 16 lutego 2022 r. wydał orzeczenie, które skargę oddaliło. Szef rządu miał prawie rok, aby zapewniać, że tylko korupcja i defraudacje zagrażają unijnym pieniądzom. W końcu jednak trzeba było pokornie przyznać, że była to interpretacja zbyt optymistyczna, a na szczycie UE w grudniu 2020 r. sami na siebie ukręciliśmy bat, produkując nowy mechanizm kontroli nad transferem unijnych miliardów do polskiejgospodarki.
Podobnie było z regulacjami, których konsekwencją będzie wygaszenie produkcji aut spalinowych. W czerwcu tego roku minister klimatu Anna Moskwa na Twitterze napisała, że „Polska wyraziła zdecydowany sprzeciw w czasie Rady UE wobec propozycji zakazu rejestracji aut spalinowych od 2035 r.”. Tak. Wyraziła zdecydowany sprzeciw. A następnie – zapewne płacząc i pozostając niezłomną w tym sprzeciwie – na regulację się zgodziła. Bo gdzieś w tle były pieniądze na tzw. sprawiedliwą transformację.
To samo z ostatnimi postanowieniami szczytu UE dotyczącymi energii. Premier mówi o sukcesie. Tymczasem w konkluzjach Rady Europejskiej nie ma mowy o limitach cen na gaz, których chciały Polska i 14 innych państw. Jak wół napisano o „tymczasowych dynamicznych widełkach cenowych”. Wprowadzenie realnych limitów byłoby możliwe po odejściu od obecnego mechanizmu wyliczania ceny opartego na wskaźnikach holenderskich TTF. Nie ma jednak o tym mowy w konkluzjach.
Nad KPO nie ma sensu się nawet pastwić. Jak mawiał klasyk: pieniędzy nie ma i nie będzie. Pozostaną słowa premiera i ministrów o kolejnych tryumfach. I wrażenie, że polski rząd dyplomatyczną ogładę i miłe deklaracje płynące z Brukseli mylnie określa mianem ustępstw z jej strony. Zostaną też niemądre wpisy ministra Pudy na Twitterze, w których zapewnia: „media straszą”. Niech pan minister weźmie te wszystkie sukcesy dotyczące funduszy, praworządności i klimatu, nałoży na oś czasu i odpowie sam sobie szczerze na pytanie – gdzie tu jest korzyść? Na początku sporu z UE o praworządność był tylko art. 7. Rząd Mateusza Morawieckiego zgodził się jednak na tyle nowinek, że w zasadzie można z powodzeniem uznać go za twórcę całej architektury regulacji pozwalających dyscyplinować państwa szantażem finansowym. Od mechanizmu warunkowości, przez zapisy klimatyczne połączone z funduszem na rzecz sprawiedliwej transformacji, po nieszczęsne kamienie milowe i kuriozalne przyznawanie się do niedostosowania do zapisów w Karcie praw podstawowych. Zwolennicy unijnego federalizmu powinni przyznać specjalne odznaczenia ekipie Mateusza Morawieckiego. Za zasługi dla pogłębiania integracji.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama