Wojna obronna Ukrainy dowiodła, jak błędne było bezgraniczne zaufanie matematycznym modelom wyliczającym potencjały stron i prognozującym przebieg konfliktu w symulacjach komputerowych - mówi Gen. Wiesław Kukuła, dowódca Wojsk Obrony Terytorialnej, wcześniej Jednostki Wojskowej Komandosów w Lublińcu.
Jakie główne wnioski ma pan jako dowódca Wojsk Obrony Terytorialnej patrząc na wojnę na Ukrainie?
Pierwszy - mi najbliższy: w dużym stopniu udało się nam przewidzieć sposób, w jaki wojnę będzie prowadzić Federacja Rosyjska. Tym samym założenia przyjęte jako podstawy do budowy Wojsk Obrony Terytorialnej okazały się właściwe. Tego typu formacja wraz z dedykowanymi do działań manewrowych wojskami operacyjnymi może skutecznie powstrzymywać i niszczyć przeciwnika, wykorzystując teren oraz specyficzne - niwelujące jej ograniczenia - systemy rażenia takie jak przeciwpancerne pociski kierowane, „manpadsy” czy artyleria.
WOT będą miały własną artylerię?
Pracujemy nad koncepcją, której przyjęcie spowodowuje rozwinięcie w brygadach obrony terytorialnej pododdziałów wysoko mobilnych haubic w kalibrze 105 mm i zasięgu rażenia do około 20 km. Równie kluczowe będzie jednak rozpoczęcie szkolenia tzw. wysuniętych obserwatorów w kompaniach lekkiej piechoty. Umożliwi to naszym żołnierzom naprowadzanie nie tylko ognia organicznego ale również artylerii wojsk operacyjnych. Nasz potencjał w tej dziedzinie zdefiniują również drony rozpoznawcze, które już dzisiaj dość intensywnie wykorzystujemy oraz drony uderzeniowe krótkiego zasięgu, które znajdują się na naszym wyposażeniu. To kolejny projekt rozwijania zdolności formacji w obszarze rażenia po grupach niszczycieli czołgów.
Jakie są kolejne wnioski?
Drugim, bardziej strategicznym, wnioskiem jest pozytywne zweryfikowanie obrony powszechnej jako modelu obrony państwa oraz roli, jaką odgrywa w jej kształtowaniu obrona terytorialna. Rozwijająca między innymi odporność lokalnych społeczności, ich zdolność do obrony i samoobrony oraz kształtująca postawy obronne obywateli. Trzecim jest potrzeba rozwijania zdolności obrony terytorialnej do wspierania samoobrony społeczności lokalnych na terenach czasowo utraconych. Niezależnie od przyjętego modelu obrony istnieje ryzyko czasowego włamania przeciwnika na nasze terytorium. Wiara w poszanowanie prawa wojennego i uległość wobec tego typu agresora na terenach utraconych jest naiwnością. Dlatego tak ważnego wymiaru nabiera przygotowanie struktur do prowadzenia działań niekonwencjonalnych i przygotowania systemowego oporu.
Rozumiem, że nieprawdziwe są tezy pojawiające się w pierwszych dniach wojny, że to lekka piechota wykonała całą pracę przy obronie?
Od pierwszego dnia wojny obronnej Ukrainy bronią siły zbrojne oraz siły podległe ministerstwu spraw wewnętrznych, co złożyło się na relatywnie dużą „widoczność” formacji lekkiej piechoty, zwłaszcza w miastach. To jeden z kluczowych elementów ugrupowania obronnego zapewniający nasycenie siłami środowiska walki, ale nie jedyny. Jedną z najpoważniejszych wad lekkiej piechoty jest jej ograniczona zdolność do prowadzania działań manewrowych. Jej mobilność jest zwyczajnie bardzo niska, również oderwanie od przygotowanego do obrony terenu obniża jej efektywność. Dlatego w początkowym okresie działań synonimem oporu byli żołnierze piechoty z Javelinami czy Piorunami. Później jednak działania obronne musiały zostać oparte na manewrze i decydującą rolę zaczęły odgrywać jednostki zmechanizowane czy pancerne. Na każdym z etapów swoją rolę odegrała również artyleria, co widzieliśmy po efektach – zniszczonym często powierzchniowo sprzęcie rosyjskim.
Królową wojny wciąż jest artyleria?
Staram się nie patrzeć na wojnę w silosowy sposób. Postrzegam walkę jako oddziaływanie na siebie systemów, technicznie i proceduralnie połączonych sensorów i efektorów, których efektywność definiuje wiele czynników w tym szczególnie te niematerialne - kompetencje, morale i siła przywództwa. W takim rozumieniu nie ma miejsca dla „królowych”. Każdy żołnierz ma do zrobienia swoją robotę. Aby efektywnie razić artylerią niezbędne jest np. dobre rozpoznanie czy też systemy wymiany danych w czasie rzeczywistym. Ale cała ta technika musi być napędzana wolą walki i wiarą w zwycięstwo. Wojna obronna Ukrainy już dziś dowiodła, jak błędne było bezgraniczne zaufanie matematycznym modelom wyliczającym potencjały stron i prognozujące jego przebieg w symulacjach komputerowych. Tezy o wojnie „trzydniowej” rodzą się właśnie z takich płytkich kalkulacji.
Tak w Polsce myślała chyba większość wojskowych i ekspertów.
Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy przekonywano mnie, że formacja taka jak WOT zostanie zmiażdżona przez Specnaz, który w Polsce miał bardzo liczne grono piewców swojej niezwyciężoności. Gdy wraz z moimi podwładnymi opisywałem, w jaki sposób w latach 80. ubiegłego wieku z radzieckim specnazem walczyli afgańscy mudżahedini, nie przyjmowano tego do wiadomości. Kiedy stawiałem tezę, że trudniejszym przeciwnikiem dla lekkiej piechoty są pododdziały czołgów określano to jako żart. Ignorowano doświadczenie i intuicję wielu wojskowych, którzy spędzili wiele lat swojej służby w Iraku czy Afganistanie rozwijając swoje doświadczenie bojowe. Dzisiaj nie daje mi to satysfakcji. Liczy się tylko to by przygotować się do wojny, która przed nami. Zapobiec jej odstraszaniem, a jeśli ono zawiedzie, stanąć gotowym do zwycięskiej walki. Z pewnością nasz adwersarz wyciągnie wnioski z obecnej wojny – ważne by je o krok wyprzedzić. Bo intencje Federacji Rosyjskiej są chyba już dla wszystkich oczywiste.
Na początku wojny ukraińska obrona terytorialna miała kilka tysięcy członków, teraz ma ich ponad 100 tys.
To nas różni, bo w praktyce ukraińska OT - w naszym rozumieniu - zaczęła być budowana bardzo późno, tuż przed wojną. Drugą różnicą jest to, że bardzo dużo żołnierzy ukraińskiej OT to rezerwiści, którzy mają doświadczenie wyniesione z pełnienia zasadniczej służby wojskowej a nawet wcześniejszych z walk w Donbasie. To czynnik sprzyjający szybkiej rozbudowie. My nie mamy tak wielu doświadczonych rezerwistów, a różnicę między dobrym a bardzo dobrym żołnierzem stanowi właśnie doświadczenie. Ci żołnierze już wiedzą, że nie każdy pocisk wystrzelony w naszym kierunku zabija, ale też znają siłę własnego ognia.
Oni przyjęli ponad 100 tys. ochotników w kilka tygodni. Jak jest potencjał absorbcji w Polsce? Jak z dnia na dzień przyjdzie do was 50 tys. ludzi i powiedzą: chcemy służyć, to ich przyjmiecie?
To w Polsce jest także możliwe. W WOT mamy spory potencjał instruktorski, który dodatkowo rozbudowujemy. Ale chodzi o to, by się wyszkolić przed wojną, by nie dopuścić do tego, żeby ludzie nieprzygotowani szli na wojnę lub takie zadania realizować z „dnia na dzień”. Dlatego teraz chcemy otworzyć się bardziej na powszechne szkolenia, które będą możliwe dzięki nowej ustawie o obronie ojczyzny. Dzięki niej będziemy mogli nie tylko rozbudować potencjał Sił Zbrojnych jak również lepiej kształtować postawy proobronne czy też angażować obywateli do nowej formy służby wojskowej -aktywnej rezerwy. Umożliwi ona wykształcenie podstawowych nawyków z zakresu walki oraz ich podtrzymywanie przy minimalnym wpływie na życie rodzinne i zawodowe kandydata.
Na Ukrainie byli ludzie, sprzęt też się w końcu znalazł, m.in. dzięki pomocy Zachodu. My mamy odpowiednią ilość sprzętu?
Sprzętu nigdy nie jest dostatecznie wiele. Każda wojna jest tego dowodem. Możliwość jego uzupełniania nie tylko w oparciu o zapasy gromadzone na czas wojny oraz narodowe zasoby produkcyjne jest jednym z najbardziej niedocenianych aspektów naszej przynależności do NATO. Dam przykład słynnego Javelina. Wielu ekspertów dziwił fakt zakupienia przez nas tak dużej ilości urządzeń symulacyjnych przy relatywnie małej licznie pocisków w pierwszej partii zakupów kilka lat temu. Dziwił również sam fakt wyboru tego typu pocisku. Perspektywa dnia dzisiejszego „rzuca światło” na powodowy właśnie takiej decyzji. To najbardziej rozpowszechniony w NATO pocisk przeciwpancerny. To niesie pewne konsekwencje. Dlatego na koniec tego roku ponad tysiąc polskich żołnierzy będzie dysponować kompetencjami do niszczenia czołgów z użyciem tego narzędzia. Będziemy zwielokrotniać ich liczbę każdego roku. Jeszcze raz podkreślę, z wielu powodów ważne by te kompetencje rozwijać przed wybuchem wojny.
Od początku konfliktu ochotnicy walą do was drzwiami i oknami.
Tak, liczba zainteresowanych jest siedmiokrotnie większa niż wcześniej, ale obserwujemy również nowe zjawisko. Nie każdy zainteresowany chce zostać żołnierzem. Wielu ochotników chce nauczyć się walki bez wiązania na stałe z Siłami Zbrojnymi w okresie pokoju. Odczuwamy również coraz większą presję by czas oczekiwania na powołanie na szkolenie był jak najkrótszy. To dzisiaj spore wyzwanie z uwagi na wciąż odtwarzaną bazę szkoleniową.
Zmienię temat: na granicy z Białorusią są obecnie dwa tysiące żołnierzy OT, ale to jest tak naprawdę niewielka część zaangażowanych tam sił Wojska Polskiego. To nie jest porażką, że WOT nie jest w stanie w tej sytuacji całkowicie zastąpić żołnierzy operacyjnych?
To zła teza – WOT nie jest od zastępowania wojsk operacyjnych, nie stanowi też ich rezerwy jak wciąż błędnie uważa część ekspertów. Potencjał WOT i wojsk operacyjnych nie jest tożsamy, raczej wzajemnie się uzupełnia. Służba w WOT ma charakter terytorialny. Żołnierze formacji powinni pełnić służbę tam gdzie żyją i pracują. Służbę bardzo specyficzną bo łączoną z życiem rodzinnym i zawodowym. Spora liczba naszych żołnierzy to maturzyści i studenci, a wysłanie ich teraz tam, oznacza dla nich wyzwania z przygotowaniem do egzaminów. To jest problem przyziemny, ale ważny po punktem ciężkości w formacji jest żołnierz. Dla nas to jest dobra lekcja, do doskonalenia zarządzaniem zasobami osobowymi. Co ciekawe, podobnych ograniczeń mieliśmy mniej w czasie pandemii COVID-19, bo wtedy wielu pracodawców ograniczało swoją aktywność.
Ludzie nie mieli pracy, to chcieli iść do wojska?
W pewnym sensie tak. Pamiętam, że kiedyś twierdzono że WOT to armia bezrobotnych, a to okazało się kompletną nieprawdą. Około 90 proc. naszych żołnierzy uczy się lub pracuje, a to ogranicza ich dostępność dla służby pełnionej długotrwale w okresie pokoju. Z oczywistych powodów część pracodawców nie godzi się na takie długotrwałe wyłączenie z działalności swoich pracowników. Z drugiej strony pojawiają się pierwsi pracodawcy decydujący się na uruchamianie programów wsparcia pracowników będących żołnierzami OT. Wykorzystują również ich potencjał do kształtowania postaw proobronnych i kompetencji w swoich instytucjach. Dobrym przykładem są Poczta Polska czy Lasy Państwowe. W naszym społeczeństwie drzemie niesamowity potencjał i powinniśmy stworzyć warunki do rozwijania kompetencji obronnych wszystkich zainteresowanych tym obywateli, w praktyce budując fundament osobowy pod model obrony powszechnej. Taki model zapewni nie tylko odstraszanie ale i zwycięską obronę.