Chiny wstrzymały się od głosu, kiedy Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjmowało rezolucję potępiającą napaść Rosji na Ukrainę. Eksperci twierdzą, że w praktyce Pekin kluczy: stara się nie zrazić do siebie Zachodu (dobre relacje z nim wciąż są warunkiem dalszego rozwoju i budowania potęgi), a jednocześnie ustami ministra spraw zagranicznych zapewnia, że przyjaźń z Rosją jest „solidna jak skała”. O poparciu sankcji wobec Moskwy nie ma mowy (z kolei chińskie przedsiębiorstwa nie zrobią nic, w tym także nie opuszczą rosyjskiego rynku, wbrew stanowisku komunistycznych władz).

Nie wynika to, jak sądzę, z intensywności i złożoności wzajemnych relacji gospodarczych. Spoiwem tego specyficznego paktu są interesy polityczne. Zazwyczaj takie pragmatyczne podejście jest normą i się sprawdza. Podobnie przecież kiedy w Państwie Środka łamane są prawa człowieka, słusznie się oburzamy, ale nie przestajemy kupować produktów wytworzonych w największej manufakturze świata, jaką Chiny stały się już wiele lat temu. Przeciwnie, jeśli coś łączy rządy demokratyczne i chińskie to troska, by biznes kwitł. Można się zżymać, ale tak właśnie wyglądają międzynarodowa polityka i międzynarodowy handel, na czym wszyscy cynicznie korzystają – wyjąwszy tych, których prawa są łamane.
Jednakże z tego, że coś się sprawdza zazwyczaj, nie wynika, że zawsze. Chiny, a co za tym idzie również chińskie przedsiębiorstwa, prawdopodobnie pewnej kwestii nie doceniają lub z pewnych, istotnych dla siebie względów ją lekceważą. Wojna w Ukrainie jest prostym i nieuniknionym testem solidarności oraz współdzielenia pewnego sposobu pojmowania świata. Uświadamia bądź przypomina, kto na kogo i w jakiej mierze może liczyć w sprawach wykraczających poza wymierne korzyści i zyski – poza pragmatyzm i cynizm. Chiny, co jest oczywiste w ich autorytarnej logice, postawiły się poza tym sojuszem, który – jakkolwiek brzmi to górnolotnie i w pewnej mierze przesadnie – jest oparty na wartościach. Nie chodzi nawet o demokrację. Kluczowa jest wolność i skłonność do dzielenia się nią również z mniejszymi i słabszymi. Może ktoś powiedzieć, że poza sojuszem wolności znalazły się również Indie i ponad 30 innych krajów. Ale to Chiny mają ambicje być globalnym liderem i chciałyby być wszędzie i we wszystkich dziedzinach, również strategicznych, traktowane na równych prawach z państwami wolnego świata. Chcą wszędzie, gdzie to możliwe, korzystać z naszych reguł gry, ignorując je wówczas, kiedy im z nimi nie po drodze. Nie można zjeść ciastka i mieć ciastko.
Powinniśmy budować jak najlepsze relacje z Państwem Środka – w duchu szacunku i przyjaźni. I robić z nimi oraz z chińskimi przedsiębiorstwami wspaniałe interesy. Ale tam, gdzie idzie o bezpieczeństwo i kwestie, które są lub mogą być strategiczne, widzimy, że nie możemy na nich polegać. Konsumenci być może szybko o tym zapomną. Decydenci nie mogą. Analizując aspiracje komunistycznych Chin, powinniśmy pamiętać, że nie można być przyjacielem i Putina, i wolnego świata. Nie wtedy, kiedy Putin zabija Ukraińców.