Szef NIK znów przypomni o sobie i o tym, że jest na wojnie z PiS. Tym razem jednak ostrze zostanie skierowane w stronę lidera Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. Dziś Najwyższa Izba Kontroli pokaże długo odwlekany raport o Funduszu Sprawiedliwości.

Teoretycznie wiadomo, czego się spodziewać – zwłaszcza że ustalenia NIK zaczęły wyciekać do mediów. Jeszcze za czasów prezesury Krzysztofa Kwiatkowskiego izba alarmowała, jak wydawane są pieniądze z nadzorowanego przez resort Ziobry funduszu, mającego przede wszystkim nieść pomoc ofiarom przestępstw i zapobiegać tego typu zjawiskom. Wskazywano, że pieniądze trafiały m.in. do CBA czy na doposażenie ochotniczych straży pożarnych. A gdy Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Raciborzu za ponadmilionową dotację z funduszu wyremontowała i kupiła sprzęt do sali gimnastycznej, ziobryści – zupełnie na serio – tłumaczyli, że takie działanie również wpisuje się w cele funduszu. Jak? Ano, jeśli młodzież uprawia sport, to w tym czasie nie popełnia przestępstw. Tym samym politycy Solidarnej Polski dowiedli, że w tej dyskusji nie ma kropek, których nie da się połączyć, a zarzuty najwyższego organu kontroli państwowej – niezależnie, kto nim kieruje – nie muszą być przeszkodą.
Mimo to Marian Banaś postanowił jeszcze bardziej docisnąć obóz władzy w tej kwestii. Bo, jak słyszymy, na prezentacji raportu się nie skończy. Kierownictwo NIK może jeszcze zapowiedzieć kontrole doraźne wśród niektórych, nawet już wstępnie prześwietlonych, beneficjentów funduszu. W spektrum zainteresowania NIK do tej pory były takie podmioty jak fundacja Ex Bono – zarejestrowana w 2018 r., która w drodze konkursów pozyskała kilka milionów złotych dotacji z funduszu i w której media – takie jak OKO.Press – dopatrzyły się powiązań personalnych z Solidarną Polską (przedstawiciele fundacji uznali to za oczernianie ich i ich pracy na rzecz osób poszkodowanych). Kontrolerzy NIK mogą mieć też sporo pytań do pracowników Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości – państwowej jednostki organizacyjnej, podległej ministrowi sprawiedliwości. Z naszych ustaleń wynika, że wątpliwości dotyczyły m.in. tego, na ile raporty IWS, dofinansowane z Funduszu Sprawiedliwości, takie jak „Poziom uprzedzenia względem wyznawców religii w Polsce”, wpisują się w cele funduszu.
Nasze źródła przekonują, że dziś pojawi się także zapowiedź kontroli wydatków na promocję Funduszu Sprawiedliwości (m.in. pod kątem tego, jakie firmy otrzymują zlecenia) oraz że niewykluczone są zawiadomienia do prokuratury, zarówno jeśli chodzi o szczebel samych beneficjentów, jak i urzędników.
Oczywiście NIK nie może i nie powinien jednych raportów pokazywać, a innych – np. niewygodnych dla władzy – ukrywać, bo to naruszałoby powagę tej instytucji. Ale ma wpływ na to, w jaki sposób sprawa zostanie medialnie ograna. Ostatnie mocne uderzenie Mariana Banasia dotyczyło tzw. wyborów kopertowych (takiej nomenklatury używa sam NIK). Oprócz występów medialnych prezesa i głośnej konferencji pojawiły się zawiadomienia do prokuratury wobec premiera Mateusza Morawieckiego, szefa KPRM Michała Dworczyka, ministra aktywów państwowych Jacka Sasina i szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego.
Z politycznego punktu widzenia może trochę dziwić, że szef NIK postanowił aż tak przeczołgać medialnie Zbigniewa Ziobrę, zamiast próbować zawrzeć z nim cichy – może nawet zgniły – sojusz, sprowadzający się do tego, że zawiadomienia NIK do prokuratury nie lądowałyby w szufladach. W końcu Ziobro znów momentami wraca do narracji, że zaostrzona polityka UE wobec Polski to m.in. wątpliwy efekt negocjacji Mateusza Morawieckiego. Zawiadomienia szefa NIK na prominentnych działaczy PiS, w tym samego premiera, to wystawienie ich ziobrystom na srebrnej tacy. Dostarczenie strzelby, która w każdej chwili mogłaby wystrzelić, gdyby klimat w koalicji rządzącej znów się popsuł. Ale można założyć, że Ziobro, gdy sam jest atakowany, nie będzie skory do wchodzenia w jakiekolwiek polityczne układanki z Marianem Banasiem. Nasi rozmówcy z otoczenia prezesa NIK twierdzą, że zdecydowano się na efektowne działania, by wywrzeć na Ziobrę presję, tzn. by opinia publiczna nabrała przekonania, że mamy do czynienia z patologią, której pod dywan zamieść nie można.
Marian Banaś potencjalnie ma też osobiste powody, dla których nie będzie już zwlekać z publikacją raportu o Funduszu Sprawiedliwości. Wciąż waży się bowiem sprawa jego immunitetu, którego sam zrzec się nie zamierza. W związku z tym pojawiły się podejrzenia, czy szef NIK nie wstrzymuje publikacji raportu, wyczekując odpowiedniego momentu. Robiąc to teraz, być może chce uciąć te spekulacje, choć moment rzeczywiście najgorszy nie jest. Akurat trwa posiedzenie Sejmu, a to tam procedowany jest wniosek o wyrażenie zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej szefa NIK. Z takim wnioskiem do marszałek Sejmu wystąpił prokurator krajowy Bogdan Święczkowski, bliski współpracownik Zbigniewa Ziobry.
Marian Banaś zamiast wyłącznie się bronić, postanowił, że raz na jakiś czas skorzysta z dobrze znanej metody „obrony przez atak”. I dziś znów po nią sięgnie.