Hotelarz dogaduje się z wojewodą, że zorganizuje szpital. I proponuje budowę dodatkowych hal, a wojewoda się zgadza, że odsprzeda mu je za bezcen. Hotelarz zleca budowę hal swojej spółce córce, która oczywiście akurat się w tym specjalizuje

Z Michałem Szczerbą rozmawia Magdalena Rigamonti
Magdalena i Maksymilian Rigamonti
W której pan jest bandzie, panie pośle?
W bandzie?
W drużynie.
W swojej. Zawsze w swojej. Jestem przede wszystkim warszawskim posłem. Wynajętym przez ludzi do roboty. Chociaż ostatnio z posłem Jońskim w kontrolnym duecie.
Przecież w Platformie są frakcje, koterie, i to od dawna.
A ja od 2007 r. wygrywam wybory, wchodzę do parlamentu, bez względu na odległe miejsca na listach. Niektóre z nich uważano za tzw. miejsce niebiorące. A to 26., a to 15., później dziewiąte i siódme.
Chcą się pana pozbyć.
Nie sądzę, jestem wartością dodaną dla projektu. Ostatnio zdobyłem czwarty wynik na warszawskiej liście do Sejmu. Poza tym nigdy nie byłem jakimś pieszczochem partii. Zawsze robiłem swoje.
Bez partii by pana nie było.
Na pewno byłoby trudniej. Dlatego jestem wierny PO od dwóch dekad. I będę wierny.
Czeka pan na Donalda Tuska?
Czekam na zwycięstwo.
Borys Budka też czeka na zwycięstwo.
Czekamy razem, ale przecież nie z założonymi rękami. Kiedy cała Polska przeszła na tryb zdalny, włączyłem tryb „aktywność”, żeby nagłaśniać i pokazywać patologie tej władzy. Bo Polska stała się krajem wielkiej korupcji, polityczno-mafijnych układów, z których tworzą się nowe elity gospodarcze. To partykularyzmy decydują o tym, kto dostanie kontrakt, kto dotację, a kto stanowisko. A przecież PiS i w 2005 r., i w 2015 r. szedł do wyborów ze sztandarami antykorupcyjnymi. Nagłaśniali do absurdalnych rozmiarów temat ośmiorniczek. Teraz bezczelnie i cynicznie pasożytują na państwie do tego, by ustawić się na pokolenia, bogacić się, dać zarobić innym, którzy będą mieli w stosunku do nich dług wdzięczności. Pytała mnie pani o Platformę Obywatelską. Nie jestem w niej, by budować nazwisko, dla sławy, tylko dla wspólnego celu. Ważna jest porządna robota tu i teraz oraz to, co będzie za dwa lata, po kolejnych wyborach parlamentarnych.
Przegracie?
Jeśli przegramy, to nie będzie co zbierać.
Przegracie?
Nie możemy przegrać.
Od 2015 r. ludzie Platformy Obywatelskiej mówią: nie możemy przegrać.
W 2020 r. niewiele zabrakło do tego, by wygrać. Te kilkaset tysięcy głosów mniej na Rafała Trzaskowskiego to efekt propagandy TVPiS, na którą rzucono miliardy, zaplanowane utrudnienia w głosowaniu Polaków za granicą, a także być może brak wystarczającej kontroli w komisjach wyborczych we wschodnich województwach. Dwa dni przed drugą turą wyborów zostałem zaalarmowany, że są komisje w powiecie krasnostawskim na Lubelszczyźnie, w których nie ma nikogo z komitetu Trzaskowskiego. Obdzwaniałem znajomych, pisałem na grupach na Facebooku, udało się mężów zaufania sprowadzić aż z Gdyni. Mówię to po to, by w przyszłości skuteczniej pilnować uczciwości procesu wyborczego. To nie tylko jest kwestia zrobienia dobrej kampanii, ale też czuwanie nad przebiegiem głosowania. Jako obserwator OBWE uczestniczyłem w wyborach na Białorusi, na Ukrainie, w Serbii, w Albanii, a także w Gruzji. Widziałem, jak można fałszować wyniki. W 2012 r. na Białorusi sekretarz komisji wyborczej wpisywał przy mnie do protokołów inne dane, niż wynikały z liczenia. Wiem, że jeżeli nie patrzy się władzy w ręce, to może ona robić wszystko. Dlatego trzeba odsunąć PiS od władzy.
Tak, tak, to wszyscy w PO powtarzacie, że chcecie odsunąć PiS od władzy.
Naszym celem jest nie tylko odsunięcie PiS od władzy, ale i zaproponowanie innej, lepszej wizji Polski. Uczciwej, włączającej i odbudowującej wspólnotę. Moją ambicją jest ułożenie dojrzałej dorosłości, starości, o której coraz częściej myślę, w wolnym, demokratycznym kraju.
Pan ma 43 lata.
Ale jestem genealogiem amatorem. Buduję drzewo genealogiczne.
Do którego pokolenia wstecz?
Jakieś osiem pokoleń, jestem na początku XVIII wieku. Po stronie rodziny mamy mam już blisko tysiąc osób. Dzięki temu mam poczucie, że czas szybko mija, że życie szybko mija... Również z tego powodu chciałbym żyć w kraju, w którym fajnie byłoby się zestarzeć i być szczęśliwym. Trudne to, kiedy nie ma wolności i demokracji, a władza czyha na nasze prawa. Widzę, do czego doprowadziły rządy autorytarne na Białorusi.
Porównuje pan Polskę do Białorusi, jak Olga Tokarczuk.
Nie, nie porównuję. Jestem ostatnią osobą w Polsce, która dokonywałaby prostych porównań, jednak rzeczy, które się dzieją, bardzo mnie niepokoją. W zeszłym tygodniu zeznawałem w prokuraturze w sprawie złamania ręki 18-letniej Moli, dziewczyny, która brała udział w solidarnościowym proteście przed komendą na Wilczej. Złożyłem też zawiadomienie do prokuratury w sprawie antyterrorysty pałkarza, który uderzył w głowę fotoreportera. To było 18 listopada 2020 r. na placu Powstańców Warszawy. Namówiłem fotoreportera, żeby poddał się obdukcji. Nie za bardzo chciał, bo w pandemii miał mniej pracy, nie miał na badanie pieniędzy, więc zapłaciłem za nie. Lekarz potwierdził pięciocentymetrową ranę głowy, zasinienie i obrzęki w okolicy ciemieniowo-potylicznej. Fotoreporterowi groziło inwalidztwo. Gdybyśmy nie zabezpieczyli śladów, toby policja twierdziła, że dostał pałką w plecak, że nikt go nie uderzył. I takie czyny pozostałyby bezkarne. Byłem na Białorusi w trakcie wyborów prezydenckich. Ludzie masowo wyszli protestować, pokonali strach, bo reżim skradł zwycięstwo Cichanouskiej. Spotykałem też ofiary przemocy. Dziewczynę z przebitym policzkiem po kuli z broni gładkolufowej, chłopaka z częściowo rozerwaną przez granat stopą. Trafili na leczenie do Polski. Pojechałem tam w zasadzie prywatnie. Kupiłem bilet za swoje pieniądze, wynająłem pokój w hostelu, założyłem do samolotu czapeczkę z daszkiem i T-shirt.
Żeby nie być rozpoznawalnym?
Tak, gdyby reżim dowiedział się, że leci poseł, mogliby mnie nie wpuścić. Chciałem być świadkiem tego, co tam się dzieje. Moi białoruscy przyjaciele uznali, że moja obecność w tych dniach ma duże znaczenie. Kiedy o nią poprosili, nie wahałem się ani chwili. Używałem prywatnego paszportu. Próbowałem niezależnie obserwować wybory. Korzystałem ze swojego wcześniejszego doświadczenia. Białoruś nie dała OBWE akredytacji do takiej obserwacji, więc pojechałem na własną rękę. Trzymałem się tam z polskimi dziennikarzami.
Udawał pan dziennikarza?
Nie, po prostu nie manifestowałem, że jestem parlamentarzystą. W grupie raźniej, a na miejscu byli doświadczeni polscy dziennikarze, także z doświadczeniem wojennym. Były momenty, kiedy trzeba było uciekać przed tymi zbirami z OMON-u. Uważam, że warto być tam, gdzie coś ważnego się dzieje. W listopadzie 2004 r. wziąłem dwa tygodnie wolnego w pracy, wsiadłem w pociąg z grupą młodzieży, m.in. z córkami późniejszego ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza, z synem Bronisława Komorowskiego, synem Leny Kolarskiej-Bobińskiej i wieloma innymi. Pojechaliśmy na kijowski Majdan z polskimi flagami na Pomarańczową Rewolucję. Potem w 2013 r., w listopadzie, kiedy w Kijowie zaczął się Euromajdan, razem z Marcinem Święcickim byliśmy pierwszymi europejskimi politykami, którzy tam się pojawili. Wtedy też za swoje pojechałem.
Dlaczego pan tak podkreśla, że korzysta ze swoich prywatnych pieniędzy?
Bo łatwo być np. wicemarszałkiem Sejmu i zorganizować sobie wyjazd do Donbasu w ramach delegacji.
Pan się kreuje na taką mrówkę robotnicę.
Własne ambicje trzeba schować dla ważniejszego celu. Uważam, że tych mrówek robotnic jest znacznie więcej w parlamencie po stronie opozycji.
Piętro nad panem są politycy, którzy chcą władzy, dyskutują o tym, czy wraca Donald Tusk, z kim się dogada, czy w styczniu odbędą się wybory na przewodniczącego Platformy Obywatelskiej.
Każdy z nas na tym politycznym boisku znajduje sobie jakąś rolę. Być może ja w naszej drużynie jestem pomocnikiem.
Pomocnikiem kogo?
Pomocnikiem sprawy. Tak czy owak pracujemy dla wspólnego celu, dla wygranej.
Ma pan poczucie wspólnoty w Platformie Obywatelskiej?
Chciałbym, żeby ta wspólnota była większa. Chciałbym, żeby Platforma było otwarta na szerszą formułę.
Poproszę mniej dyplomatycznie.
Kiedy Donald Tusk chce pomagać, to się go po prostu zaprasza do współpracy… Wtedy, kiedy Rafał Trzaskowski chce przyciągnąć młodych ludzi do polityki, do opozycji prodemokratycznej, to się mu w tym kibicuje i wspiera. A nie tworzy spiskowe teorie, że Rafał chce zakładać nową partię. Bo nie chce. Nikogo nie chce zgubić. Naprawdę wszyscy się w tej naszej Platformie pomieścimy.
Z Donaldem Tuskiem się pomieścicie?
Zdecydowanie tak.
Podobno nawet Grzegorz Schetyna się cieszy, że wróci Donald Tusk i Borys Budka zostanie odsunięty.
Tego nie wiem, ja się ucieszę, gdy będziemy silni i wygrywający. Potrzebna jest synergia działań i jak najwięcej rąk do pracy. Uważam, że istotną rolę ma do odegrania Rafał Trzaskowski. Jest depozytariuszem tych 10 mln głosów i autorytetem w środowisku samorządowym, dobrym prezydentem mojego miasta.
W Platformie jest miejsce i dla Tuska, i dla Trzaskowskiego?
Oczywiście że tak.
Dla dwóch przywódców?
Nie tylko dla dwóch. Każdy z nich musi określić swoją rolę.
Myślę, że Donald Tusk wie, jaką chce odgrywać rolę w Platformie. Chce rządzić.
Donald Tusk jest najbardziej doświadczonym politykiem w Polsce. W 2023 r. trzeba będzie odbudowywać nie tylko państwowe instytucje, lecz także autorytet kraju na arenie międzynarodowej, markę „Polska”. Wierzę, że w naszym wspólnym rządzie z Szymonem Hołownią i Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. I tutaj Donald Tusk też będzie nieoceniony. Powiem pani szczerze, że kiedy 16 grudnia 2016 r. zostałem wykluczony z obrad przez Marka Kuchcińskiego, to wyszedłem przed Sejm i tam zaczęli zbierać się ludzie. Wówczas pierwszy raz usłyszałem okrzyk tłumu, który brzmiał: zjednoczona opozycja. I wtedy, przynajmniej na moment, ta opozycja była zjednoczona. I według mnie to hasło jest cały czas aktualne. Jest mi bliska myśl, że jeśli zrobimy to razem…
Kto to jest to „razem”? Kto ma to zrobić?
Ludzie dobrej woli.
„Ludzi dobrej woli jest więcej…”
To widać teraz na Węgrzech. Tam zjednoczona opozycja ma już 55 proc. poparcia.
Tam trzeba było sięgnąć dna.
Teraz trzeba postawić sobie pytanie, czy wybory na Węgrzech będą uczciwe, czy Orbán ich nie sfałszuje. Czy wpuści przedstawicieli OBWE, czy też zaprosi jako obserwatorów swoich przyjaciół: Putina, Salviniego i Terleckiego. Mieliśmy europosła Bartosza Kownackiego, który jeździł na wybory do Rosji i po powrocie komentował, że wszystko było w porządku. Po ekipie Orbána wszystkiego się spodziewam. Wszystkiego się też spodziewam po ekipie Kaczyńskiego. Wszystkiego najgorszego, ma się rozumieć. O, przepraszam, Joński dzwoni. Robimy podsumowanie działalności Szpitala Narodowego. Wyszło nam ponad 100 mln zł kosztów organizacji i funkcjonowania w ciągu siedmiu miesięcy przy 1,8 tys. pacjentów i 1,3 tys. osób z personelu. To rekord świata. Szpital w Warszawie miał jednorazowo przyjmować 1,2 tys. pacjentów, a przez siedem miesięcy w sumie przyjął 1,8 tys. Chyba coś tu nie gra. Pobyt jednego pacjenta kosztował ponad 50 tys. zł. Spotkaliśmy się w tej sprawie z prezesem NIK Marianem Banasiem. Przekazaliśmy mu całą dokumentację i nasze wątpliwości. Poraża nietransparentność przy organizacji tego szpitala. Do tej pory nie chcą nam pokazać umowy, którą podpisała spółka PL 2012+ z KPRM. A też innych umów. Powód może być banalny. Tam pojawiają się pośrednicy. Ciekawa jest też sprawa szpitala tymczasowego we Wrocławiu, którego organizacja kosztowała 75 mln zł. Za taką kwotę to można wybudować szpital powiatowy, taki chociażby jak w Gnieźnie, który kosztował 69 mln zł. Siedmiopiętrowy, z lądowiskiem dla helikopterów. Taki, który będzie funkcjonował co najmniej przez najbliższe 50 lat. A tymczasowy szpital wrocławski funkcjonował od 9 marca do końca maja, czyli niecałe trzy miesiące. Dodatkowe 3 mln zł ma kosztować jego demontaż. Wszystko na terenie prywatnym, który został uzbrojony. Wybudowano tam dwie nowe hale po 800 metrów kwadratowych każda. Nie były oddane pod szpital. Teraz przedsiębiorca może je sobie odkupić za 700 zł za metr kwadratowy. Czyli łącznie za 1,2 mln zł. Tak, tak, dobrze pani słyszy. Mamy dokumenty, mamy kwity, więc z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że przedsiębiorca na samych tych halach zyska ponad 20 mln zł.
Kim jest ten przedsiębiorca?
To hotelarz, organizator eventów, targów pod Wrocławiem. Z państwowych pieniędzy przeznaczonych na przeciwdziałanie COVID-19 przygotowano mu wszystko: oświetlenie, ogrodzenie, uzbrojenie, place, chodniki, światłowody, klimatyzację, nową kotłownię, utwardzono istniejącą już halę. Powinna pani zapytać nie o to, kim jest ten przedsiębiorca, lecz kto za nim stoi. Podpowiem. Szukałbym wokół osób od słynnej wrocławskiej firmy, która dostawała dotacje od Narodowego Centrum Badań i Rozwoju i robiła internetową kampanię Andrzeja Dudy. Już raz mówiłem, ale powtórzę: stawiam tezę, że od 2015 r. budowane są w Polsce nowe gospodarcze elity w patologicznych okolicznościach. Chciałbym, żeby pani zrozumiała zasady działania tego mechanizmu: facet włada nieruchomością pod Wrocławiem, na niej ma mały hotel i dwie hale. Teren obciążony wielomilionową hipoteką banku spółdzielczego. I nagle ktoś dostaje od wojewody dolnośląskiego – w trybie bezprzetargowym oczywiście – zlecenie na organizację szpitala. Pojechałem z posłem Jońskim 9 marca z zapowiedzianą kontrolą do wojewody, wcześniej rano przyjechaliśmy do tego tymczasowego szpitala, który o godz. 14:00 miał być otwarty. Okazało się, że z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu wyjęto oddział i całe popołudnie pacjenci byli przewożeni karetkami do nowego miejsca. Razem z personelem. Gierek to jest mało powiedziane. Podczas pierwszej kontroli dostaliśmy tylko jakieś ochłapy dokumentów. Kiedy następnym razem zaczęliśmy się domagać konkretów, dano nam cztery segregatory z załącznikami do umów. I z nich wynikało, że hotelarz dogaduje się z wojewodą, że to on zorganizuje szpital. To hotelarz proponuje budowę dodatkowych hal, a wojewoda się zgadza, że potem odsprzeda mu je za bezcen. I dalej, hotelarz zleca budowę hal swojej spółce córce, która oczywiście akurat się specjalizuje w budowie hal. Wpadłaby pani na to? W takich przekrętach jest cała Polska. Uważam, że naszym obowiązkiem jest przynajmniej gromadzić dane na ich temat. Ludzie już wiedzą, że z posłem Jońskim się tym zajmujemy i dzwonią, piszą, mówią.
Sygnaliści.
Tak, czerpiemy wiedzę też od sygnalistów. Mówią np., że ważny minister właśnie buduje dom, inny były minister skupuje działki. Wiem, ile wynosi uposażenie posła, ile zarabiają ministrowie, i wiem, że z poselskiej pensji nikt domu nie zbuduje. Najbardziej mnie boli, że wielu ludzi akceptuje ten brak jawności życia publicznego.
Pani rzecznik PiS pytana o majątek Mateusza Morawieckiego powiedziała wprost: to są prywatne sprawy premiera.
Prywatną sprawą pana ministra Łukasza Szumowskiego nie było to, że od powstania rządu Szydło spółka z udziałami jego brata i żony dostała około 200 mln zł dotacji z NCBR. Prywatną sprawą nie jest to, że spieniężyli swoje udziały w tej spółce za około 9 mln zł w grudniu zeszłego roku. I prywatną sprawą nie jest to, że Łukasz Szumowski oficjalnie nie ma domu, nie ma mieszkania, a na koncie tylko 24,5 tys. zł. A ustawa o jawności majątków rodzin polityków leżakuje w trybunale Przyłębskiej.
Pan się zmienił w śledczego dziennikarza.
Nie, poseł ma więcej możliwości kontroli. Często jest tak, że dostaję jakąś informację od dziennikarzy śledczych, bo oni nie są w stanie dotrzeć do danego dokumentu, a my jesteśmy. Tak było z umową na respiratory. Ja z posłem Jońskim temat respiratorów od handlarza bronią robimy już rok. I nie odpuszczamy, zwłaszcza że do rządu wraca były wiceminister zdrowia pan Cieszyński jako sekretarz stanu ds. cyfryzacji. A to znaczy, że boją mu się dać ministra konstytucyjnego. Wygląda na to, że premier Morawiecki będzie nadal ministrem cyfryzacji, o pan Cieszyński będzie jego prawą ręką. W nowej unijnej perspektywie są 34 mld zł na projekty informatyczne. Jest co dzielić. Tym bardziej że ustawa covidowa cały czas działa i wiele spraw może być rozstrzyganych bezprzetargowo. A ja i poseł Joński jesteśmy bardzo uparci. Nie odpuściliśmy sprawy tej słynnej faktury respiratorowej. Wszyscy wiedzą, że rano 14 kwietnia zeszłego roku handlarz bronią przyszedł do Ministerstwa Zdrowia, a po trzech godzinach dostał w czterech przelewach na swoje firmowe konto 160 mln zł. Wszystko w oparciu o cztery faktury pro forma. Sprawdziliśmy rating finansowy handlarza w wywiadowniach gospodarczych i w 2018 r. miał 100 tys. zł przychodu. Spółka należy do niego i jego żony. Oboje to 70-latkowie. Z takimi ludźmi rząd PiS robił pandemiczne interesy.
Słupy?
Pytanie, dla których polityków to słupy. Pytanie, dlaczego handlarz bronią dotarł też do Orlenu, do prezesa tej firmy, i wyposażył pracowników gigantycznego koncernu w maseczki ochronne. Te maseczki były też sprzedawane na stacjach benzynowych i być może są sprzedawane do tej pory. Nie do wiary jest to, że handlarz bronią w lipcu wystawił fakturę rozliczeniową za faktury pro forma ze stawką VAT 0 proc. W Polsce VAT na urządzenia medyczne wynosi 8 proc. Od lipca z posłem Jońskim żądaliśmy przekazania nam tej faktury. Dotarliśmy do niej w marcu tego roku, zawiadomiliśmy Krajową Administrację Skarbową. Doprowadziliśmy do tego, że Izba Administracji Skarbowej w Lublinie przesądziła, iż stawka VAT jest nieprawidłowa. I dopiero wtedy minister Niedzielski odesłał fakturę do handlarza bronią jako nieprawidłowo wystawioną. To zbrodnia VAT-owska. Złożyliśmy w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Zresztą złożyliśmy cztery zawiadomienia: w czerwcu, we wrześniu, w grudniu i w marcu. Do tej pory nikt nie ma postawionego żadnego zarzutu. Ani ci, którzy podpisali umowę, ani ci, którzy sprzętu nie dostarczyli. A Cieszyński wraca do rządu w glorii i chwale, minister Szumowski udziela wywiadu Piotrowi Witwickiemu, któremu mówi, że Cieszyńskiemu należy się pomnik w każdej gminie. Śmieje się nam prosto w oczy. Dojdzie do tego, że przewodniczącym komitetu honorowego budowy pomników ku czci wiceministra Cieszyńskiego będzie handlarz bronią, a wiceprzewodniczącym instruktor narciarstwa rodziny Szumowskich. Cieszyński przepłacił kilkukrotnie. W tym czasie takie same niemieckie respiratory Agencja Rezerw Materiałowych kupowała za trzykrotnie mniejszą kwotę, z gwarancją na 48 miesięcy, z pełnym serwisem, z przeszkoleniem personelu. Zdaje sobie pani sprawę, że żaden z 200 respiratorów kupionych przez Cieszyńskiego nie został do tej pory użyty? Ba, żaden nie został nawet rozpakowany ani przekazany do szpitala. Ich gwarancja kończy się po dwóch latach, czyli w przyszłym roku powinny być zdjęte z ewidencji. Będzie jak w „Misiu”, zostanie dokonany protokół zniszczenia. Pamiętam, jak razem z posłem Jońskim weszliśmy do Ministerstwa Zdrowia. Kiedy zapytaliśmy wiceministra Cieszyńskiego, gdzie są dokumenty, potwierdzenie weryfikacji kontrahenta przez służby, podniósł tylko telefon i powiedział: tutaj mam wszystko, w komórce. Takiej pychy, buty i bezkarności chyba nigdy nie widziałem.
Panie pośle, czy za te swoje śledcze sukcesy dostaje pan jakieś premie, jakieś bonusy od przewodniczącego Budki?
Premie?
Tak. Medale? Dyplomy?
Nie, ale mam nadzieję, że moja praca jest dostrzegana. Dostaję sygnały, że stanowi jakąś formę inspiracji. Inni też chcą działać. Pytają, jak to się robi. Albo dzwonią i mówią, że powinniśmy zrobić kontrolę poselską w konkretnej instytucji.
Jak pana działalność śledcza jest odbierana w Platformie Obywatelskiej?
Pozytywnie.
Pan jest outsiderem.
Ktoś mnie ostatnio nazwał na Twitterze „influencerem”. Rozmawiałem nie tak dawno z jedną z koleżanek posłanek, która twierdzi, że była kokietowana przez Polskę 2050, ale nigdzie się nie wybiera, bo ceni moją i Jońskiego pracę.
A pan nie jest kokietowany przez Hołownię?
Nie, nie jestem. Mam co robić tu, w PO. Chciałbym wrócić do tematów, które mnie od dawna pasjonują, związanych z polityką senioralną. Jestem autorem przepisów o gminnych radach seniorów, które są tworzone od 2013 r., współinicjowałem obywatelski parlament seniorów i powołanie sejmowej komisji polityki senioralnej, byłem jej pierwszym przewodniczącym. Uważam, że na wzór Campusu Polska Przyszłości warto zrobić Campus Trzeciego Wieku, z liderami aktywności senioralnej i obywatelskiej. To ogromna siła.
Na kogo głosują?
W Warszawie głosują na mnie.
Tak to sobie pan wymyślił.
Seniorzy mają zróżnicowane poglądy, ale lubią mnie, a ja ich. Na zaufanie się pracuje latami. Myślę, że teraz będą trzy, może cztery miesiące względnie bezpieczne i trzeba to wykorzystać. Są możliwości spotkań plenerowych. Chciałbym ruszyć w Polskę.
To akcja PO?
Mówię teraz o swoich planach. Ale nie zdradzę chyba tajemnicy, że Koalicja Obywatelska też ruszy w teren. I mnie to cieszy.
Czerwiec jest, na Boga.
No właśnie, trzeba wykorzystać ten czas.Co planuje partia i klub, to przekaże szefostwo. Ja z posłem Jońskim wiemy, że musimy pojeździć po Polsce i po prostu porozmawiać z ludźmi. Nagromadziło się sporo zaproszeń.
Za swoje pieniądze będziecie jeździć czy za partyjne?
Podróżowanie po Polsce nie jest jakoś specjalnie trudne w przypadku posła – mamy bezpłatne bilety na pociągi, więc możemy jeździć. Zresztą w czasie pandemii odwiedziliśmy dużą cześć szpitali tymczasowych w Polsce, żeby sprawdzać dokumenty i zabezpieczać je. Jeździliśmy nawet wtedy, kiedy hotele były zamknięte.
Byliście służbowo, mogliście więc korzystać z hotelu.
Ale kto miał nam wystawić delegację służbową, marszałek Elżbieta Witek czy wicemarszałek Terlecki? Wyjeżdżaliśmy z Warszawy o 5 rano i późnym wieczorem byliśmy z powrotem. Jestem przewodniczącym polsko-izraelskiej grupy parlamentarnej. Zadzwoniłem do ambasady Izraela i zapytałem, czy można by zorganizować zdalne spotkanie z autorem strategii szczepień w ich kraju prof. Balicerem. Marszałek Grodzki zgodził się udostępnić na nie salę plenarną w Senacie. Przyszedł też prof. Horban i wiele innych osób. Usłyszeliśmy, że Izrael daje certyfikaty szczepionkowe na pół roku, a to znaczy, że pół roku po szczepieniu należy się doszczepić. W Polsce dostajemy certyfikaty na rok. Okazuje się, że nikt nie posłuchał tego izraelskiego specjalisty. W żadnej kwestii. Mówił, że tam namówiono nawet najbardziej ortodoksyjnych rabinów, by przekonywali swoje wspólnoty religijne do szczepień. Jako liderzy opinii. U nas namówiono aktora Cezarego Pazurę za jakieś grube pieniądze. Efekty rządowej kampanii nie są satysfakcjonujące. A Kościół w Polsce... Cóż, łagodnie mówiąc, nie pomaga.
Pan jest katolikiem.
Otwartym.
Ale katolikiem.
Jestem wierzący. Ale zmieniło się moje podejście do Kościoła jako instytucji. Jest bardziej krytyczne.
Był pan związany z Rycerzami Kolumba.
Przed laty zostałem przez tę amerykańską organizację zaproszony do współpracy. Realizowałem się tam w pomocy dobroczynnej. Koordynowałem w Warszawie przekazywanie potrzebującym wózków inwalidzkich. Rozdałem ich co najmniej sto. Od dzieci do seniorów.
Stał się pan rycerzem Kolumba?
Od dekady nie ma mnie w tej organizacji. Myślę nowocześnie. Wspieram prawa kobiet, chcę równości małżeńskiej. Świeckiego państwa. Nie przeszkadza mi to chodzić do dominikanów. Ale wiara to moja prywatna sprawa.
Teraz wiara to sprawa publiczna, polityczna.
PiS-owi Kościół jest potrzebny do robienia polityki. I utrzymania władzy. Słono za to płaci. Relacje państwo – Kościół są patologiczne. Musi to wywołać refleksję i rewizję w przyszłości. Słyszę takie oczekiwania. A ja słucham ludzi. Otrzymuję wiele oznak sympatii i doceniania. Jeśli z szacunku i zaufania, które buduję tą pracą, coś dobrego wyjdzie w przyszłości, to będę szczęśliwy. Mnie wystarcza poczucie, że dobrze wykorzystuję swój czas.
Pana ojciec to bokser, medalista olimpijski.
Dwukrotny medalista olimpijski. Konsekwentny i sumienny. Na ringu i w życiu – uczciwy i zawsze fair play. Donald Tusk napisał mi ostatnio, że mój tata był chyba najlepszym technikiem w polskim boksie ever. Ja mogę potwierdzić, że miał jasne priorytety: rozwój własnych umiejętności sportowych i rodzina. Imponowała i imponuje mi jego waleczność.
Pan jemu imponuje?
Myślę, że tak. Wiem, że zawsze na mnie głosuje. ©℗
Czerpiemy wiedzę też od sygnalistów. Mówią np., że ważny minister właśnie buduje dom, inny były minister skupuje działki. Wiem, ile wynosi uposażenie posła, ile zarabiają ministrowie i wiem, że z poselskiej pensji nikt domu nie zbuduje