Ten sondaż podekscytował niektórych na polskiej lewicy. Jak gdyby to sam Karol Marks ożył. Niedawny komunikat CBOS przyniósł informację, że po raz pierwszy od 2003 r. więcej najmłodszych wyborców deklaruje się jako sympatycy lewicy niż prawicy lub centrum.

Jednym słowem mamy do czynienia z sytuacją, jakiej w Polsce nie było od pokolenia. Osoby, które dziś odpowiadają za takie wyniki, nie umiały jeszcze czytać i pisać – o ile w ogóle były na świecie – gdy lewica rządziła po raz ostatni. I w tym sensie, rzeczywiście, to dobry znak tego, że od czasów hegemonii lewicy na naszej scenie politycznej upłynęła już cała epoka. I przypomnienie, jak wiele musiało się zmienić, by z powrotem odzyskała (choć na chwilę) akceptację młodych.
„W grupie Polaków w wieku 18‒24 lat minimalnie dominują poglądy lewicowe. Deklaruje je co trzeci z nich (30 proc.). To najwyższy wynik odnotowany przez nas od początku lat 90.” – wynika z danych CBOS. Pracownia donosi o „uderzającej” zmianie rok do roku – w 2019 r. lewicowe poglądy deklarowało bowiem 17 proc. badanych. Najmniejszym zaskoczeniem świata jest więc, że polityczki, działacze i aktywiści lewicy świętują ten fakt – czasem w parze z ogłaszaniem rychłego sukcesu ich formacji. Podobnie jak mało zaskakujący jest skok notowań postaw lewicowych po roku dokręcania śruby przez prawicową władzę. Jakże miało być inaczej, skoro rząd seriami wchodził w ostry, choć często zupełnie zbędny, konflikt z naturalnie bardziej wolnościowo i postępowo usposobioną generacją młodych dorosłych?
W 2020 r. protest gonił protest, areszt gonił areszt, a podatek dokładany jedną ręką rymował się z zamykanym drugą ręką dostępem do basenu, klubu i kina. Złamanie tzw. kompromisu aborcyjnego i wynikający z niego Strajk Kobiet domknęły tylko klamrą proces, który trwał od dłuższego czasu. Odbicie się istotnej części młodych Polek i Polaków w lewą stronę – po latach niezagrożonej dominacji Korwin-Bosaka-Mentzena w tej grupie – jest faktem. Nie zamierzam więc odbierać politykom lewicy ich pięciu minut radości – niech się cieszą.
Ale wnioski z tego badania wcale nie muszą być jednoznacznie pozytywne dla politycznej lewicy w Polsce, jak mogłoby się to wydawać.
Po pierwsze, sondaż – z oczywistych powodów – nie wnika w to, o jakie rozumienie „lewicowości” i „prawicowości” chodzi badanym, kiedy określają swoje poglądy. Nie ma więc żadnej gwarancji, że lewicowość młodych badanych po roku pandemii, wojen kulturowych i protestów różni się czymkolwiek od prostego „anty-PiS”. Co bowiem ciekawe, przyznawanie się do lewicowych poglądów w 2021 r. wcale nie musi oznaczać poparcia dla lewicowego programu społecznego, bo często bywa jedynie sygnałem poparcia dla mniejszości i sprzeciw wobec dyskryminacji.
Od lat kolejne badania przynoszą sygnały, że w kwestii stosunku do solidarności społecznej, własności prywatnej, opiekuńczej roli państwa elektorat lewicy jest często bardziej… liberalny niż socjalny. Słowem, że ludziom deklarującym w badaniach lewicowy światopogląd faktycznie bliżej do Ryszarda Petru, a prawdziwych wyborców socjalnych należy szukać w PiS. Żeby nie być gołosłownym, wystarczy przywołać wyniki badań tego samego CBOS z 2019 r., z którego wynika, że wyborcy lewicy są najbardziej wolnościową grupą elektoratu – zarówno pod względem wyznawanych wartości, jak i poglądów na gospodarkę. Pozycje bliskie tradycyjnej lewicy – wspólnotowej, socjalnej, opowiadającej się za silnym państwem, niechętnej globalizacji – deklarowali wyborcy PiS-u.
Z pierwszego wynika drugie. Kto na takiej lewicowości może zyskać? Jeżeli poglądy najmłodszych wyborców są dziś „podwójnie wolnościowe” – jak ujął to zgrabnie Piotr Drygas z Fundacji Inicjatyw Społeczno Ekonomicznych – to do ich artykulacji tradycyjna lewica jest zupełnie zbędna. Program, który zakłada poparcie praw mniejszości, bardziej otwarte i mniej opresyjne państwo, nieco bardziej świeckie, prozachodnią orientację w polityce i ogólnie pojętą wolność – obywatelską, seksualną i gospodarczą – może zaproponować dziś przynajmniej kilka partii.
O tego samego wyborcę zaś – miejskiego, postępowego, świadomego swoich poglądów i zaangażowanego – już zawzięcie konkuruje Polska 2050 Szymona Hołowni, Koalicja Obywatelska oraz Lewica. Dotychczas ta ostatnia chciała spić śmietankę z tej zwyżki niechęci wobec PiS, przekonując, że to wyłącznie ona jest „autentycznie” i „w całości” po stronie mniejszości i za całym pakietem postępowych wartości. Na tym, że Biedroń jako jedyny w stawce jest postępowy, opierała się kampania prezydencka kandydata lewicy. Na tym zaś, że tylko lewica stoi po stronie legalnej i bezpiecznej aborcji, opiera się komunikat czerwono-fioletowej koalicji dziś.
Co już wiemy, w jednym i drugim przypadku przyniosło to gorsze od oczekiwanych rezultaty. A tymczasem w społeczeństwie, które z każdym rokiem i miesiącem deklaruje się jako coraz bardziej lewicowe, zyskuje polityk-celebryta-kaznodzieja, Hołownia. Lewica deklaruje się jako partia „całego tortu” – praw mniejszości, progresywnych podatków, świeckiego państwa, socjalu i silnych związków zawodowych – ale jej potencjalni wyborcy chcą z tego tortu co najwyżej kawałka.
Po trzecie wreszcie, jak trzeźwo podkreślił m.in. badacz polskiej polityki i publicysta Ben Stanley, to pierwszy sondaż CBOS w tym cyklu, który przeprowadzono według zaktualizowanej po pierwszej fali pandemii metodologii wywiadów. Istnieje więc szansa, że tak olbrzymia korekta na rzecz lewicy ma coś wspólnego i z tym. Ale jeszcze bardziej prawdopodobne, że skok lewicy wynika zwyczajnie z rosnącej polaryzacji. Bo i prawica zyskała. Zaś największy spadek wśród młodych odnotowało w tym badaniu polityczne centrum oraz opcja „trudno powiedzieć”. Rosnący podział wykopany między Polakami przekłada się na rosnącą identyfikację z dwiema wyrazistymi opcjami politycznymi na osi prawo‒lewo, a niezdecydowanych i uznających siebie za centrystów jest zwyczajnie mniej. Można się kłócić, czy to aż tak wspaniałe wieści.
Bo równie wiele albo nawet więcej niż o sukcesie lewicy wyniki tego badania mówią o sukcesie zarządzania społeczeństwem przez wojny kulturowe i ideologiczną polaryzację. ©℗