Brak poparcia ze strony Solidarnej Polski dla polityki energetycznej nie zagrozi jej realizacji, ale spotęguje zgrzyty w koalicji

Wtorkowe posiedzenie rządu miało burzliwy przebieg. Trwało około trzech godzin, z czego jedną trzecią zajęła dyskusja nad Polityką Energetyczną Polski do 2040 r. Przeciwko jej przyjęciu oponowali ministrowie Solidarnej Polski. – Nawet stroniący od ostrych politycznych sporów minister Kurtyka się postawił. Argumentował, że kto nie popiera tego dokumentu, nie popiera interesów Polski – mówi jeden z naszych rozmówców.
Dyskusja dotyczyła zgody na politykę stopniowego odchodzenia od węgla, czemu sprzeciwia się Solidarna Polska. – Rozmowa była konstruktywna – przekonywał nas jeden z rozmówców z tego ugrupowania, ale inni politycy partii Zbigniewa Ziobry nie kryją, że to poważny rozdźwięk w koalicyjnych relacjach, który będzie miał swoje długofalowe konsekwencje polityczne.
– Solidarna Polska próbowała przekonać ministrów, że jesteśmy w stanie zawrócić Wisłę kijem. Przecież USA czy Chiny, u których widać klimatyczny zwrot, nie ulegną ich argumentom – podkreśla nasz rozmówca z rządu. Dodaje, że dokument musiał być przyjęty, bo bez niego nie tylko nie da się ułożyć całego procesu inwestycyjnego, zwłaszcza w infrastrukturze gazowej, off-shore czy OZE, ale także ruszyć z projektem atomowym. Ponieważ w PEP jest zawarty miks energetyczny i zdefiniowana ścieżka odchodzenia od węgla. Dokument przewiduje np., że w 2030 r. udział odnawialnych źródeł energii (OZE) w końcowym zużyciu energii brutto wyniesie co najmniej 23 proc. W 2033 r. uruchomiony zostanie pierwszy blok elektrowni jądrowej o mocy ok. 1–1,6 GW. Kolejne bloki będą wdrażane co 2–3 lata, a cały program jądrowy zakłada budowę 6 bloków. Te cele mają być realizowane przy stopniowym odchodzeniu od węgla. – Jak najszybszego przyjęcia dokumentu chciał minister Naimski – podkreśla nasz rozmówca.
Jak twierdzi jeden z naszych rozmówców, brak poparcia dla dokumentu ze strony Solidarnej Polski nie musi oznaczać kłopotów w jego realizacji. W zasadniczej części będzie on bowiem realizowany przez rząd i spółki, i nie wymaga przyjmowania zmian w prawie.
Spór może mieć jednak bezpośredni wpływ na atmosferę w koalicji przed zbliżającym się w Sejmie głosowaniem zgody na źródła finansowania dla unijnego funduszu odbudowy. Ziobryści do poprzednich argumentów za odrzuceniem tego dokumentu dodadzą kolejne, kwestionujące politykę energetyczną. Choć nie zmieni to wyniku głosowania, bo Solidarna Polska i tak zapowiadała swój sprzeciw. Na razie nie wiadomo jednak, kiedy dojdzie do tego rozstrzygnięcia. – Czekamy na innych, jeszcze nie przegłosowała tego np. Holandia, więc nie ma powodu do pośpiechu. A i tak w tym głosowaniu poprze nas opozycja – podkreśla polityk PiS.
Różnice między PiS a Solidarną Polską w kwestiach klimatycznych i polityki energetycznej ziobryści podkreślają już od zeszłego roku, gdy na szczeblu unijnym negocjowany był Zielony Ład. To także okazja do podkopania pozycji premiera Mateusza Morawieckiego. – To on zaakceptował podwyższenie z 40 do 55 proc. celów klimatycznych. W efekcie już w styczniu ceny CO2 wystrzeliły w górę i są najwyższe od 2005 r., 35 euro za tonę. W dalszej konsekwencji czekają nas ogromne podwyżki cen ciepła i energii, którym nie sprostają żadne rządowe rekompensaty – wskazuje jeden z polityków Solidarnej Polski.
Postawę ziobrystów ostro recenzują politycy z otoczenia premiera. – Oni już teraz przyzwyczajają ludzi, że to wszystko wina Mateusza Morawieckiego, a oni jako jedyni się temu sprzeciwiali – ocenia nasz rozmówca. Jego zdaniem ziobryści robią już kampanię wyborczą. – Walczą o te dodatkowe 2–3 proc. w sondażach, nie patrząc na bezpieczeństwo Polski. Bo jeśli nic nie zrobimy, to w 2030 r. będziemy zależni energetycznie od innych państw. Trzeba będzie importować tańszy rosyjski węgiel i energię elektryczną z Niemiec, bo nasze elektrownie nie będą wydolne. Aby tego uniknąć, musimy zacząć budować atom, offshore, maksymalizować żywotność elektrowni konwencjonalnych. Tak więc teza, że nieprzyjęcie nowej polityki energetyki Polski oznaczałoby ceny prądu w cenach obecnych, jest fałszywa – wskazuje. Przypomina też, że w 2030 r. jeszcze ponad połowa energii w Polsce będzie pochodzić z węgla. – Do tego dochodzą programy osłonowe i już wynegocjowane porozumienie z górnikami. Nie jest więc tak, że z dnia na dzień zamykamy górnictwo w Polsce – dodaje. ©℗