W 2025 roku rządowi nie udało się dokonać żadnego realnego postępu w przywracaniu praworządności w wymiarze sprawiedliwości. Zastąpienie Adama Bodnara przez Waldemara Żurka na stanowisku ministra sprawiedliwości przyniosło korzystną dla rządu zmianę retoryczną, ale nie przełożyło się na sukcesy legislacyjne. W sprawach reformy Krajowej Rady Sądownictwa, Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego czy wykonywania wyroków europejskich trybunałów koalicja wciąż znajduje się w punkcie wyjścia. Nadchodzący rok daje szanse na zmiany, choć niekoniecznie na drodze ustawowej.
Pakiet ustaw „praworządnościowych” na starej ścieżce. Co dalej z sędziami?
Tuż przed świętami przyjęto pakiet ustaw „praworządnościowych”, który wkrótce trafi do Sejmu. W praktyce niewiele różni się on od pomysłów poprzedniego ministra. Segregacja blisko 3 tys. tak zwanych neosędziów pozostaje bez zmian. Część z nich miałaby zostać usunięta z zawodu, inni zdegradowani do wcześniejszych stanowisk. Nietknięci rozliczeniami mieliby być tylko młodzi sędziowie po szkołach sądowniczych.
Łagodniejszy jest za to projekt ustawy reformujący KRS. Rząd chce powrotu do wyboru 15-osobowej, sędziowskiej części rady przez środowisko sędziowskie, odchodząc od politycznego trybu wprowadzonego przez PiS. Wymóg 10-letniego stażu orzeczniczego, w tym 5 lat spędzonych w tym samym sądzie, ogranicza możliwość kandydowania części sędziów nominowanych w czasach PiS, ale zarzuty o nierówne traktowanie łagodzi argument wymaganego doświadczenia. Kandydować nie będą mogli także obecni członkowie KRS, już zaangażowani w spór o sądownictwo.
Polityka zablokuje reformy w sądownictwie?
Problem w tym, że projektów tych nie da się oceniać w oderwaniu od bieżącej polityki. W obecnej konfiguracji każde rozwiązanie wymaga głębokiego kompromisu. A w przypadku ustawy o tzw. neosędziach kompromis wydaje się niemożliwy. Karol Nawrocki zapowiadał to jeszcze w kampanii wyborczej, a później powtarzali to jego współpracownicy. Nawet jeśli ustawa przejdzie ścieżkę legislacyjną, zostanie najpewniej zawetowana. Gdyby prezydent Nawrocki ją podpisał, podważyłby wszystkie reformy wprowadzone przez PiS i środowisko, któremu zawdzięcza prezydencką nominację.
Inaczej wygląda sytuacja z ustawą o KRS. Projekt jest złagodzony i pozostawia pole do negocjacji w parlamencie. Warto jednak pamiętać, że podobny scenariusz już przerabiano. Do kompromisu w 2024 r. między ministrem Bodnarem a Pałacem Prezydenckim było blisko, ale ostatecznie zwyciężyła polityka, ignorująca opinie Komisji Weneckiej kwestionującej odbieranie sędziom biernego prawa wyborczego. Ostatecznie ustawa zamiast wejść w życie, została skierowana przez prezydenta do TK, co przesądziło o jej losie.
W 2026 roku przełomu w KRS nie będzie, ale…
W nadchodzących miesiącach nie należy spodziewać się przełomu, co jednak nie oznacza braku jakichkolwiek zmian. W 2026 r. w sądownictwie będą miały miejsce dwa ważne wydarzenia. Wiosną upływa kadencja obecnej KRS, co otwiera koalicji rządzącej możliwość wymiany jej składu – jednakże w procedurze wprowadzonej przez PiS i krytykowanej dotąd przez europejskie trybunały.
Jeżeli rząd Donalda Tuska zdecyduje się na skorzystanie z tego trybu (nie ma na ten moment innego ruchu ustawowego), a wskazują na to wypowiedzi polityków koalicji, stanie przed trudnym zadaniem wyjaśnienia swojemu elektoratowi, dlaczego chce korzystać z rozwiązań, które przez osiem lat krytykował jako niekonstytucyjne. Trzymając się orzecznictwa europejskiego, nic się nie zmieni. KRS wybrany w ten sposób (politycznie) nadal pozostanie tzw. neo-KRS, nawet jeśli zasiądą w niej bardziej praworządni sędziowie. Argument „mniejszego zła” może być przekonujący, ale nie rozwiązuje problemu systemowo. Raczej doprowadzi do symetrycznego nieuznawania decyzji KRS tylko teraz przez drugą część „sceny polityczno-sędziowskiej”.
Trybunał Konstytucyjny: możliwy zwrot, ale rozłożony na lata
Drugą zmianą będzie przetasowanie w TK. Tu można spodziewać się realnej przemiany, choć będzie to proces rozłożony na lata. W 2026 r. pojawi się bowiem aż osiem wolnych wakatów w Trybunale (zasiada w nim w sumie 15 sędziów). Jeśli koalicja je obsadzi, jej nominaci zyskają większość, choć formalnie kierownictwo w TK nawet do 2031 r. będzie sprawował Bogdan Święczkowski, obecny prezes.
Od zawsze za wyborami do TK stała mniej lub bardziej skrywana kalkulacja polityczna. Przez dekady nie była to jednak kalkulacja partyjna, lecz ideologiczna. Lewica wybierała prawników bliskich swoim przekonaniom, konserwatyści – swoim. Ten porządek został zaburzony w ostatnich latach. Wybór Stanisława Piotrowicza i Krystyny Pawłowicz przeniósł polityków z jednej linii frontu na drugą. Pytanie, czy Donald Tusk będzie chciał kontynuować tę nową tradycję, czy postawi na autorytety nieobciążone bieżącą polityką. Jeśli zwycięży ta druga opcja, istnieje szansa na powrót do stabilizacji w Trybunale – pod warunkiem, że nowi sędziowie poczują misję odbudowy TK ponad partyjnymi oczekiwaniami.
Nie należy natomiast obawiać się kwestionowania nominacji do TK przez Karola Nawrockiego. Prezydent nie ma przestrzeni na taki krok, brakuje argumentów, które mogłyby to uzasadnić.
Jest też jeszcze jedno wydarzenie, które na razie stoi pod dużym znakiem zapytania. Rada ds. Naprawy Ustroju Państwa – taki organ przy prezydencie ma rozpocząć pracę w nowym roku, angażując się m.in. w reformowanie sądownictwa. Kiedy powstanie i czy zbliży do kompromisu z rządem? – to pytanie pozostaje otwarte.
Konkluzje
Podsumowując: w 2026 r. rząd i koalicja wchodzą z nowymi, choć w istocie starymi inicjatywami legislacyjnymi dotyczącymi przywracania praworządności w sądownictwie. Mechanizmy rozliczeniowe w projektach ustaw pozostają niezmienne, co oznacza, że szanse na ich akceptację przez Karola Nawrockiego są małe. Rozpoczynający się rok powinien przynieść zmiany kadrowe w Trybunale Konstytucyjnym i Krajowej Radzie Sądownictwa – choć na dotychczasowych zasadach. Od jakości wyborów kadrowych zależy, czy sytuacja w kluczowych instytucjach sądownictwa się poprawi, czy konflikt będzie dalej trwał.