Po zamieszaniu i próbie zawieszenia europosła Waldemara Budy za niepłacenie składek na partię, politycy zaczęli się przyglądać zaległościom finansowym reszty europarlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości. Każdy europoseł tego ugrupowania jest zobowiązany do wpłacania na nie 5 tys. zł miesięcznie. Poseł krajowy ma do wpłaty 1 tys. zł miesięcznie. Ma to być odpowiednik 10 proc. ich zarobków. Okazało się, że zaległości z opłacaniem składek ma więcej europarlamentarzystów. Niektórzy widnieją w rejestrze wpłat na 2025 rok z zerowymi opłatami.
Wśród nich są między innymi Mariusz Kamiński, Dominik Tarczyński czy Michał Dworczyk. Ten ostatni mówi, że w 2025 roku wpłacił na partię 11 tys. zł. Adam Bielan z podobnym bilansem wpłat na konto, tłumaczy, że to błąd na stronie, a dodatkowo płaci na partię europejską. Mniej niż powinni zapłacili też Arkadiusz Mularczyk, Piotr Muller, Beata Szydło, Daniel Obajtek, Joachim Brudziński, Bogdan Rzońca, Tadeusz Kosma-Złotowski, Małgorzata Gosiewska, Jadwiga Wiśniewska, Maciej Wąsik, Waldemar Buda, Anna Zalewska. Zaledwie kilku europosłów wpłaciło pełną kwotę składek.
Skuteczne upublicznienie braków w składkach
Pytany przez nas o małe wpłaty europarlamentarzystów na partię, skarbnik partii Henryk Kowalczyk przyznaje, że politycy zalegają z wpłatami. – Rozmawiam z nimi w cztery oczy i upominam – mówi DGP Kowalczyk.
Upomnienia działają tylko wtedy, kiedy sprawa jest upubliczniona, jak w przypadku Waldemara Budy. Polityk miał zalegać ze składkami na kwotę 80 tys. złotych. Waldemar Buda nie płaci permanentnie składek — oznajmiła kilka tygodni temu szefowa łódzkich struktur PiS Agnieszka Wojciechowska van Heukelom. Skarbnik partii Henryk Kowalczyk mówił, że polityk "ma jakieś zaległości". — Ale to nie znaczy, że nie zapłaci. Jestem po rozmowie i będzie to regulował powoli – mówił kilka tygodni temu Kowalczyk.
Po groźbie zawieszenia go w PiS, europoseł zaczął nadpłacać zaległości w trzech wpłatach w listopadzie po 3 tys. zł. Jak do tej pory ma 9 tys. zł zarejestrowanej wpłaty. Tak niewielka kwota wobec zarobków europosła nie jest jedyna. Była premier i europosłanka od dwóch kadencji Beata Szydło do końca listopada 2025 roku zamiast kilkudziesięciu tysięcy miała wpłacić 15 tys. złotych. Arkadiusz Mularczyk wpłacił 10 tys. złotych, a Piotr Muller 11 tys. złotych. Daniel Obajtek zgodnie z podanym do publicznej wiadomości rejestrem wpłat wpłacił na partię 15 tys. zł. Tadeusz Kosma Złotowski, europoseł od trzech kadencji, miał wpłacić w 2025 roku 10 tys. złotych. Bogdan Rzońca wpłacił 15 tys. złotych, a Małgorzata Gosiewska i Joachim Brudziński po 20 tys. złotych. 25 tys. złotych miał w 2025 roku wpłacić Maciej Wąsik.
Skąd taki rozjazd we wpłatach europarlamentarzystów? Skarbnik PiS Henryk Kowalczyk tłumaczy, że niektórych europosłów potraktowano łagodniej. – Prezes po osobistej rozmowie z Michałem Dworczykiem zastosował wobec niego taryfę ulgową. Każdy z polityków, który ma okoliczności łagodzące, w tym zasługi dla Polski, ustala z prezesem Kaczyńskim wysokość wpłat na partię. Część z polityków wpłaciła duże sumy na kampanię prezydencką i dlatego teraz są częściowo zwolnieni z wpłat na partię – mówi. Kowalczyk nie chciał zdradzić, jakie konkretnie okoliczności łagodzące stały za ulgowym traktowaniem poszczególnych europosłów. Być może chodzi o toczące się w ich sprawach procesy.
Demobilizujące działania europosłów
Na słowa skarbnika oburza się poseł PiS: - Wszyscy mamy zasługi dla Polski, a tylko europosłowie są zwolnieni z wpłat na partię. To działa demobilizująco na szeregowych posłów - mówi. Kolejny dodaje: - W partii jesteśmy wściekli na jawną niesprawiedliwość. Dlaczego ja ze swojej 11-tys. pensji muszę co miesiąc płacić na partię 1 tys. złotych, a europoseł, który na czysto z dodatkami zarabia 50 tys. złotych, albo więcej, płaci miesięcznie tyle samo? – irytuje się rozmówca DGP.
Podstawowa pensja europosła to równowartość 40 tys. zł brutto. Ale to nie jest całe wynagrodzenie, bo do niego dochodzą dzienne diety w wysokości około 1500 zł oraz diety z tytułu kosztów ogólnych koło 21 tys. zł.
- Sytuacja, w której europosłowie nie wpłacają, tak jak my, 10 proc. swojej pensji na partię, jest skandaliczna. Przecież dopiero co w kampanii żebraliśmy o wdowi grosz. Nasz elektorat jest z tych biedniejszych i ci biedni emeryci wpłacali na kampanię Karola Nawrockiego ile mogli, a tłuste koty z Europarlamentu nie łożą na partię? Przypominam, że byliśmy w sytuacji odebrania nam subwencji i z datków naszego elektoratu zrobiliśmy kampanię Karolowi. Jak PiS ma mówić o darowiznach? – mówi polityk PiS.
Kolejny rozmówca, który współtworzył kampanię Andrzeja Dudy, mówi, że podobnie było w 2015 roku. – Wtedy najbardziej skąpi też byli europosłowie. Tak to jest, że im więcej się ma, tym mniej chce się oddawać? - pyta.
Zgubny brak wpłat dla europosłów
Niewpłacanie składek na partię może być jednak zgubne dla polityków. – Beata Gosiewska, wdowa po Przemysławie Gosiewskim, jako europosłanka nie płaciła składek na partię. Jarosław Kaczyński tak się na nią wściekł, że nawet fakt, że jest wdową smoleńską, jej nie pomógł. Wyautował ją i nie wpisał ponownie na listy do Parlamentu Europejskiego. Na miejscu europosłów opłacałbym regularnie składki na partię, bo mogą podzielić los Gosiewskiej – mówi jeden z polityków PiS. Na razie europosłowie się tego nie obawiają. Ci, z którymi rozmawialiśmy, sprawę bagatelizują. Niektórzy nie odpowiedzieli na pytania, dlaczego płacą mniej, niż powinni.