W Niemczech na dobre rozgorzała dyskusja na temat przyszłości Bundeswehry, kiedy okazało się, że samymi setkami miliardów euro nie zbuduje się silnej armii. Nieco światła na nowe niemieckie plany rzucił podczas ostatniego wywiadu kanclerze Niemiec, Friedrich Merz.

Kanclerz Niemiec chce poboru do wojska

Podczas wywiadu na antenie ARD niemiecki kanclerz potwierdził, że opowiada się co prawda za modelem dobrowolnej służby wojskowej, jakiej wprowadzenie ustalił wcześniej z koalicjantami, ale może ona okazać się niewystarczająca. Szczególnie w sytuacji, gdy wojsko zgłasza zapotrzebowanie na ok. 80 tys. poborowych w ciągu najbliższych 5 lat. Taka bowiem liczba zapewnić ma dopiero realizację zobowiązań wobec NATO.

- Jestem za tym, aby zrealizować to, co uzgodniliśmy w umowie koalicyjnej, czyli na razie dobrowolność. Podejrzewam jednak, że dobrowolność nie pozostanie – powiedział kanclerz Merz.

Szef niemieckiego rządu zaapelował do koalicjantów, aby zgodzili się na nowelizację Ustawy Zasadniczej, co jest znów niezbędne do wprowadzenia obowiązkowego roku służby społecznej. Na razie jednak o tydzień przedłużono czas pracy nad ustawą, wprowadzającą nowe zasady służby wojskowej. Ta nadal ma być dobrowolna, ale dzięki systemowi zachęt, jak przewidują politycy, skusić ma do służby w armii dziesiątki tysięcy osób.

W powodzenie tych planów nie wierzy Alfons Mais, wieloletni Generalny Inspektor Sił Zbrojnych. W wywiadzie dla Niemieckiej Agencji Prasowej Mais ostrzegł, że „wiara w dobrowolny udział nie wystarczy”, a bez dodatkowych 80 tys. żołnierzy armia będzie miała poważne braki w oddziałach liniowych. Skrytykował też plany uzupełniania dzięki dobrowolnemu zaciągowi do wojska jedynie oddziałów tyłowych i rezerwy, a nie tych, które znajdą się w pierwszej linii.

Powszechny pobór do wojska. Nie wszyscy wojskowi są „za”

Niemiecka dyskusja na temat przywrócenia powszechnego poboru na zasadzie służby społecznej, którą będzie można odbyć zarówno w wojsku, jak i w różnych innych instytucjach państwa, wybiega dalej niż to, co dzieje się w Polsce. Polskie plany rozbudowy Wojska Polskiego do 300 tys. żołnierzy w całości opierają się na armii ochotniczej, choć ze środowisk eksperckich coraz częściej padają głosy, by zacząć przygotowywać się także do powszechnego poboru.

Nikt co prawda nie chce powrotu do starej „zetki”, ale oczy specjalistów najczęściej zwracają się w stronę modelu wybiórczego. W ocenie generała Romana Polko, byłego szefa jednostki GROM, zanim podejmie się tego typu decyzje, trzeba pomyśleć, czy jesteśmy na nie gotowi.

- Pojawia się pytanie, czy przy tym poziomie infrastruktury, ilości sprzętu, zabezpieczenia obiektów szkoleniowych, który nawet nie jest wystarczający dla obecnego stanu Sił Zbrojnych, jest sens robić powszechny pobór? Najpierw zajmijmy się tym co jest, odpowiednim zagospodarowaniem już posiadanych zasobów, aż zostaną zrealizowane programy indywidualnego wyposażenia żołnierza itp. – mówi DGP generał Polko.

Podobne zastrzeżenia dotyczące przywracania powszechnego poboru pojawiają się też w Niemczech. Stąd pomysł szefa tamtejszego resortu obrony, Borisa Pistoriusa, aby na razie jak najszybciej uchwalić model ochotniczej rozbudowy Bundeswehry. Także w Polsce, jak przewiduje generał Polko, właściwe zaplecze i atrakcyjna oferta sprawią, że chętni do wojska znajdą się sami.

- Najpierw stwórzmy solidne i nowoczesne obiekty szkoleniowe. I kiedy te obiekty będą już nowoczesne na miarę XXI wieku, także pod względem logistycznym, to ludzie dobrowolnie będą się zgłaszali. Będą chcieli przyjść do wojska, podnieść swe umiejętności. Trzeba iść krok po kroku. Wykorzystajmy najpierw te zasoby ochotnicze, które są, a nie róbmy armii, która ma żołnierskimi trepami zadeptać wroga – mówi generał.