Komentatorzy uważają, że to atut zapowiadanego kierunku sukcesji władzy w Rosji, jednak przewidywalność polityki przyszłego prezydenta tego mocarstwa nie powinna nas uspokajać.
Uff, co za ulga. Następcą Dmitrija Miedwiediewa na stanowisku prezydenta Rosji zostanie Władimir Putin. Oczywiście tego rodzaju procesy sukcesyjne nie mają wiele wspólnego z tym, co się dzieje w państwach o bogatych tradycjach demokratycznych, ale i tak często komentatorzy podkreślają plus tej sytuacji: przynajmniej wiadomo, czego się spodziewać.
Kierując się tą logiką, ze strony ekipy prezydenta Putina i premiera Miedwiediewa możemy się spodziewać kolejnej gry embargami wobec Polski, żmudnego, delikatnie mówiąc, dochodzenia do porozumienia z Rosjanami w kwestiach surowcowych czy podtrzymania dotychczasowych priorytetów gospodarczych, w których nasz kraj, w przeciwieństwie na przykład do Niemiec, zajmuje mało poczesne miejsce. Możemy się spodziewać również utrzymania oligarchiczno-korupcyjnego systemu władzy, co oznacza między innymi to, że polskim firmom w dalszym ciągu niesłychanie ciężko będzie zbudować porządny biznes na Wschodzie.
Tak wygląda tylko gospodarcza cząstka opinii, że „wiadomo, czego się spodziewać”. Równie ważne są olbrzymie problemy polityczne, społeczne i etniczne współczesnej Rosji. W większości nierozwiązane. I jak rozumiem, na ich rozwiązanie też nie należy liczyć.
Ale do tego dochodzi rzecz znacznie bardziej poważna. Rosja jest gospodarczo krajem pozornie potężnym. Ale ta potęga jest zbudowana tylko na jednym, surowcowym źródle. Wystarczy się zastanowić, w jakich gałęziach przemysłu, oprócz wydobywczego, Rosja jest naprawdę mocna. Trudna sprawa. Może zbrojeniówka, może przemysł kosmiczny... Coś jeszcze?
Uzależnienie od surowców to dla Rosji wielkie niebezpieczeństwo. A także jedna z kwestii, wobec której może zniknąć bez śladu obliczalność duetu Putin-Miedwiediew. Ostry i długotrwały spadek cen na światowych rynkach musi wstrząsnąć finansami Rosji. Na szczęście dla obydwu panów ostatnie okresy niskich stawek chociażby za baryłkę ropy były wyjątkowo krótkie. Jaką receptę mieliby przy długotrwałej posusze? Czy mieszczącą się w ramach szeroko pojętej obliczalności? Czy – jak dotychczas – tylko jeden oligarcha znalazłby się w łagrze po skonfiskowaniu majątku? Czy Kreml nie zagrałby twardo wobec Ukrainy, Białorusi albo nawet Polski?
Zwłaszcza że Polska zaczyna coraz bardziej kłuć Rosjan w oczy. Z oporami, powoli, ale jednak są u nas budowane elementy bezpieczeństwa energetycznego – połączenia gazociągów z systemem europejskim czy gazoport. Jest wreszcie sprawa łupków. Jeżeli śmiałe prognozy się spełnią, Polska może zamiast importerem stać się eksporterem gazu. A Rosjanie na pewno nie będą na to patrzyli bezczynnie, już zresztą starają się wykazać, że gaz łupkowy pustoszy środowisko. Co będzie dalej? W ramach obliczalnej reakcji polski biznes już zupełnie nie będzie miał czego szukać w Rosji, ciekawe, co duet Putin-Miedwiediew wymyśliłby jeszcze.
Prostym testem na obliczalność obecnych władców Kremla jest wyobrażenie sobie niemożliwego. Czyli na przykład tego, że jest jakaś siła polityczna w Rosji, która ma realne szanse na przejęcie władzy. Jaka byłaby reakcja i prezydenta, i premiera? Obawiam się, że wyszłaby poza ramy tego, do czego obaj panowie nas przyzwyczaili.