Bailouty, kupowanie czasu. Europa stosuje wciąż te same, już nieskuteczne recepty na swoje problemy.
Europa powoli zbliża się do ściany. EBC co prawda w zawoalowanej formie ogłosił, że w razie potrzeby będzie skupował obligacje Włoch i Hiszpanii, a Angela Merkel i Nicolas Sarkozy wyrazili zadowolenie z planowanych przez Rzym i Madryt cięć budżetowych. Problem jednak w tym, że ani polityka EBC, ani krzepiące słowa kanclerz Niemiec i prezydenta Francji czy reformy na południu Europy nie są już gwarancją, że Unia uniknie spowolnienia gospodarczego na wzór japońskiej straconej dekady. Od początku problemów z krajami grupy PIIGS poruszamy się w tej samej dziedzinie rozwiązań. Polegają one na nurzaniu się w kadzi obietnic kolejnych bailoutów i kupowaniu czasu. Tego jednak pozostaje coraz mniej.
Pierwszy problem: na ostatnim szczycie zaakceptowano nowe kompetencje dla europejskiego instrumentu stabilności finansowej, po czym politycy strefy euro rozjechali się na wakacje. Zapomnieli, że w czasie ich urlopów nadal będzie się rozgrywał serial zadłużeniowy, w którym tym razem główną rolę odegrają Stany Zjednoczone. Zapomnieli również, że na wakacje nie poszli inwestorzy, którzy uważnie obserwowali, co się dzieje w Europie i USA. A ci widzieli wyraźnie, że prezydent USA i Kongres grają na zwłokę przed zaplanowanymi na przyszły rok wyborami prezydenckimi. Widzieli też, że europejskie parlamenty marginalizują zagrożenie, zamiast w ekspresowym tempie ratyfikować nowe zasady działania EFSF i pozwolić mu jak najszybciej na wykupywanie obligacji zadłużonych państw unii walutowej.
Problem drugi: EBC, owijając w bawełnę, zgłosił gotowość skupowania obligacji Rzymu i Madrytu, sprzedając ten komunikat w mediach jako panowanie nad sytuacją. Szybko jednak policzono, że sam EBC nie poradzi sobie z papierami włoskimi i hiszpańskimi. Dług Włoch to 1,8 bln euro. EBC ma rezerwy kapitałowe o wartości 10 mld euro. Na dłuższą metę sam sobie nie poradzi.
Problem trzeci: plany reform pochwalone przez Merkel i Sarkozy’ego mają swoje drugie oblicze. Podobnie jak w przypadku Grecji, Portugalii i Irlandii w Hiszpanii i we Włoszech mogą zablokować na lata wzrost gospodarczy. OECD wyliczył niedawno, że mimo bailoutów redukcja długu samej Grecji zajmie kilka dekad. W optymistycznym scenariuszu około 2035 r. spadnie do wymaganych przez traktat z Maastricht 60 proc. PKB. W 2012 r. w Grecji wzrost gospodarczy wyniesie zaledwie 0,6 proc. Kolejne lata będą niewiele lepsze. Wzrost Włoch i Hiszpanii pozostanie w tym roku na poziomie poniżej 1 proc. Jeśli scenariusz kreślony przez OECD się sprawdzi, południe Europy na lata ugrzęźnie.