Większość Polaków nie zna ani jednego uchodźcy. Równie wielu nie zna nawet kogoś, kto mógłby go znać. Ale i tak nienawidzimy innych.
Nataniela Marsala Cabitango, wokalistę znanego jako Chill, kilka miesięcy temu zaczepiło w Szczecinie kilku mężczyzn. Kazali mu wypier... do Syrii. Wymierzyli kilka ciosów. Chill, który jest Polakiem (jego tata urodził się w Angoli) wyląduje potem w szpitalu ze złamaną szczęką. Ani rzeczywiste pochodzenie, ani prawdziwa narodowość mężczyzny nie miały znaczenia dla jego oprawców – niechęć i wrogość Polaków wobec przybyszów z Syrii, ale też np. Afganistanu czy Iraku, okazała się silniejsza. I choć nie zawsze skutkować musi przemocą, to dziś już 65,3 proc. naszych rodaków przyznaje wprost, że jest przeciwna przyjmowaniu uchodźców do Polski, i to niezależnie od kraju ich pochodzenia – wynika z niepublikowanych dotąd badań naukowców Uniwersytetu SWPS. Jeszcze przed atakami terrorystycznymi w Paryżu (13 października 2015 r.) liczba ta nie przekraczała 57 proc. Dla porównania: Syryjczyków (innych nacji ogólnopolski panel Ariadna dla Tajnikipolityki.pl nie dotyczył) nie chce w Polsce aż 85 proc. ankietowanych; w październiku ub.r., jeszcze przed zamachami, było to 75 proc. Uprzedzenia, strach czy niewiedza? Dlaczego nie chcemy uciekinierów w naszym kraju? Co właściwie wpływa na gotowość ich przyjęcia? Skąd się w ogóle bierze ta niechęć i agresja?
Teoria opanowywania trwogi
Wydaje się, że można to tłumaczyć przede wszystkim nieznajomością tych ludzi i niewiedzą. Bo ilu Polaków zna choćby jednego Erytrejczyka? Co o nim wie? W marcu tego roku Maria Baran i dr Marta Penczek z Uniwersytetu SWPS postanowiły to sprawdzić. Ponad tysiącowi Polaków powyżej 18. roku życia zadały pytanie, czy znają jakiegokolwiek uchodźcę. Większość, bo aż 84 proc., nie znała ani jednego, a 78,9 proc. nie znało nawet nikogo, kto mógłby go znać.
Przy okazji badaczki wyodrębniły kilka innych czynników, które wpływają na to, że uchodźcy nie są w Polsce mile widziani. Pochodzenie – choćby to domniemane, jak w przypadku Cabitangi – to jedno z najpoważniejszych.
– Ankietowani pytani, kim jest uchodźca i czy powinno się danej osobie przyznać prawo pobytu w Polsce, wyraźnie częściej wskazywali na Ukraińców niż mieszkańców Bliskiego Wschodu. Między obiema grupami znaleźli się Czeczeni – mówi dr Marta Penczek, psycholog międzykulturowy.
Wcześniej poprosiła badanych o zapoznanie się z dziesięcioma historiami obcokrajowców przybywającymi do Polski. Wśród nich był m.in. Ahmed, który kilka miesięcy temu opuścił obóz na granicy turecko-syryjskiej i ruszył przez Bałkany do Unii Europejskiej. Po dotarciu do Polski zdecydował się wystąpić o nadanie statusu uchodźcy. To właśnie on spotkał się z największą wrogością Polaków i największą niezgodą na osiedlenie się tutaj. Jedynie 6 proc. miało postawę pozytywną, aż 81 proc. – negatywną, uzasadniając ją przy tym odmiennością religijną i kulturową oraz zagrożeniem związanym z chorobami zakaźnymi, wszystko to potwierdziło późniejsze badanie CBOS.
Polacy w ogóle niechętnie widzieliby w swoim kraju przybyszów z regionu zdominowanego przez islam, czyli mogących narzucać obcą religię i związane z nią zasady („To jest zwykła inwazja, tyle że pod przykrywką ucieczki i ucieczki przed prześladowaniami”), a także zwiększyć zagrożenie terrorystyczne w kraju („Będą po prostu nas mordować”). – Przecież część mediów informowała początkowo, że odpowiedzialne za zamachy były osoby zarejestrowane właśnie w obozach dla uchodźców. W sposób naturalny historia Ahmeda wzmagała więc obawy, że wśród uchodźców będą zamachowcy, co przełoży się też na bezpieczeństwo w kraju – tak fenomen ten tłumaczą teraz badaczki. Troska o bezpieczeństwo dotyczy przy tym zarówno obawy o zwiększenie zagrożenia terroryzmem (nieco ponad 50 proc.), jak i pospolitej przestępczości. Na utratę bezpieczeństwa, w tym łamanie prawa, gwałty, morderstwa wskazało 23,3 proc. ankietowanych, podczas gdy na wszechobecną islamizację, czyli np. narzucanie wiary czy konieczność noszenia chust – 24 proc.
– Polacy potrzebują innych Polaków i definiują swoje „ja” przez pryzmat przynależności do grupy. Wolą więc własne środowisko i to je zawsze będą faworyzować – dodają badaczki. A we wnioskach dopiszą, że „w sytuacji zagrożenia wzmocnieniu ulega też chęć obrony własnej kultury przed obcymi wpływami, na co wskazuje teoria opanowywania trwogi”. Ta ostatnia mówi, że kiedy rośnie świadomość własnej śmierci, to radykalizują się sądy oraz wzmacnia przywiązanie do tradycji i dziedzictwa narodowego. Innymi słowy: skoro nic nie jest pewne, to lepiej niczego nie zmieniać. Siłą rzeczy ogromna liczba ludzkich zachowań koncentrować się więc będzie na podtrzymywaniu obecnych struktur i bronieniu ich przed zagrożeniami.
Skutkiem tego będzie też wyostrzenie stereotypowych podziałów na Swoich i Obcych, czego dowiodły wcześniejsze polskie badania, w tym np. analizy. P. Boskiego, K. Strusia i E. Tlagi. Przestudiowali oceny świątyń różnych wyznań przed zamachami na World Trade Center w 2001 r. i po nich. Co zauważyli? Po tych wydarzeniach lepiej zaczęto oceniać kościoły katolickie niż inne miejsca kultu.
Inny zawsze będzie obcy
Nic więc dziwnego, że agresji i wrogości ze strony Polaków wyraźnie częściej niż inni doświadczać będą uchodźcy nieposiadający polskich przodków czy partnerów – to też, zdaniem badanych, prowadzi do zagrożenia cywilizacyjnego, w tym podkopywania europejskiej tożsamości. Przy czym kobiety będą bardziej akceptowane niż mężczyźni, wynika z analiz Uniwersytetu SWPS. Przykładem historia Hassana – też przedstawiona badanym – który ożenił się z Polką i przez lata z żoną mieszkał w Syrii. Kiedy wybuchła wojna, postanowili nie zwlekać z decyzją, spakowali się, kupili bilety na samolot i przeprowadzili się do Polski. Ona pracuje teraz w swoim zawodzie, on jest na zasiłku i wciąż próbuje znaleźć pracę. Na pytanie, czy należy ich przyjąć, znaczna część ankietowanych odpowiedziała: „Tak”; wskaźnik wyniósł 3,40 na 5 możliwych punktów.
Albo inny przykład, z tego samego badania: Nadine wyjechała z Syrii z mężem i dziećmi, gdy wybuchła tam wojna. Przepłynęła łodzią przez Morze Śródziemne i dotarła do Grecji. Tam jeszcze nie widzieli dla siebie przyszłości. Postanowili podróżować dalej – do Polski. Dopiero niedawno cała rodzina dotarła do polskiego ośrodka dla uchodźców – czekają na wyniki rozpatrzenia wniosków o azyl. Wskaźnik: 3,0, podczas gdy w przypadku historii Ahmeda wyniósł on jedynie 2,56 i był przy tym najniższy dla wszystkich przedstawionych historii.
– Nie ma się co oszukiwać: inny zawsze będzie obcy. Ale jako kobieta, dużo bardziej niż mężczyzna, boję się o bezpieczeństwo w życiu codziennym. Inna kobieta, sama lub ze swoją rodziną, to dla mnie mniejsze ryzyko agresji, porwania dla okupu lub napaści, także tej na tle seksualnym – tłumaczy Maria, matka dwóch dorosłych córek. – Chodzi o uniknięcie realnego zagrożenia.
Kobiety, jak pokazuje zestawienie, mają przy tym więcej obaw związanych z biedą i tym, że Polska straci w ogóle na przyjęciu przybyszy i udzieleniu im pomocy. Dla obu grup wskaźnik ten wyniósł odpowiednio 14,4 proc. i 9,3 proc. Mężczyźni dostrzegają więcej plusów związanych z pojawieniem się uchodźców na rynku pracy – łącznie dla obu płci: 7,4 proc. (badaczki nie precyzują dokładnie, ile dla jakiej płci). Kobiety z kolei za najważniejszy pozytyw uważają solidarność z uchodźcami – łącznie 0,7 proc. Mało, podsumują badaczki. Dopytywane, dlatego tak się dzieje, wskazują na to, że uchodźca w społecznym odbiorze postrzegany jest przede wszystkim jak wojownik z krajów arabskich – kłamliwy, agresywny i bardzo sprytny, a przy tym niebywale silny. Poza tym nasuwa skojarzenie ze stereotypem Turka obecnym w przysłowiach i powiedzeniach, jak np. „Jak świat światem nie będzie Turek Polakowi bratem” i „Nad Turki i Tatary nie ma gorszej wiary” i – co też nie bez znaczenia – opisywany jest najczęściej jako „napływająca masa ludzi”, „żądający, krzyczący chłopi”, a nawet „obce dzikusy” czy „dzikie plemię”. Innymi słowy: żywioł niosący zagrożenie, i który jak najszybciej trzeba powstrzymać, jak pokazują analizy dr Doroty Hall z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN i Agnieszki Mikulskiej-Jolles, specjalistki od problematyki migracji z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Obie przeprowadziły 60 godzinnych wywiadów z mieszkańcami Warszawy, Łodzi i Pruszkowa. To ich dane pokażą też, że z uchodźcami nie jesteśmy solidarni jeszcze z jednego powodu – sami boimy się o ich bezpieczeństwo. 24-letnia studentka: – Tacy ludzie są często napadani, więc ja jestem nawet przeciw, no, bo się boję o takich ludzi.
W tym przypadku zagrożeniem są... ksenofobiczni i islamofobiczni Polacy. Ci, którzy uważają, że muzułmanie są winni wszystkich problemów – od ubóstwa i przestępczości po nawet bezrobocie.
Syryjczyka z angielskim zatrudnię
Radwan pracuje w knajpie, choć jest producentem filmowym. Jak sam przyznaje, zdarza mu się słyszeć pod swoim adresem zarówno utyskiwania: „Zabiera pracę Polakom”, jak i pełne oburzenia słowa: „To młody mężczyzna, bogatszy od nas”. Jego trudną sytuację potwierdzają też Baran i Penczek: najtrudniej w Polsce odnaleźć się pracującemu, młodemu uchodźcy – mężczyźnie. Przy czym trudno powiedzieć, co tu jest przyczyną, a co skutkiem. Bo z jednej strony Polacy obawiają się, że przybysze sprzątną im sprzed nosa dobrą pracę lub dostaną większe zapomogi (9,3 proc.). Co jednak ciekawe, ankietowani często wskazywali, że uchodźcy powinni być przy tym przydatni dla polskiej gospodarki – młodzi, wykształceni, znający przynajmniej język angielski, dodatkowo posiadający jakiś zawód lub umiejętności, które pozwolą im się utrzymać. Ale z drugiej – obawiają się, że ci ostatni, pracując nielegalnie lub utrzymując się z zasiłków, przyczynią się do obciążania budżetu państwa i zaczną się panoszyć (4,5 proc.). – Przyjeżdżają, aby wieść królewskie życie, które opłacają polskimi świadczeniami socjalnymi. I co, może będzie im jeszcze przysługiwać 500 zł dopłaty na każde kolejne dziecko?! – oburza się Marek, 30-latek, prowadzący własną działalność gospodarczą. Co dokładnie jemu zabiorą? Trudno mu już wyjaśnić. Nie ma jednak wątpliwości, że to tylko kwestia czasu.
Niechęć i wrogość są ogromne – i wyraźne u coraz młodszych Polaków. 26-letni pracownik sklepu: – Dostają na dzień dobry zasiłek na tyle wysoki, że ja po prostu mógłbym tylko pomarzyć.
Wśród najmłodszych respondentów (18–34 lat) tylko co czwarty (25 proc.) akceptuje udzielanie, choćby czasowego, schronienia osobom z terenów objętych konfliktami zbrojnymi. Wśród badanych 45-letnich i starszych była to niemal połowa (49 proc.). Dlaczego? Ano dlatego, że młodzi wiedzę o uchodźcach czerpią przede wszystkim z internetu – głównie z FB, memów, zdjęć, blogów i filmików na YouTubie. To – ich zdaniem – źródło bardziej wiarygodne niż pozostałe, bo dopuszcza do głosu zwykłych ludzi i ich relacje z pierwszej ręki, a ponadto – zezwala na emocjonalny przekaz, bez skrępowania. Prasa, radio i telewizja są z kolei sterowane przez polityków, a poza tym w ich przekazach rządzi poprawność polityczna, która tylko zamazuje rzeczywisty obraz, pokazuje raport dr Doroty Hall i Agnieszki Mikulskiej-Jolles.
Mało tego, stosunek do przybyszy jest przy tym związany z wykształceniem. Im niższe, tym częściej słychać: „Nie, jestem przeciwny”. Wśród osób z wykształceniem wyższym większość (55 proc.) godzi się na przyjęcie uchodźców, przynajmniej na pewien czas (CBOS). Prof. Irena Kotowska, demografka ze Szkoły Głównej Handlowej: – Uchodźcy to w większości młodzi ludzie, a ci łatwiej się integrują, mogą pracować, mogą wypełniać nasze deficyty. Jeszcze niedawno oburzaliśmy się, gdy premier Wielkiej Brytanii David Cameron mówił o Polakach, jakoby jechali na Wyspy po zasiłki. Dziś tak samo myślimy o tych uchodźcach.
Jedynie 7,4 proc. badanych Polaków liczy na pozytywne zmiany na rynku pracy po pojawieniu się uchodźców (np. tania siła robocza, napływ specjalistów), a tylko 1,9 proc. – na wzmocnienie gospodarki (w tym np. zasilenie ZUS poprzez opłacanie składek). – Uchodźcy, którzy trafiają do Polski, chcą normalnie żyć, znaleźć pracę i płacić podatki. Terroryzmu i fanatyzmu boją się tak samo jak my – zapewnia w jednym z wywiadów Piotr Bystrianin, szef Centrum Pomocy Cudzoziemcom i prezes Fundacji Ocalenie.
Strażnik pod napięciem
Z humanitarnym podejściem do uchodźców nasi rodacy też sobie jednak nie radzą. Tak jak w przypadku braku solidarności Polak w uchodźcy widzi przede wszystkim zagrożenie, a nie szansę. Wroga, a nie bliźniego. Najczęściej mówi o nim, używając takich określeń, jak: „samce”, „byki”, „byczki” czy np. „dziecioroby”, co dodatkowo go odczłowiecza i uprzedmiotawia. Jest zdania, że należy go „osadzić” lub gdzieś „wysłać”. Przy czym najbardziej agresywne działania są jednocześnie tymi, które dopuszcza w największym stopniu – większość respondentów zgadza się np. na rozwiązania w jakiś sposób odwołujące się do stosowania przemocy, w tym np. deportację (popiera ją 63 proc. dorosłych Polaków). Zamknięcie granic (60 proc.), umieszczanie uchodźców w obozach przejściowych (73 proc.), monitorowanie tej społeczności (76 proc.) znalazły się tuż za nią, wynika z raportów Centrum Badań nad Uprzedzeniami.
Amira, jedynego z bohaterów tego tekstu, któremu muszę zmienić imię, Polacy mieli zaatakować tylko raz – tuż po przekroczeniu polsko-niemieckiej granicy. Jego historię cała Polska zna jednak nie z tego powodu. A dlatego, że był pierwszym deportowanym z kraju uchodźcą. „Facet chciał sprowadzić kogoś z rodziny, dowiedział się, że nie będzie miał takiej możliwości w Macedonii, więc postanowił, że będzie tak długo siedział w zamkniętym ośrodku w Polsce, aż go wypuszczą. Po kilku miesiącach stracił nadzieję i wybrał deportację do Syrii. Będzie jeszcze raz próbował przedostać się do Europy, tym razem z rodziną” – napisał na Facebooku Samer Masri, szef Fundacji Wolna Syria. Potem w mediach tłumaczył jeszcze: – Syryjscy uchodźcy, którzy są w ośrodkach zamkniętych, w rozmowach z nami narzekają, że są szantażowani, że straszy ich się, że zostaną deportowani do Macedonii czy Syrii. To pod wpływem takich gróźb podejmują decyzję. A mogą np. ubiegać się o zgodę na pobyt humanitarny, mogą wyjść z ośrodka i pojechać do Niemiec.
Badania pokazują jednak, że i inne formy pomocy nie są przez Polaków pochwalane. I tak np. znacznie mniej badanych akceptowało przeznaczanie dodatkowych środków na pomoc uchodźcom (12 proc. i 17 proc.) i wspieranie ich integracji (16 proc. i 21 proc.)., przy czym więcej było ich wśród osób deklarujących prawicowe poglądy. Sympatycy PiS i ugrupowania Kukiz’15 w zdecydowanej większości sprzeciwiają się w ogóle przyjmowaniu przybyszów (odpowiednio 74 proc. i 85 proc.). Natomiast zwolennicy Nowoczesnej i PO znacznie częściej niż ogół badanych popierają takie działania, chociaż w Platformie także przeważają przeciwnicy przyjmowania uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki (53 proc. przeciwników wobec 44 proc. zwolenników), a w Nowoczesnej – zwolennicy (58 proc. popiera takie działania, 35 proc. się im sprzeciwia, CBOS).
Baran i dr Penczek zwracają też uwagę na zależność między sympatiami politycznymi a obawami Polaków: – Brakiem integracji uchodźców najbardziej martwią się wyborcy Nowoczesnej, z kolei islamizacją i wizerunkiem Polaków – PiS. Najmniej przejmuje się Platforma Obywatelska.
Bezpieczeństwo (gwałty, kradzieże, napady) ważne jest dla wyborców Kukiz’15 i PSL, a stosunkowo mało istotne dla zwolenników Nowoczesnej. – Oczywiście można spytać, na ile politycy wyczuwają nastroje społeczne, a na ile ludzie decydują się na popieranie partii, która podobnie do nich ocenia daną kwestię. Trzeba przecież pamiętać, że część partii próbowała ustawić kwestię uchodźców w centrum zainteresowania Polaków – zastrzegają przy tym badaczki.
Kiełbasa i wódka na granicy
– Nie dopuszczę do tego, żeby w Warszawie czy innym mieście były dzielnice, gdzie panuje szariat, a nie polskie prawo. A tak jest w wielu miastach na świecie – grzmiał jeszcze w lipcu minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak. I nie był pierwszym, którego wypowiedź była potem szeroko komentowana. Jeszcze w zeszłym roku podczas debaty w Sejmie o kryzysie imigracyjnym Jarosław Kaczyński ostrzegał przed poważnym niebezpieczeństwem: – (Cudzoziemcy – red.) deklarują, że nie chcą i nie będą przestrzegać naszego prawa, a później narzucają swoją wrażliwość i wymogi w przestrzeni publicznej w różnych dziedzinach życia, i to w sposób gwałtowny.
Nic więc dziwnego, że przyjmować należałoby – co potwierdzają też ankietowani – tylko przybyszów z krajów bliskim nam kulturowo (Ukraina lub kraje postkomunistyczne) i religijnie (nie powinni to być muzułmanie, najlepiej chrześcijanie lub ateiści). Taki idealny uchodźca, oprócz tego, że miałby być niekarany i pokojowo usposobiony, w żadnym wypadku nie powinien być imigrantem ekonomicznym, co z kolei może wynikać z obaw Polaków dotyczących ewentualnej relokacji uchodźców do wszystkich państw UE. Innymi słowy – niezdolny do walki, stary i chory mężczyzna albo potrzebujący schronienia: wdowa, sierota, dziecko. Koniecznie osoby szukające azylu przed wojną i prześladowaniami, chcące się przystosować, ale też takie, które po zażegnaniu konfliktu wrócą natychmiast do kraju pochodzenia.
„Należałoby też ich dodatkowo zweryfikować”, „Polska nie powinna przyjmować kogokolwiek”, „Powinny to być osoby o sprawdzonej tożsamości, najlepiej z dokumentami” – podnosiła też większość badanych. Pretekstem, dla którego uchodźców można byłoby nie wpuścić do Polski, mogłoby być jednocześnie wszystko i nic – upór w noszeniu chusty, niechęć do nauki języka polskiego czy posłania dzieci do polskich szkół. Ale padały też propozycje dotyczące specyficznego egzaminu, ten – zdaniem badanych – miałby polegać na częstowaniu uchodźców na polskiej granicy kiełbasą i wódką. Rzecz jasna, przekroczyliby ją tylko ci, którzy skusiliby się na polskie specjały. Inny z warunków (łącznie wyodrębniono 77 zmiennych) mówił na przykład o obowiązkowym egzaminie z historii i kultury Polski lub podpisaniu dokumentu: „Zgadzam się na deportację z kraju przy niewywiązaniu się z jakichś zobowiązań lub w przypadku złamania prawa”. Inne bardziej osobliwe kryteria? Brak. Ale główny i najważniejszy wniosek z badań jest jeszcze jeden – i to zaskakujący: problem uchodźców w Polsce został sztucznie rozdmuchany.
– Wykorzystano wyobraźnię Polaków, zrobiono z uchodźców potężnego wroga. Nic dziwnego, że ludzie zaczęli się ich bać. Jedni lęk dusili w sobie, a drudzy wychodzili na ulicę, by zwalczać niewidzialnego wroga. Marsze przeciwko uchodźcom, ataki na cudzoziemców są organizowane przez małą grupę ludzi o skrajnych poglądach, którzy – moim zdaniem – nie potrafią się odnaleźć we własnym kraju – powie potem w jednym z wywiadów Ziad Abou Saleh, syryjski socjolog od ponad 30 lat mieszkający w Polsce. Baran i Penczek zauważą z kolei, że pod względem populacji Polski, która wynosi 38,512 mln, liczba uchodźców, jaką ma teraz przyjąć, stanowi zaledwie 0,02 proc. polskiego społeczeństwa. „Poza tym w ubiegłych latach do kraju przyjechało już ponad 80 tys. uchodźców z Czeczenii. Liczba ta, choć znacznie wyższa od deklarowanych 7 tys., pozostała w polskim społeczeństwie niemal niezauważona, a uchodźcy szybko się zintegrowali, tak jak np. Timur”, napiszą też w podsumowaniu.
Timur przyjechał do Polski wraz z dwójką dzieci w 2007 r., podczas II wojny czeczeńskiej, i już po ośmiu miesiącach pobytu w ośrodku dla uchodźców uzyskał azyl. Teraz mieszka i pracuje w jednym z dużych polskich miast, a jego dzieci chodzą do polskiej szkoły. Czy powinien zostać? 3,63 – tyle wyniósł wskaźnik. Był przy tym jednym z najwyższych wyników w całym badaniu.