Nie jest prawdą, że Bartłomiej Misiewicz szkoli oficerów, MON podało, że zajmuje się sprawami dezinformujących informacji medialnych - zaznaczyła rzeczniczka klubu PiS Beata Mazurek. Pytana, czy ktoś inny nie mógłby się tym zajmować, odpowiedziała, że nie odpowiada za kadry w resortach.

W czwartek radio ZET podało, że Misiewicz nie tylko pojawia się w siedzibie MON przy ul. Klonowej, ale też prowadzi odprawy służbowe, m.in. na temat szkolenia Obrony Terytorialnej.

MON na swoim oficjalnym profilu na Twitterze podało w czwartek, że w gabinecie politycznym MON Misiewicz zajmuje się analizą dezinformacji medialnych wymierzonych w bezpieczeństwo państwa. "Doprecyzowujemy, że Bartłomiej Misiewicz jest zawieszony w funkcjach szefa Gabinetu Politycznego MON i rzecznika prasowego MON. Nie prowadził żadnych szkoleń dla oficerów" - poinformował resort obrony dopytywany przez PAP. Powtórzono, że Misiewicz w gabinecie politycznym zajmuje się analizą dezinformacji medialnej wymierzonej w bezpieczeństwo państwa.

"Jeżeli pan minister uznał, że na tym odcinku Bartłomiej Misiewicz spełni się doskonale i ma umiejętności i kwalifikacje ku temu, że sprosta zadaniom odkłamywania rzeczywistości, powiedziałabym, medialnej, (...) to ja się z tego cieszę" - powiedziała Mazurek dziennikarzom w Sejmie pytana o sprawę Misiewicza.

Na pytanie, jak można pracować będąc zawieszonym, odpowiedziała: "Rozumiem, że skoro pracuje, to już zawieszony nie jest, ale o szczegóły trzeba pytać ministra Macierewicza". "Ja nie pracuję w Ministerstwie Obrony, dlatego odsyłam państwa do ministra Macierewicza" - dodała.

"Ja tylko powiem, że nie jest prawdą, że szkoli oficerów. Natomiast rzeczywiście MON podało dzisiaj informację, że zajmuje się sprawami informacji medialnych, informacji, które dezinformują to, co ministerstwo robi i zagrażają bezpieczeństwu państwa polskiego" - powiedziała. "Tylko tyle na ten temat wiem" - dodała Mazurek.

Dopytywana, czy z jej punktu widzenia, nie można było znaleźć kogoś innego do tego zadania i czy ona sama czuje się komfortowo, gdy po raz kolejny jest pytana w sprawie Misiewicza, odparła: "Dlatego odsyłam państwa do Antoniego Macierewicza, bo za kadry Ministerstwa Obrony Narodowej nie odpowiadam ja, jako rzecznik, czy klubu, czy Prawa i Sprawiedliwości".

"Myślę, że byłoby bardziej uczciwie, wiarygodnie i przyzwoicie, gdyby odpowiedź na to pytanie, czy taka nominacja jest zasadna, dlaczego jest zasadna, padła z ust ministra Macierewicza" - powiedziała Mazurek.

Na pytanie, czy ta decyzja o "powrocie" Misiewicza do MON pomaga ogólnemu wizerunkowi PiS, powiedziała: "Naprawdę trudno jest mi komentować, czy to jest wizerunkowo rzecz dobra, czy nie".

"Minister Macierewicz czekał na potwierdzenie się zarzutów wobec Bartłomieja Misiewicza. (...) Nie wiem, czy te zarzuty się potwierdziły, czy nie. Wiem, że Bartłomiej Misiewicz ma wiedzę z zakresu obronności, wiem, że jako rzecznik wypełnia swoją funkcję dobrze, mam nadzieję, że państwo też tego nie kwestionujecie. Natomiast nie oczekujcie ode mnie, że będę brała odpowiedzialność za politykę kadrową tego, czy innego ministra" - podkreśliła rzeczniczka PiS.

Pytana, czy podoba się jej ta nominacja, podsumowała: "Mnie się podoba rząd Prawa i Sprawiedliwości".

19 września Misiewicz - ówczesny szef gabinetu politycznego oraz rzecznik MON - poprosił ministra Antoniego Macierewicza o zawieszenie w funkcjach w MON; zapowiedział też, że wytoczy proces "Newsweekowi" za "nieprawdziwy i szkalujący artykuł". Według tego tygodnika, Misiewicz miał proponować radnym PO w Bełchatowie przystąpienie do koalicji z PiS, sugerując, że w zamian zapewni im zatrudnienie w państwowej spółce, której prezes miał towarzyszyć mu w "werbunkowym spotkaniu".

Jeszcze tego samego dnia szef MON przychylił się do stanowiska Misiewicza i zawiesił go w czynnościach.

Na początku września 26-letni Misiewicz został członkiem rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej, która podlega MON; krótko po ujawnieniu tej informacji media podały, że zrezygnował on z członkostwa w radzie nadzorczej innej spółki - Energa Ostrołęka. Niebawem po tym zrezygnował także z zasiadania w RN PGZ. Stało się to po publikacjach mówiących, że Misiewicz nie ukończył kursu dla członków rad nadzorczych i nie ma także ukończonych studiów wyższych. Publikacje zaowocowały doniesieniem do prokuratury wysłanym przez PO.

Trwa postępowanie sprawdzające po tym zawiadomieniu. Postępowanie takie poprzedza decyzję, czy wszcząć śledztwo w danej sprawie, czy odmówić tego. Śledczy mają wystąpić do PGZ o odpowiednie materiały na temat Misiewicza.