Zwycięstwo zwolenników Brexitu w referendum będzie okazją do wielkiego świętowania przez przeciwników UE na ulicach brytyjskich miast. Można sobie wyobrazić, jak w Londynie na Trafalgar Square lider brexitowców Boris Johnson będzie wznosił okrzyki „suwerenność” i zapowiadał rychłe odcinanie więzów z Unią. Będzie już wiedział, że po rezygnacji Davida Camerona, który poniósł klęskę, prawdopodobnie zostanie premierem Wielkiej Brytanii. W 2013 r., kiedy Cameron ogłaszał zamiar referendum unijnego, liczył, że raz na zawsze zamknie usta opozycji w partii i przekreśli nadzieje części elit francuskich czy niemieckich na odsunięcie Londynu od centrum spraw unijnych. Ale pokerowa zagrywka uderzyła w Camerona rykoszetem: nie przewidział, że wyborcy odrzucą UE.

Pobierz raport Forsal.pl: Brexit vs Twoja firma. Stracisz czy zyskasz >>>



Dla Europy Brexit będzie największym wstrząsem od czasów powstania EWG w latach 50. Zakwestionowany zostanie sam projekt europejski. Do tej pory do Unii się wchodziło, a nie z niej wychodziło. Dobrowolne wyjście Wielkiej Brytanii może przypominać początek końca wielonarodowych państw w Europie, które w ostatnim ćwierćwieczu zniknęły z mapy Starego Kontynentu. To ogłoszenie niepodległości przez Chorwację i Słowenię przypieczętowało los Jugosławii, a maleńka Litwa jeszcze w 1990 r. odważyła się wystąpić ze Związku Sowieckiego. Kilkanaście miesięcy później za jej przykładem pójdą kolejne republiki, w tym Rosja, i ZSRR przestanie istnieć.
Czy teraz referendum uruchomi efekt domina i kolejne kraje odważą się na ten eksperyment? Taki pomysł jest popularny we Francji, gdzie Front Narodowy kwestionuje samo istnienie UE. W tej partii dominują wrogość wobec Unii i poczucie zdominowania Francji przez Niemcy. Taki ładunek może eksplodować podczas wyborów prezydenckich w 2017 r. Centroprawica francuska, walcząc z Frontem Narodowym, przejęła część antyunijnych i antyintegracyjnych haseł Frontu, choć nie kwestionuje udziału Francji we Wspólnocie. Ale przywódcy centroprawicy są świadomi, że w przypadku referendum ich wyborcy będą podatni na hasła antyeuropejskie.
Silne są także nastroje anty-UE na lewicy francuskiej, która obwinia Unię o niszczenie francuskiego modelu socjalnego i wprowadzanie anglosaskiego modelu gospodarczego. Nic, że niewiele ma to wspólnego z rzeczywistością. Inne kraje, gdzie referendalny eksperyment jest autentycznie możliwy, zwłaszcza w przypadku sukcesu brexitowców, to Holandia i Austria. W Holandii modna jest retoryka antyimigrancka i niechęć do Polaków czy Rumunów, a na dodatek Holendrzy mogą bać się pozostania w UE zdominowanej po wyjściu Wielkiej Brytanii przez Paryż i Berlin. W Austrii popularność UE jest niewielka, ponieważ Austriacy czują, że ich kraj nie poradzi sobie z falą imigracji muzułmańskiej. Popularność zyskuje także hasło odzyskania suwerenności z rąk Brukseli przez Austrię oraz odgrodzenie się od Europy Wschodniej.
Upraszczając, można przewidzieć, że po Brexicie prawdopodobne są dwa scenariusze. Pierwszy zakłada, że społeczeństwa i elity europejskie po wyjściu Londynu z UE stracą wiarę w projekt integracji europejskiej i nie będą zainteresowane rozwiązaniami na skalę europejską. Każdy kraj będzie na własną rękę próbował wyjść obronną ręką z postbrexitowego chaosu. Nikt nie będzie miał czasu i głowy do myślenia o Europie jako całości. Unia może nadal funkcjonować, ale może to być funkcjonowanie dla samego funkcjonowania. Nikt formalnie nie ogłosi jej końca, instytucje unijne nadal będą pracować, ale nikogo nie będzie to obchodzić. Kiedyś Józef Beck, minister spraw zagranicznych II RP, pisał w swoich wspomnieniach, że w końcu lat 30. Liga Narodów nadal działała, setki pracowników Ligi w Genewie pisały i gromadziły ważne dokumenty, ale ich praca i sama Liga nie miały dla świata żadnego znaczenia. Podobny los w wariancie najbardziej pesymistycznym może spotkać Unię. Europa w szybszym tempie wróci do przeszłości z XIX i XX w. ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami.
Drugi scenariusz to przeciwieństwo pierwszego, czyli ożywienie Unii Europejskiej na skutek szoku spowodowanego Brexitem. Państwa UE, szczególnie Francja i Niemcy, widząc zagrożenie powrotem do złej przeszłości, podejmą kolejną próbę reintegracji Europy i budowy sprawnej, federalnej struktury, odpornej na wstrząsy. Tak wzmocniona Europa wchłonie większość państw dotychczasowej UE i będzie zdolna do przełamania impulsu dezintegracyjnego. Powstać może rdzeń unijny wokół Paryża i Berlina, który zainicjuje ścisłą unię polityczną. Wielką niewiadomą takiego scenariusza jest postawa Polski pod rządami prawicy. Politycy PiS nie ukrywają, że woleliby, aby skutkiem Brexitu była nie tyle ścisła unia polityczna na kontynencie, ale rozrzedzenie Unii w stronę dawnej EWG, czyli klubu państw połączonych wyłącznie więzami handlowymi, w żadnym wypadku niemających zamiaru zacieśniania integracji politycznych. Może się wręcz okazać, że PiS wykorzysta Brexit do przekonania Polaków i partnerów z Unii, że dla Polski nie do przyjęcia są projekty ściślejszej UE, a polskie społeczeństwo będzie gotowe uczestniczyć w Unii jedynie pod warunkiem zachowania odrębności od rdzenia francusko-niemieckiego.
Jeśli Wielka Brytania wyjdzie z Unii Europejskiej, to nawet przy zachowaniu prawa do pracy i zamieszkania na Wyspach przez tych, którzy już tam są, nastroje społeczne mogą się radykalnie zmienić i Polacy zaczną być dyskryminowani. I tutaj jest pewna analogia historyczna. Po II wojnie światowej na Wyspach pozostały tysiące żołnierzy walczących u boku aliantów, którzy bali się wracać do Polski rządzonej przez komunistów. Wielu straciło dom ojczysty, ponieważ pochodzili z anektowanych przez Moskwę Kresów. Ale Brytyjczyków to nie obchodziło i głośno domagali się wyjazdu Polaków. „Co tu jeszcze robicie, wojna się skończyła, wracajcie do Polski” – krzyczeli. Czy po Brexicie usłyszymy wołania do Polaków: „Co tu jeszcze robicie, przecież Wielka Brytania wyszła z Unii”?