Problemy wynikają nie tylko z zaniedbań infrastruktural-nych, ale też polityki Kijowa
Kilkugodzinne kolejki, przemyt i korupcja – z tym stykają się osoby, które przekraczają polsko-ukraińską granicę. Oficjalnie kolejek nie ma – na rządowej stronie z czasami oczekiwania na przejściach Granica.gov.pl możemy przeczytać, że odprawa odbywa się na bieżąco. Podróżni uważają jednak, że odbiorcy są wprowadzani w błąd. Polacy jadący na Wschód oraz Ukraińcy przyjeżdżający do Polski od dawna apelują o zmiany.
– Przekraczam tę granicę bardzo często i za każdym razem jest tak samo. Nawet gdy podjeżdżamy w środku nocy i na drodze nie ma ruchu, odprawa zajmuje trzy, pięć, a niekiedy nawet siedem godzin. Można odnieść wrażenie, że na tej granicy trwa permanentny strajk włoski i tak jest już od 25 lat z przerwami na ważne wydarzenia, jak Euro 2012 czy pielgrzymka papieża – twierdzi Jarosław Podworski ze stowarzyszenia Pokolenie, organizator konwojów humanitarnych na Ukrainę.
Skąd się biorą kolejki? Logika podpowiadałaby, że z dużego potoku podróżnych, którego nie są w stanie obsłużyć nieliczne i źle zorganizowane przejścia. Częściowo to prawda: na liczącej 535 km granicy polsko-ukraińskiej funkcjonuje zaledwie osiem drogowych przejść granicznych, co daje jedno przejście na 67 km. Dla porównania, przed 2004 r. na podobnej co do długości granicy polsko-słowackiej (541 km) funkcjonowało 51 przejść, włącznie z tymi na szlakach turystycznych. Rozbudowa infrastruktury się ślimaczy: do 2020 r. zostanie otwarte tylko jedno nowe przejście, w Malhowicach k. Przemyśla. Aby choć trochę zbliżyć się do standardów europejskich, czyli przejścia graniczne średnio co 20 km, musiałoby powstać jeszcze 18 obiektów. Jeżeli rządy Polski i Ukrainy zachowają obecne tempo inwestycyjne, realizacja tego zadania zajmie ponad sto lat.
Jednak to nie infrastruktura jest prawdziwym źródłem problemu. Według szacunkowych danych aż 70 proc. przekroczeń granicy generuje ruch lokalny. Nie są to jednak odwiedziny u cioci czy dojazd do pracy po drugiej stronie granicy. O wiele częściej jest to drobny przemyt lub tzw. kółko, czyli przekraczanie granicy tylko po to, aby dostać polską pieczątkę w paszporcie i zaraz potem wrócić na Ukrainę. Po co? Kilkuletni niemiecki samochód można kupić w Polsce lub Niemczech za kilka tysięcy złotych. Alternatywą jest zakup auta na Ukrainie za kilkakrotnie większe pieniądze.
– Ukraina obłożyła używane samochody z UE zaporowym cłem i akcyzą, na których zapłacenie większości Ukraińców nie stać. Oficjalnie tłumaczy się to ochroną rodzimego rynku motoryzacyjnego. W rzeczywistości chodzi o ochronę interesów oligarchów, którzy ten rynek kontrolują i blokują zagraniczną konkurencję – tłumaczy Jurij Zińko, działacz społeczny z Mościsk, położonych 15 km od polskiej granicy.
Opłat można uniknąć, rejestrując samochód w Polsce, ale w takim przypadku trzeba co najmniej raz na pięć dni przekroczyć polską granicę choćby na pięć minut. Właśnie z tego względu w Mościskach średnio co czwarty spotkany samochód jest na polskich numerach, chociaż ich właścicielami są miejscowi Ukraińcy. I ci wszyscy ludzie co cztery, pięć dni jeżdżą do Polski tylko po to, by przekroczyć granicę i uniknąć przerejestrowywania auta.
Według danych starostwa w Przemyślu w samym tylko powiecie przemyskim ziemskim jest zarejestrowanych 1700 aut, których współwłaścicielem jest obywatel Ukrainy (ogółem w powiecie jest zarejestrowanych 35,1 tys. samochodów). Łączna liczba takich pojazdów na polsko-ukraińskim pograniczu jest szacowana na kilkadziesiąt tysięcy. Już samo to zjawisko generuje sztuczne kolejki, a także zachęca do przemytu – skoro i tak trzeba jechać do Polski, wielu kierowców przy okazji przewozi tanie papierosy i alkohol, nielegalnie odsprzedając je tuż za granicą. Służba Celna szacuje straty z tego tytułu na co najmniej 5 mld zł rocznie.
Zdaniem Zińki rozwiązaniem byłoby skasowanie lub znaczne obniżenie cła i akcyzy na używane samochody. – W zamian można podwyższyć akcyzę na papierosy i alkohol, aby zrekompensować straty budżetu. Powinniśmy to zrobić, jeśli chcemy poważnie myśleć o eurointegracji. Natomiast likwidacja cła sprzyjałaby poprawie bezpieczeństwa. Używane samochody z UE są o niebo lepsze od złomu, którym obecnie jeżdżą Ukraińcy. I znikłaby główna przyczyna kolejek na granicy, które wszystkim serdecznie obrzydły – dodaje Zińko. Stania w wielogodzinnych kolejkach można uniknąć, podjeżdżając do granicy busem i przekraczając ją pieszo, a następnie kontynuując podróż ukraińskim środkiem transportu zbiorowego. Taka możliwość istnieje tylko na przejściach w Medyce i Dołhobyczowie. Na pozostałych przejściach ruch pieszy jest zabroniony z powodu braku odpowiedniej infrastruktury.