Po sześciu latach recesji gospodarka zanotuje wzrost. Ale to może nie wystarczyć, by rząd się utrzymał.
Mieszkańcy Chorwacji liczą, że wreszcie zaczną odczuwać materialne korzyści z wejścia kraju do Unii Europejskiej, których jak do tej pory nie było widać. Jednak utrudnieniem może być to, że po niedzielnych wyborach do parlamentu z jej głównymi problemami – słabo rosnącą gospodarką i kryzysem migracyjnym – prawdopodobnie będzie się zmagał słaby rząd.
Według ostatnich sondaży największą popularnością cieszy się opozycyjna centroprawicowa koalicja pod kierownictwem Chorwackiej Wspólnoty Demokratycznej (HDZ), którą popiera 31–33 proc. wyborców, ale jej przewaga nad rządzącym centrolewicowym blokiem o nazwie „Chorwacja się rozwija” jest w granicach błędu statystycznego. Ani jedni, ani drudzy nie mogą liczyć na samodzielne rządy i do uzyskania parlamentarnej większości potrzeba będzie jeszcze głosów mniejszych ugrupowań.
– Chorwacka gospodarka się rozwija, rośnie eksport, przybywa miejsc pracy. Jeśli wybierzecie nas na następną kadencję, będzie jeszcze lepiej. Chorwacja musi wybrać pomiędzy wzrostem a oszczędnościami – przekonywał we wtorek wieczorem na wiecu w Zagrzebiu premier Zoran Milanović. Wybór pomiędzy wzrostem a oszczędnościami to nawiązanie do słów lidera opozycji Tomislava Kamarenki, którego zdaniem kraj potrzebuje przede wszystkim radykalnego cięcia wydatków.
Optymizm premiera Milanovicia wydaje się trochę przesadzony, bo wprawdzie gospodarka faktycznie zaczęła się rozwijać, ale jej stan jest nadal znacznie poniżej oczekiwań. Bieżący rok jest pierwszym – po sześciu latach recesji – który Chorwacja zakończy na plusie. Minister finansów Boris Lalovać podniósł we wtorek tegoroczną prognozę wzrostu z 1,1 do 1,5 proc. PKB, choć szacunki Komisji Europejskiej czy Międzynarodowego Funduszu Walutowego są w tej kwestii ostrożniejsze. Poza tym najmłodszy stażem członek Unii Europejskiej ma dużo do odrobienia – w efekcie sześcioletniej recesji tamtejsza gospodarka skurczyła się o 13 proc.
Nie jest też dobrze w kwestii bezrobocia. Zaczęło ono spadać, ale bardzo powoli – według chorwackiego urzędu statystycznego we wrześniu wynosiło 16,2 proc., czyli było nieco ponad 1 pkt proc. niższe niż w szczycie kryzysu. Poza tym to wciąż trzeci najgorszy wynik w UE – wyższa stopa jest tylko w Grecji i Hiszpanii.
Poważnym problemem jest też stan finansów publicznych. Lalovać zapewnia, że dzięki wyższemu wzrostowi gospodarczemu i dobremu sezonowi w turystyce tegoroczny deficyt budżetowy będzie znacząco niższy niż zakładane 5 proc. PKB, ale do maksymalnego dozwolonego przez UE poziomu 3 proc. jest daleko. Deficyt przekłada się na wielkość długu publicznego, który według prognoz Komisji Europejskiej miał przekroczyć w tym roku 90 proc. PKB, czyli po raz pierwszy znaleźć się powyżej unijnej średniej. Biorąc pod uwagę, że przed kryzysem dług był poniżej 40 proc., przyrost jest katastrofalny i nie dziwią argumenty opozycji, że trzeba ciąć wydatki.
Oczywiście nie wszystkie te problemy gospodarcze są winą rządu Milanovicia, ponieważ odziedziczył on kryzys po swoich poprzednikach z HDZ. To jednak ten gabinet wprowadził w połowie 2013 r. Chorwację do UE, co jak dotychczas nie przełożyło się na poprawę sytuacji gospodarczej. A to, że po akcesji rząd nieco osiadł na laurach i nie przeprowadzał reform poprawiających konkurencyjność gospodarki ani nic nie zrobił z pogarszającym się klimatem inwestycyjnym, już obciąża obecne władze. Na dodatek Chorwaci zarzucają rządowi, że słabo radzi sobie z innym kryzysem, który niespodziewanie stał się głównym tematem kampanii wyborczej i który jest ubocznym skutkiem wejścia do UE – napływem tysięcy imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Ta sprawa może zaszkodzić rządowi nawet bardziej niż powolne wychodzenie z kryzysu gospodarczego.

43 mld euro wyniósł PKB Chorwacji w 2014 r.

10 200 euro wyniósł PKB na mieszkańca Chorwacji w 2014 r.

59 proc. wyniósł w 2014 r. PKB na jednego mieszkańca Chorwacji w stosunku do unijnej średniej z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej. W 2008 r. było to 64 proc.