To jest problem Polski, ten podział, ta wojna. Nic tu nie można zrobić, bo wszyscy kłócą się o małe sprawy.
Magdalena i Maksymilian Rigamonti / Dziennik Gazeta Prawna
RIGAMONT I RAZY 2
Zacznę od cytatu: „Realnie będę mogła dokończyć dzieło Generała Andersa, tylko wtedy, jeżeli od Rodaków otrzymam własny mandat społecznego zaufania”.
Hmm, to ja napisałam.
Jakie dzieło, co pani chce dokończyć?
To, które mój ojciec miał na myśli, gdy zatytułował swoją książkę „Bez ostatniego rozdziału”. Pragnął, żeby Polska była prawdziwie wolna. Ja chciałabym, aby ponadto zachowała swój patriotyzm, wzrastała w siłę i aby Polacy w świecie mogli być dumni z tego, że są Polakami.
Tylko że mówienie Polakom po 26 latach wolności, że marzy się o wolnej Polsce, jest trochę jak policzek.
Nie mówię o tym, że Polska nie jest wolna. Ona jest wolna w takim sensie, że nikt mnie nie kontroluje, w sklepach jest wszystko, restauracje są fantastyczne, ale wiem też, że funkcjonują różne układy, których nie akceptuję.
Jakie?
Z dawnego PRL, komunistyczne, różne. Ojciec komunizmu nienawidził. Ja też go nienawidzę. Podobnie jak tego, co z niego wyrasta.
Przecież pani tego komunizmu nigdy nie widziała.
A jakie to ma znaczenie? W Wielkiej Brytanii dokładnie wiedzieliśmy, co się w Polsce działo. Wie pani, może właśnie z tego powodu wolę otaczać się ludźmi, którzy w czasach PRL albo byli dziećmi, albo byli na tyle młodzi, że nie mogli funkcjonować w politycznych strukturach. Przy nich czuję się pewniej. Na 60-latków czy 70-latków zawsze patrzę bardziej podejrzliwie. Wiem przecież, co się wtedy mówiło i pisało na temat mojego ojca. Dlatego zastanawiam się nad tym, co człowiek, który teraz jest dla mnie bardzo miły, myślał i mówił kilkadziesiąt lat temu na temat gen. Andersa. To nie jest jakaś fobia, takie zachowanie wynika z doświadczenia, bo znam kilka osób, dla których kiedyś Anders był wrogiem Polski, a teraz się do mnie przymilają.
Kto to? O politykach pani mówi?
Niekoniecznie. Mówię o ludziach funkcjonujących w sferze publiczno-społecznej. Czasami zaskakuje mnie, że po tym, co Polska i Polacy przeszli w latach PRL, byli komuniści lub ich spadkobiercy wciąż odgrywają istotną rolę w wolnej Polsce. Nie rozumiem, jak tak wielu Polaków mogło popierać system komunistyczny. Dla nas, ludzi zmuszonych przez układ jałtański do politycznej emigracji, ci, którzy popierali komunizm i wspierali ten system, to byli zdrajcy. I w tej kwestii myślę dokładnie tak samo, jak ojciec. Przecież jego żołnierze, którzy po wojnie wracali do kraju, często od razu trafiali na cmentarz albo do więzień. Jak po tym wszystkim mogę tolerować komunistów i ich spadkobierców. Dlatego tak mi się podoba nowy prezydent. On w 80. latach był dzieckiem.
Jeszcze niedawno popierała pani prezydenta Komorowskiego.
Sprawa wyglądała trochę inaczej.
Posłanka PO Ligia Krajewska napisała, że poparła pani Komorowskiego, bo jest pani patriotką.
Nie brałam udziału w wyborach. Zresztą dopiero 6 września, pierwszy raz w życiu, wzięłam udział w głosowaniu w Polsce. Wcześniej – nie. Nie wchodziłam w politykę. Zajmowałam się sprawami dotyczącymi ojca, niejako reprezentowałam go podczas wielu uroczystości. Doniesienia prasowe, że jakoby PiS „podebrał” PO córkę Andersa, bardzo mnie zaskoczyły, bo ja nigdy ze znajomymi z Platformy nie rozmawiałam o polityce, tylko o ojcu, patriotyzmie i tradycji. Poprzedniego prezydenta poznałam na oficjalnych uroczystościach, a jego żona wspierała moją działalność. Była na Monte Casino, była na pogrzebie mojej mamy. Napisałam też list do prezydenta Bronisława Komorowskiego, w którym wyraziłam życzenie, by to, czego próbował dokonać mój ojciec, było kontynuowane.
To był list poparcia.
Nie, to nie był list poparcia.
Pani mama była w komitecie poparcia prezydenta Komorowskiego.
Podczas wyborów w 2010 r. mama miała 90 lat, biuro Komorowskiego wystąpiło z prośbą o poparcie i mama się zgodziła. Nie miała już pojęcia, co się dzieje w polskiej polityce.

Potem zakochała się pani w Andrzeju Dudzie.
Nie, to nieprawda. Przebywając w kraju w trakcie kampanii prezydenckiej, zaczęłam z uwagą obserwować politykę. Szczególnie przekonujące były dla mnie wypowiedzi Andrzeja Dudy. Dostrzegłam w nich mocne wątki dotyczące patriotyzmu, obrony narodowej, współpracy z Polonią. To dla mnie ważne tematy, którymi od lat się interesuję. Także w ramach fundacji, którą założyłam i do której zaprosiłam osoby uważające tak jak ja, że polskie dzieci i młodzież trzeba sprowadzać z Uzbekistanu i Kazachstanu, tu kształcić i wychowywać. W fundacji znaleźli się między innymi Ligia Krajewska czy Ludomir Lasocki.
Krajewska, Lasocki czy Paweł Zalewski. To ludzie Platformy.
Dla mnie polityka przy działalności fundacji ma drugorzędne znaczenie. Kiedy ogłosiłam start w wyborach z ramienia PiS, Paweł Zalewski zrezygnował z bycia członkiem rady fundacji. Nie rozumiem, co jedno ma wspólnego z drugim?
Platforma chciała mieć panią, Andersównę, na swoich listach wyborczych.
W zeszłym roku spotkałam się z premierem Tuskiem, tuż przed jego wyjazdem do Brukseli. Powiedział mi, że to dobry pomysł, bym weszła do polityki jako kandydatka niezależna. „Wtedy nikt nie będzie pani krytykował” – powiedział. Potem w kwietniu byłam w Łomży na uroczystościach, byli tam też pani Krajewska i inni politycy. I ktoś powiedział, że mogłabym startować do Senatu z ramienia PO z Podlasia. Myślałam, że to żarty, nie brałam tego na poważnie.
Chciała pani do polityki, ale skoro z PO nie wyszło, to zwróciła się pani do PiS.
Nie, nie. To, że na różnych uroczystościach byłam stawiana obok Ewy Kopacz, nie miało żadnego znaczenia. Przez lata byłam osobą apolityczną, choć poglądy mam konserwatywne. W Stanach zawsze głosowałam na republikanów, w Wielkiej Brytanii na konserwatystów. W Polsce miałam więcej do czynienia z PO, ale nie z racji poglądów, tylko faktu, że ta partia jest wiele lat u władzy. Stałam na różnych uroczystościach obok prezydenta, premiera.
Nie wiem, co na to Jarosław Kaczyński.
Nie znamy się zbyt dobrze.
On by nie stanął.
I to jest problem Polski, ten podział, ta wojna. W innych krajach nie widziałam takiej nienawiści. W Polsce nic nie można zrobić, bo wszyscy kłócą się o małe sprawy. W czerwcu poznałam Ryszarda Czarneckiego, który pomógł mi zrobić promocję mojej książki w Brukseli. Usłyszałam od niego, że PiS o mnie myśli. Wiedziałam jednak, że do żadnej partii się nie zapiszę. Z drugiej strony wiedziałam też, że znam się na sprawach Polonii, że Polonia głosuje w okręgu nr 44 w Warszawie i jedynie z tego okręgu mogę kandydować. I PiS się zgodził, żeby tak się stało, choć ja się jeszcze wtedy zastanawiałam. Chciałam wrócić do Ameryki, porozmawiać z synem, rodziną, przyjaciółmi, którzy będą przyjeżdżać do Polski mnie odwiedzać, bo przecież dla mnie to nie jest łatwy krok. Ja tu w Polsce nikogo nie mam. Syn jest w amerykańskim wojsku. Na razie wynajmuję mieszkanie w hotelu.
Rządowym?
Raczej w prezydenckim. W tym samym, w którym mieszkał prezydent elekt, gdzie przebywając w Warszawie, zatrzymują się prezydent Wałęsa i wiele innych osobistości. To ciekawe miejsce, stwarzające okazję do interesujących spotkań, choćby podczas śniadań.
Nie dostrzega pani, że jest przedmiotem gry?
Latem Ligia Krajewska próbowała mnie umówić z premier Kopacz, ale do takiego spotkania nigdy nie doszło. Może i dobrze. PO się o mnie nie starała.
Bo o panią to się trzeba starać?
Oczywiście, bo sama się nigdzie nie pcham. Kiedy PO dowiedziała się, że PiS składa mi propozycję kandydowania, to usłyszałam od nich, że ktoś się do mnie odezwie. Ale nic takiego nie nastąpiło. Potem powiedziano mi, że senator PO uzyskała w tym okręgu 200 tys. głosów i to jest niemożliwe, żebym ja tam startowała, bo nie mam szansy na zwycięstwo. No, jak ktoś mi coś takiego mówi, to ja tym bardziej chcę walczyć. Numer 44 wydaje mi się symboliczny.
Generał Anders o powstaniu warszawskim mówił, że nie tylko nie miało żadnego sensu, ale było nawet zbrodnią.
A zna pani kontekst? Ojciec wiedział, że Sowieci pozwolą się Warszawie wykrwawić. Krytykował decyzję dotyczącą rozpoczęcia powstania, ale czcił powstańców. Myślę, że ojciec byłby zadowolony z moich politycznych wyborów, chociaż kiedy 6 sierpnia zostałam zaproszona na zaprzysiężenie prezydenta Dudy, usłyszałam od niektórych osób: jak możesz? Nie rozumiem tych reakcji. Dla mnie prezydent Rzeczypospolitej reprezentuje jej majestat.
Pani wie, co się działo w polskiej polityce przez ostatnie 25 lat?
Przez 25 to nie, ale przez ostatnie kilka lat – tak. Jestem w miarę na bieżąco. Uczę się. O wszystkich problemach nie wiem, ale każdy dzień to nauka.
Pytam, bo się boję, że panią zmanipulują koledzy politycy.
Ja się nie dam w nic wciągnąć. Już mówiłam, że interesuje mnie mój okręg w Warszawie, a do tego Polonia i jej sprawy.
Polonia powinna mieć prawo głosu?
Oczywiście. 20 mln Polaków mieszka za granicą. Wielu chciałoby robić interesy z Polską bądź w Polsce, ale biurokracja jest nie do przejścia. Wielu też przesyła miliony złotych rodzinom. Te pieniądze są w Polsce wydawane, napędzają gospodarkę.
Ma pani pieniądze na kampanię wyborczą?
Nie potrzeba ich tak bardzo dużo. Niebawem będę w PiS omawiać sprawy finansowe.
Dadzą?
Mam nadzieję. W Stanach prowadzę ze wspólnikami firmę zajmującą się nieruchomościami. Coraz mniej mam na to czasu. Mam też pieniądze po moim nieżyjącym mężu, także proszę się nie martwić o moje finanse.
Teraz PiS pani płaci za hotel?
Nigdy nikt nie płacił za moje pobyty w Warszawie. Jednak już rozmawiałam z moimi przyjaciółmi i znajomymi i powiedziałam wprost, że liczę na ich finansowe wsparcie, tak jak wszyscy kandydaci, którzy zabiegają o zgodne z przepisami prawa wpłaty na rzecz komitetu wyborczego. Tak się robi również w Ameryce, mam nadzieję, że i w Polsce to będzie standard. Dołożę do kosztów kampanii także ze swoich prywatnych pieniędzy.
Ile?
Jeszcze nie wiem. Trzeba usiąść i policzyć. Teraz na kilka dni zawieszam kampanię, jadę do Białegostoku na Marsz Sybiraków, potem mam wizyty w szkołach, inne spotkania. Moja kampania zacznie się dopiero, jak zostanę zarejestrowana jako kandydatka, czyli po 15 września.
Przecież te spotkania to kampania.
Jak pani tak to chce nazywać, to proszę bardzo. Dla mnie to jest codzienność – tak jest zawsze, od kiedy jestem w Polsce.
Kultura powinna być wspierana przez państwo?
Tak. Oraz zasilana przez prywatnych mecenasów.
Filmy historyczne i patriotyczne powinny powstawać?
Oczywiście. Amerykanie to opanowali do perfekcji. Na tym buduje się tożsamość narodową, dumę, poczucie własnej wartości. Chciałabym, żeby też powstał film o moim ojcu.
Na razie powstaje film o Smoleńsku.
I chętnie go obejrzę. Gdyby w 2010 r. moja mama nie miała 90 lat, toby była w tym samolocie. Gdyby zginęła, tobym stanęła na głowie, żeby zbadać, czy to był zamach, czy wypadek. Zaznaczam, że nie wiem, co się stało, ale dziwne jest, że do tej pory wrak samolotu jest na terenie Rosji. Jak najszybciej w centrum Warszawy powinien stanąć pomnik upamiętniający ludzi, którzy zginęli w Smoleńsku.
Radia Maryja pani słucha?
Niestety nie, bo w ogóle bardzo rzadko słucham radia.
Przecież to tuba propagandowa PiS.
Jestem osobą wierzącą, ale nie fanatycznie religijną i mam swoje zdanie. Ale co ciekawe, na ogół jest ono zgodne z tym, co mówi PiS.
Sześciolatki za małe do szkoły – to jedno z haseł PiS.
Akurat w tej kwestii jestem zdziwiona. Mój syn poszedł do przedszkola, kiedy miał dwa lata. Do szkoły chyba jako pięciolatek, ale to było w Stanach. Zbadam tę sprawę szczegółowo i wyrobię sobie opinię w tej kwestii.
Coś czuję, że PiS to się na pani przejedzie, bo pani jest za bardzo niezależna.
PiS zależy na tym, by mieć swojego człowieka w Warszawie. I myślę, że będę wobec nich lojalna, ale w wielu sprawach zachowam własne zdanie. Nie jestem zawzięta, słucham. Stanowcza jestem tylko w kwestii komunizmu.
Uchodźcy?
Uważam, że nie powinniśmy się uginać pod presją UE. Bogate kraje arabskie powinny przyjąć uchodźców, szczególnie muzułmańskich.
W Iranie było 70 tys. polskich uchodźców, razem z pani ojcem.
Przecież pani doskonale wie, że to była zupełnie inna sytuacja. Wielka Brytania miała obowiązek przyjąć Polaków – przecież wspólnie walczyliśmy. A jak dobrze wiemy, Polacy nie byli dobrze traktowani w Anglii. Obawiam się niestety, że niedługo granice Europy trzeba będzie zamknąć.
In vitro?
Katolik właściwie powinien być przeciwko in vitro.
A polityk?
A polityk to się tym bawi i to nie jest fair.
Aborcja?
Podobnie. Uważam, że ten kompromis, który teraz obowiązuje, należy utrzymać. Jestem przeciwko aborcji. Poza tym człowiek ma wolną wolę. Ci, którzy nie kierują się wskazaniami religijnymi, mają ogromny wybór różnych środków i metod.
Kosztowne.
Niech więc ci, którzy chcą z nich korzystać, zabiegają, aby były dostępne i tanie. Oczywiście tu jest konflikt sumienia dla osoby wierzącej.
I z PiS.
Z PiS nie ma konfliktu. Jako osoba wierząca jestem przeciwniczką aborcji. A czy z dwojga złego lepsza jest antykoncepcja niż aborcja, to już zupełnie inne pytanie.
Jest pani za prawami dla homoseksualistów?
Powinni mieć prawo dziedziczenia i w polskim prawie są rozwiązania umożliwiające takie sytuacje. Jeśli żyją razem i jeden umiera, drugi powinien po nim dziedziczyć. Dla mnie to jasne. Jednak jestem przeciwna małżeństwom homoseksualnym i adopcji dzieci.
Boże, pani z tą swoją elegancją, dystynkcją nie pasuje do polskiej polityki, do PiS na pewno. Że tylko wspomnę Krystynę Pawłowicz, Antoniego Macierewicza i jeszcze kilku innych.
Elegancja w polityce nikomu nie zaszkodzi. Zwróciłam uwagę, że niektóre osoby, przebywając w moim towarzystwie, zmieniają się na lepsze. W angielskim jest takie powiedzenie: kopiowanie to najwyższa forma komplementu. Wie pani, ja mówię sześcioma językami, w tej kwestii też mogę być wzorem.
W PiS chyba nikt nie mówi sześcioma językami.
A czy w ogóle ktoś w polskiej polityce mówi sześcioma językami? Może warto to sprawdzić?
Ale w języku wroga, po rosyjsku, pani nie mówi.
Ale się nauczę. Mam otwartą głowę, mieszkałam w wielu miejscach świata, jestem kosmopolitką.
Kosmopolitka – to dla PiS jak obelga.
Proszę nie przesadzać. Znam wielu wyborców PiS i to są ludzie z otwartymi głowami. A pani myśli, że w PO to wszyscy tacy otwarci? Ja mam swoje plany, swój program i zamierzam działać. Zresztą, uważam, że do polskiej polityki wniosę coś dobrego. Wielu ludzi mi mówi, że dla nich jestem symbolem tego, co było dobre w Polsce przed wojną. Ale niech się pani nie martwi, mam w sobie szaleństwo. Sztywniarą jestem przy pomnikach i na uroczystościach, poza tym uwielbiam tańczyć, lubię dyskoteki, lubię się bawić.
Miałam nie wypominać pani wieku, ale według PiS to pani jest w wieku emerytalnym.
W tym roku skończę 65 lat. PiS chodzi o to, żeby ludzie mieli możliwość przejścia na emeryturę wcześniej, a nie musieli pracować do 67. roku życia. Jestem w dobrej formie i nie jestem gotowa na emeryturę. Nie jestem nawet gotowa, żeby być babcią. Zresztą mój syn ma dopiero 22 lata, wszystko przed nim i przede mną. Na tańcach ostatnia schodzę z parkietu.
Po wyborach pani zatańczy z „Jedynką” z Warszawy do Sejmu?
Z Jarosławem Kaczyńskim? Z przyjemnością.
Mam swoje plany, swój program i zamierzam działać. Wielu ludzi mi mówi, że dla nich jestem symbolem tego, co było dobre w Polsce przed wojną. Ale niech się pani nie martwi, mam w sobie szaleństwo. Sztywniarą jestem przy pomnikach, poza tym uwielbiam tańczyć, lubię dyskoteki, lubię się bawić.