Taciana Karatkiewicz nie chce Białorusi w NATO ani w UE. Podczas październikowych wyborów prezydenckich zaproponuje władzom własne pomysły na naprawę gospodarki.
Dlaczego Alaksandar Łukaszenka uwolnił więźniów politycznych?
Stało się to, o co walczyliśmy. Dla nas to był dobry, szczęśliwy dzień, a dla Łukaszenki – krok w stronę współpracy z Europą.
To nie element gry z Zachodem? Może skończyły się pieniądze i trzeba walczyć o kredyt?
Od 2010 r. sytuacja gospodarcza się pogorszyła. Ale to, że Łukaszenka pokazuje gotowość do wypełniania warunków UE, jest faktem. Zobaczymy, do czego to doprowadzi. Podczas kampanii spotkałam się z mieszkańcami 50 miast. Kwestia więźniów politycznych ich nie interesuje. Interesuje ich sytuacja gospodarcza.
Siarhiej Kalakin, któremu nie udało się zebrać 100 tys. podpisów, zarzuca pani układ z władzą: panią mają zarejestrować niezależnie od ich liczby.
Zaczęliśmy pracę dwa lata temu. Jako koalicja, w której skład wchodzi ruch Mów Prawdę!, mamy program, na który ludzie pozytywnie reagują. Jestem przekonana, że zebraliśmy wymaganą liczbę podpisów.
Nie macie nieformalnego układu z władzami?
Nie, ja się umawiałam tylko z ludźmi.
Będzie pani jedynym kandydatem opozycji. Tylko dlatego, że konkurenci nie zdołali zebrać podpisów. Nie udało wam się porozumieć w sprawie wspólnego kandydata opozycji. Skąd trudność?
Nie uczestniczyłam w tych rozmowach, według mnie zawinił brak czasu. Zbyt długo odwlekaliśmy podjęcie tej decyzji i komplikowaliśmy procedurę.
Jest opinia, że konflikt wśród opozycji jest walką o to, kto w razie reformy parlamentarnej będzie główną siłą opozycyjną.
Teza, że istniejące partie mogą w ciągu jednego dnia stać się liderami jakiejś frakcji, jest przedwczesna. Ostatnio raczej słabniemy, niż rośniemy w siłę. Te wybory można rozpatrywać w postaci „zwycięstwo albo porażka”; robię wszystko, by mieć więcej szans na wygranie. Ale sukcesem będzie, jeśli skłonimy zwycięzcę do realizacji naszego programu.
Analiza poprzednich wyborów wskazuje, że u was nie liczy się głosów, tylko wpisuje wyniki z sufitu. Po co pani startuje?
Zgadzam się, ale to nie znaczy, że ludzi należy pozbawiać alternatywy. Połowa Białorusinów sądzi, że wybory są uczciwe, reszta jest przeciwnego zdania. Warto uczestniczyć w wyborach, zwłaszcza gdy ktoś się przedstawia jako siła polityczna.
Przed każdymi wyborami opozycja rozpatrywała scenariusz Płoszczy: protestów mających zmusić władze do uczciwego liczenia. Ostatnie skończyły się represjami, zdarzyły się też Majdan i interwencja Rosji na Ukrainie. Co pani planuje na powyborczy wieczór?
W społeczeństwie nie ma nastrojów, które by wskazywały na poparcie dla protestów.
Nie zamierza pani wzywać ludzi do wyjścia na ulicę?
Nie. Ale będę tam, jeśli wyjdą.
To już element tradycji.
Chciałoby się uniknąć prowokacji na kształt tej z 2010 r. Nie my ją wtedy zorganizowaliśmy.
Rosjanie próbują wpływać na zbliżające się wybory?
Rosyjski ambasador na początku kampanii powiedział, że Rosja popiera Łukaszenkę. Ludzie mówią, że najważniejsze, by Ukraina nie powtórzyła się u nas.
Często pytają o Ukrainę?
Nie.Wszyscy czekamy na koniec wojny. Białoruś mogłaby zrobić więcej dla pokoju na Ukrainie. Gdybyśmy mieli uznany międzynarodowo parlament, moglibyśmy być aktywniejsi. A gdyby poziom życia był u nas wyższy, mielibyśmy większe możliwości pomocy Ukraińcom.
Co zrobić, żeby go podnieść? Białoruś przechodzi pierwszą recesję od półtorej dekady.
Nie wolno czekać na rozpoczęcie reform systemowych. Nasz program zakłada aktywizację małego i średniego biznesu, dziś większość przedsiębiorstw przeszła na 3–4-dniowy tydzień pracy. Są branże, które mimo recesji wykazują wzrost, im warto pomóc. To turystyka medyczna, logistyka, transport międzynarodowy czy branża IT.
Gdyby władze zaproponowały wam współpracę w jakichś dziedzinach, poszlibyście na nią?
Doświadczenie nie wskazuje, że otrzymamy taką propozycję. Ludzie, którzy demonstrują alternatywny punkt widzenia, są za to karani. Niemniej jeśli zwycięzca zdecyduje się na realizację naszego programu, będzie to pozytywna wiadomość. Kwestia naszego udziału byłaby dyskutowana wewnątrz koalicji.
Powinniście wstąpić do UE i NATO?
Białoruś powinna być niepodległą republiką o neutralnym statusie, który pozwoliłby nam utrzymywać relacje z dowolnymi państwami. Nie chcemy obcych obiektów wojskowych. W bliskiej perspektywie powinniśmy pozostać poza NATO i innymi sojuszami.
Bo to niemożliwe czy niekorzystne?
Społeczeństwo jest niegotowe. Jesteśmy daleko od standardów, które są wymagane przy akcesji do UE. Ale zbliżenie z Rosją też nie przynosi bonusów. Ludzie nie widzą korzyści poza możliwością swobodnego przekraczania granicy.
Rosja to zagrożenie?
Ona nie miesza się w nasze sprawy, ale widzieliśmy niedawno, że może to wyglądać inaczej. Tylko po przywróceniu wybieralności władz będziemy mogli myśleć, żeby Białoruś była zdolna do odparcia agresji, skądkolwiek by ona przyszła.
Jak powinna wyglądać polityka UE wobec Łukaszenki? Jest pani zwolenniczką sankcji?
Dwa lata temu sformułowaliśmy program „Więcej Europy dla Białorusi”. Powinniśmy importować więcej nowych technologii, poszerzać wymianę kulturalną. Dzisiaj eksportujemy ludzi na Zachód. Podczas kampanii odwiedziłam Brzozówkę, miasto powstałe wokół huty Nioman. Dawała kiedyś 6 tys. miejsc pracy, dzisiaj 1,5 tys. Młodsi uciekli, miasto wygląda jak dom starców.
Nie odpowiedziała pani, czy popiera sankcje.
W 2010 r. byłam zwolennikiem sankcji. Jeśli dane państwo nie spełnia zobowiązań, jest logiczne, że trzeba je ukarać.
Czy wybory mogą być przełomem, jeśli chodzi o relacje białorusko-unijne?
Bardzo bym tego chciała. Wiele już zostało zrobione. Ważne, żeby wszyscy partnerzy robili to, na co się umówili.
Opozycja skarży się na malejące wsparcie Zachodu, także finansowe.
Przeorientowaliśmy działalność. Zrozumieliśmy, że aby osiągnąć sukces, powinniśmy się skupiać na własnych obywatelach. Zgodnie z prawem stworzyliśmy fundusz, na który można wpłacać na naszą kampanię. Ale trzeba podać wszystkie dane. Zebraliśmy 900 dol.
I za 900 dol. objechała pani 50 miejscowości.
Często miejscowi opłacali paliwo, bylebyśmy przyjechali.
Wspiera was drobny biznes?
Pod warunkiem anonimowości. Wiosną prezydent powiedział biznesmenom: „Spróbujcie tylko mieszać się do polityki!”.