Do gorących problemów Unii Europejskiej oprócz Ukrainy i imigrantów dołączyła Macedonia. W regionie Kumanowa, w którym dochodzi teraz do regularnych walk między policją a uzbrojonymi grupami, krzyżują się wpływy handlarzy heroiną, zwolenników uniezależnienia tej części kraju (i przyłączenia do Kosowa) oraz islamistów. Komu najbardziej zależy na destabilizacji republiki? I co z tego wynika?

Najmniejsza i najbiedniejsza z byłych republik jugosłowiańskich co prawda opuściła rozpadające się państwo bez rozlewu krwi w 1991 r. Od razu jednak spotkała się z wrogim przyjęciem – Grecja zaskarżyła ją za posługiwanie się historyczną nazwą. W efekcie oficjalnie kraj funkcjonuje jako FYROM (Former Yugoslavian Republic of Macedonia). Ateny dalej uprzykrzają życie sąsiadowi, blokując jego akcesję do NATO. Skopje ma również niezbyt ciepłe relacje z Bułgarią i Albanią. W dodatku w kraju ludność pochodzenia albańskiego stanowi ponad 40 proc. mieszkańców. Nieoficjalnie może nawet i więcej. Gdy w Kosowie pod koniec lat 90. zaczęło dochodzić do zamieszek, przeniosły się one także – choć na o wiele mniejszą skalę – do Macedonii. Bojówki, które tam się uaktywniły, chciały oderwać zwłaszcza zachodnią część kraju od reszty Macedonii – na wzór tego, co się stało w Serbii z Kosowem. W 2001 r. sytuacja stała się poważna. Rozwiązało ją dopiero międzynarodowe porozumienie pokojowe zawarte w Ochrydzie. Albańczycy otrzymali prawo do posługiwania się swoim językiem i do własnego szkolnictwa. Problem wydawał się rozwiązany. To były jednak pozory. Albańska mniejszość eskaluje żądania.
Obecne zamieszanie zaczęło się od protestów opozycji domagającej się dymisji rządu. W tym samym czasie doszło do wypadów uzbrojonych bojówek na teren Macedonii.
Region Kumanowa sąsiaduje z Kosowem, Serbią i Albanią. Przechodzi przez niego jeden z największych szlaków przemytu heroiny w Europie. W strukturach mafijnych, które się tym zajmują, działają czynnie byli bojownicy Wyzwoleńczej Armii Kosowa, którzy walczyli i na terenie Kosowa, i Macedonii. Tej pajęczyny nie da się rozdzielić i spacyfikować, bo wzajemne więzy są zbyt silne.
Za obecnymi zamieszkami w Macedonii, zdaniem szefa macedońskiej dyplomacji, Nikoli Poposkiego, stoją zorganizowane grupy kryminalne. Kwestia narodowościowa gra mniejszą rolę. Bardziej chodzi o zdestabilizowanie państwa, by w chaosie maksymalizować zyski.
W szerszym kontekście warto się zastanowić, kto najbardziej zyskałby na niepokojach w regionie? Bałkany wciąż są przecież areną walki o strefę wpływów między Rosją a Stanami Zjednoczonymi. Niewielka republika nie jest bez znaczenia dla Unii Europejskiej. Z jednej strony na zamieszkach zyskuje Rosja, która może odwracać uwagę od tego, co się dzieje w Donbasie. Ale z drugiej strony przez Bałkany ma przebiegać gazociąg turecki, wspólne turecko-rosyjskie przedsięwzięcie. Niepokoje w regionie mogłyby negatywnie wpłynąć na losy inwestycji. Na niestabilnej sytuacji najbardziej zyskuje mafia. Pytaniem otwartym jest, komu zależy – z państw ościennych – na umacnianiu się wpływów organizacji przestępczych?
Szkoda, że w 2008 r. na szczycie w Bukareszcie NATO nie zaprosiło Macedonii do członkostwa. Macedonia wraz z Chorwacją i Albanią miały wówczas przyjąć MAP, czyli plan działania na rzecz członkostwa w Sojuszu. Wskutek weta greckiego Skopje zostało odprawione z kwitkiem. Kraj bez parasola ochronnego NATO dziś jest łatwiejszym celem. Niedawno abstrakcyjna wydawała się aneksja Krymu. Dziś scenariusze z tej półki są bardziej realne. Równie realny może być rozpad słabej strukturalnie i podzielonej etnicznie Macedonii.
Warto też przypomnieć niedawne deklaracje polityków z Albanii i Kosowa, którzy publicznie głosili, że projekt Wielkiej Albanii jest „do zrobienia”. Wielka Albania oparta jest na trójkącie: Tirana-Tetovo (miasto w zachodniej Macedonii) i Prisztina. Wspólnota międzynarodowa powinna zrobić wszystko, by ta wizja się nie urzeczywistniła. Wielka Albania wysadziłaby Bałkany w powietrze. ©?