Co najmniej 40 osób zginęło w zamachu we wschodniej Libii. W mieście Al-Kubba eksplodowały trzy bomby. Do ataku przyznało się ugrupowanie powiązane z Państwem Islamskim.

Trzy wypełnione ładunkami wybuchowymi samochody eksplodowały obok stacji benzynowej, komisariatu policji oraz domu szefa parlamentu. Zginęło około 40 osób, a 70 zostało rannych. Do zamachu na jednej ze stron internetowych przyznało się ugrupowanie Państwo Islamskie Cyrenajki, związane z radykałami z Syrii i Iraku.

To najbardziej krwawy tego typu atak od czasu styczniowego zamachu na jeden z luksusowych hoteli w Trypolisie. Fanatycy z ugrupowań ekstremistycznych wykorzystują panujący w Libii chaos, bo w kraju panuje dwuwładza. Konkurencyjne rządy i parlamenty tworzą dwa ugrupowania, które cztery lata temu wspólnie obalały Muamara Kadafiego.
Wysłannik ONZ do spraw Libii Bernardino Leon ostrzegł, że kraj znalazł się w poważnym niebezpieczeństwie ze strony islamistów.

"Prymitywne akty terroru dowodzą, że Libia znajdzie się w niebezpieczeństwie, jeśli nie dojdzie do porozumienia między dwiema głównymi partiami w kraju" - mówił Leon w Nowym Jorku.

Według nieoficjalnych doniesień, dwie walczące ze sobą frakcje, z obawy przed Państwem Islamskim, wysyłają już pierwsze sygnały o możliwości rozmów pokojowych.
Dzisiejszy atak fanatyków miał być odwetem za ostatnie naloty sił sąsiedniego Egiptu. Po tym jak Państwo Islamskie ścięło 21 porwanych w Libii egipskich Koptów, władze w Kairze zdecydowały się uderzyć na pozycje radykałów.