Alarm bombowy w siedzibie belgijskiego dziennika "Le Soir" w Brukseli odwołany. Policja zakończyła akcję, żadnego ładunku wybuchowego nie znalazła. Alarm miał związek z atakiem terrorystycznym w Paryżu kilka dni temu na redakcję tygodnika satyrycznego "Charlie Hebdo", w którym zginęło 12 osób.

Dziennikarze największej francuskojęzycznej gazety powrócili do budynku po pięciu godzinach. Redakcja została ewakuowana natychmiast po otrzymaniu pogróżek o ataku. "Wasza redakcja wybuchnie. Lepiej potraktujcie tę wiadomość poważnie" - powiedziała osoba, która zadzwoniła do siedziby belgijskiego dziennika, nie podając nazwiska. Dodała jedynie, że jest ze skrajnej lewicy. Zarzuciła gazecie Le Soir, że za bardzo zaangażowała się w sprawę Charlie Hebdo, która - jak się wyraziła anonimowa osoba - jest pożywką dla skrajnej prawicy.

Podejrzanym o zorganizowanie zamachu jest 53-letni mężczyzna, który w 1999 roku podłożył bombę pod siedzibę partii flamandzkich nacjonalistów. Wtedy nie było ofiar, skończyło się tylko na zniszczeniach budynku.