W USA trwa dobrze znany i powtarzający się cykl – krwawa strzelanina, medialne wrzenie, polityczne spory i brak zmian na szczeblu federalnym. Także tym razem nic nie wskazuje na to, by cokolwiek miało się zmienić. Argumenty obu stron doskonale znamy, a – jak wykazują sondaże – bestialskie masakry z ostatnich lat wcale nie zbliżają, lecz oddalają od siebie strony. Plemiona republikanów i demokratów okopują się, a impas trwa. Dla jednych szeroki dostęp do broni to jedyna możliwość powstrzymania szaleńca, dla drugich łatwość legalnego kupna to główna przyczyna, dlaczego amerykańskie statystyki tak dramatycznie różnią się w porównaniu zeuropejskimi.
Demokraci biją w dzwony, a Joe Biden proponuje zakaz kupowania broni szturmowej i podniesienie wieku zakupu z 18 do 21 lat. W ubiegłotygodniowym przemówieniu prezydent odwoływał się do amerykańskiego ducha wolności. Mówił, że proponowane kroki nie mają na celu „zabrania komukolwiek broni” lub „oczerniania jej właścicieli”. – Chodzi o ochronę naszej wolności chodzenia do szkoły, sklepu czy kościoła bez groźby postrzelenia i śmierci – tłumaczył. Wszystko to zdaje się wołaniem na puszczy. Republikanie nie zgodzą się na zmiany, więc próby demokratów zostaną storpedowane najpóźniej w Senacie. Prawdziwa batalia toczy się zaś w tle: na salach sądowych i na poziomie władz stanowych czy lokalnych. Tam, w zależności od barw politycznych, niemal codziennie ograniczany lub poszerzany jest dostęp dobroni.
Narastający problem z przemocą z użyciem broni dotyczy całego kraju. W 2020 r. od strzałów zmarło w Stanach Zjednoczonych ponad 45 tys. osób, 124 dziennie. Nieco powyżej 50 proc. z tej liczby to samobójstwa, reszta to głównie morderstwa, rzadziej przypadkowe wypadki. Szczególnie niepokoi wzrost liczby zabójstw: w 2020 r. było ich 19,4 tys., najwięcej od co najmniej 1968 r. W tym wszystkim głośne strzelaniny stanowią niewielki ułamek. Jeśli uznamy za nie takie, w których postrzelone zostały co najmniej cztery osoby, to w 2020 r. zginęło w nich 513 Amerykanów. To nieco powyżej 1 proc. wszystkich ofiar. Prawdziwą plagą są natomiast porachunki gangów. Tylko w Chicago w tym roku doszło do blisko 1000 strzelanin, w których śmierć poniosło 239osób.
Według ostatniego szerokiego badania ośrodka Pew Research z 2021 r. 48 proc. ankietowanych postrzega przemoc z użyciem broni jako bardzo duży problem. Za większy uznawane są jedynie problemy z dostępem do opieki zdrowotnej (56 proc.). Jednocześnie 53 proc. obywateli opowiada się za bardziej rygorystycznymi przepisami dotyczącymi broni. To głównie elektorat demokratów oraz mniejszości. Na to, jak ograniczyć przemoc z bronią, nie ma jednak magicznego pomysłu ani społecznegokonsensu.
Pytanie, czy to w ogóle możliwe w kraju, w którym jest 400 mln sztuk broni palnej. Gdzie druga poprawka do konstytucji, uznawana za dającą prawo do noszenia broni, przez wielu uważana jest wręcz za dogmat icodziennie egzekwowana przez jedną trzecią obywateli. Gdzie broń jest uznawana za ważny element bycia Amerykaninem. Gdzie sprowadzając się do miasta czy przeprowadzając się wjego granicach, Amerykanie sprawdzają winternecie mapę przeszłych strzelanin, by się dowiedzieć, czy okolica jest bezpieczna. Gdzie na wiecach, rejestracjach ina tabliczkach wprzydomowych ogródkach popularne jest hasło „Bóg, broń iojczyzna”. Zmiana tego stanu rzeczy wymaga kulturowej rewolucji, której na horyzoncie niewidać. ©℗
W USA jest 400 mln sztuk broni palnej. Jest ona uznawana za ważny element amerykańskości