Wbrew wcześniejszym obietnicom, brytyjscy żołnierze wrócą do Iraku. W rozmowie z niedzielną gazetą "The Sunday Telegraph", brytyjski minister obrony wyjaśnił, że wymaga tego nowa taktyka dżihadystów, będąca wynikiem kampanii nalotów powietrznych na ich pozycje.

Dżihadyści przestali działać w otwartym polu i zmasowanych formacjach, mieszając się z ludnością cywilną irackich miast i wsi. "A to oznacza, że muszą ich stamtąd wykorzenić siły lądowe" - stwierdził minister Michael Fallon, ale zastrzegł od razu: "Tego musi dokonać miejscowa armia, a nie żołnierze z państw zachodnich." Tym bardziej trzeba ją więc odpowiednio przeszkolić i - zgodnie z wcześniejszą obietnicą - Wielka Brytania skieruje w tym celu do Iraku kilkuset swoich instruktorów. Zostaną oni zgrupowani w czterech ośrodkach, które będą wymagać odpowiedniej ochrony. Ta rola przypadnie żołnierzom zachodnim.

Jak powiedział Michael Fallon - "przypuszczalnie" również brytyjskim. Wojna z Islamskiem Państwem nie zakończy się bez jego pokonania również w Syrii, przyznał brytyjski minister obrony. Nie widzi jednak szansy na rychłe przyłączenie się Brytyjczyków do amerykańskich nalotów na pozycje dżihadystów po drugiej stronie granicy iracko-syryjskiej. "Nie ma wprawdzie żadnej bariery prawnej, ale musielibyśmy uzyskać poparcie parlamentu, którego na razie brak" - powiedział minister Fallon "Sunday Telegraphowi".