Powodzi, która dwa tygodnie temu nawiedziła włoskie miasto Parma, można było uniknąć. Zawiodły komunikacja między miejscowym ratuszem a centrum ostrzegawczym. Władze Parmy ujawniły dziś, że ostrzeżenie o powodzi za późno dotarło od urzędników.

Faks ogłaszający alarm powodziowy, dotarł na parmeński ratusz w sobotę 11 października około drugiej po południu. Kiedy nikogo już tam nie było. Przeczytany został dopiero w poniedziałek, gdy wody maleńkiej zwykle rzeczułki Baganza zalewały już piwnice najbliżej stojących domów i przelewały się przez stojące im na drodze mosty.

W piśmie wysłanym przez prefekturę ostrzegano przed nadchodzącymi obfitymi opadami deszczu i możliwością powodzi. Na szczęście w Parmie nikt nie zginął ani nie było rannych. Skończyło się na stratach materialnych. Świadomość, że i tego można było uniknąć, gdyby miasto lepiej przygotowało się na falę powodziową, jest jednak dla władz bolesna. Tym bardziej, że wystarczyło faks zastąpić pocztą elektroniczną albo SMS-em.

We Włoszech jest więcej telefonów komórkowych niż mieszkańców, najwyraźniej nie zostały jednak uznane jeszcze przez biurokrację za godne zaufania narzędzia komunikacji.