- Dla elit zachodnich to sygnał, że interesy naszego kraju, często odmienne od interesów „starej Unii” będą mocniej eksponowane. Z kolei dla Rosji to bardzo trudne do zaakceptowania, że w imieniu UE będzie się wypowiadał człowiek, który mówi w języku polskim. Nawet jeśli jest to Donald Tusk, którego Rosja zna i się nie boi.
Na płaszczyźnie realnej ten wybór nie oznacza nic - kontynuował Rokita.
Stwierdził natomiast otwarcie, iż jest świadomy, że Tusk nie jest w stanie "nic załatwić dla Polski".
- Myślenie, że Tusk jako szef Rady Europejskiej coś dla Polski załatwi, trąci prowincjonalizmem. Po pierwsze nie może tego robić, a gdyby zechciał, to może przegrać swoją pozycję - powiedział.
Najważniejsza dla Rokity wydała się jednak osobista wygrana premiera.
I wreszcie trzecia płaszczyzna – osobista. Dla premiera to oczywisty sukces. Trzeba pamiętać też, że PO przegra wybory i nie odpowie za to Donald Tusk, tylko – przepraszam za wyrażenie – jakaś tam Pani Kopacz. Gdy Kaczyński dojdzie do władzy, wróci też temat odpowiedzialności konstytucyjnej Tuska, czego Platforma się obawiała. W nowej sytuacji ten temat znika zupełnie - stwierdził Jan Maria Rokita.