Obecność Donalda Tuska w Brukseli trzeba rozpatrywać na trzech płaszczyznach. Najważniejsza z nich – polityczna, jest jednocześnie symboliczną, bo to ogromny sukces Polski - powiedział Jan Maria Rokita na Forum Ekonomicznym w Krynicy podczas panelu "Czego brakuje samorządom 25 lat po odzyskaniu wolności?".

- Dla elit zachodnich to sygnał, że interesy naszego kraju, często odmienne od interesów „starej Unii” będą mocniej eksponowane. Z kolei dla Rosji to bardzo trudne do zaakceptowania, że w imieniu UE będzie się wypowiadał człowiek, który mówi w języku polskim. Nawet jeśli jest to Donald Tusk, którego Rosja zna i się nie boi.
Na płaszczyźnie realnej ten wybór nie oznacza nic - kontynuował Rokita.

Stwierdził natomiast otwarcie, iż jest świadomy, że Tusk nie jest w stanie "nic załatwić dla Polski".

- Myślenie, że Tusk jako szef Rady Europejskiej coś dla Polski załatwi, trąci prowincjonalizmem. Po pierwsze nie może tego robić, a gdyby zechciał, to może przegrać swoją pozycję - powiedział.

Najważniejsza dla Rokity wydała się jednak osobista wygrana premiera.

I wreszcie trzecia płaszczyzna – osobista. Dla premiera to oczywisty sukces. Trzeba pamiętać też, że PO przegra wybory i nie odpowie za to Donald Tusk, tylko – przepraszam za wyrażenie – jakaś tam Pani Kopacz. Gdy Kaczyński dojdzie do władzy, wróci też temat odpowiedzialności konstytucyjnej Tuska, czego Platforma się obawiała. W nowej sytuacji ten temat znika zupełnie - stwierdził Jan Maria Rokita.