Janusz Korwin-Mikke uważa, że dymisje po aferze taśmowej powinny być oczywistością.

W radiowej Jedynce zaznacza jednak, że chodzi o spełnienie standardów normalnego kraju, a nie samą treść rozmów osób zajmujących najważniejsze stanowiska w państwie. Szef Nowej Prawicy podkreśla, że z taśmy wynika, iż politycy publicznie wyrażają opinie sprzeczne z ich rzeczywistymi sądami. "Prywatnie mówią to co ja: że sojusz z USA nie jest wiele wart, że ZUS bankrutuje, będzie wypłacał emerytury po 700 zł, ja to mówiłem od 20 lat, nikt mi nie wierzył, teraz ludzie widzą" - stwierdził.

Według Korwin-Mikkego obecni ministrowie spraw wewnętrznych i zagranicznych powinni ustąpić ze stanowisk, bo śledztwa w sprawie podsłuchów nie może prowadzić minister, który jest w sprawę zamieszany. Z kolei rozmów z USA nie powinien prowadzić minister, który nazywa układy z nimi "wielkim g" - mówi szef Nowej Prawicy. Dziś w sprawie afery taśmowej informację Sejmowi przedstawi Donald Tusk. Na razie premier wykluczył dymisję swoich ministrów.