Konflikt o Górski Karabach między Armenią i Azerbejdżanem nie jest jedynie marginalnym konfliktem na Kaukazie. Zaangażowanie mocarstw regionalnych, diaspor i organizacji międzynarodowych sprawia, że konsekwencje niedawno zakończonej wojny znacząco wpłyną na układ sił na granicy Europy i Azji.

Oprócz Azerbejdżanu krajem, którego sytuacja poprawiła się po podpisaniu listopadowego porozumienia, jest Rosja. Nieco przesadzone wydają się analizy przesądzające o jej zwycięstwie, ale faktem jest, że wprowadzenie rosyjskich wojsk do Górskiego Karabachu to jeden z większych sukcesów rosyjskiej polityki zagranicznej w regionie w ostatnich latach. Każdy, kto śledzi dynamikę polityczną krajów postradzieckich, wie, co oznacza obecność rosyjskich korpusów pokojowych. W Azerbejdżanie panuje przekonanie, że sytuacja kraju jest nieporównywalnie lepsza od ukraińskiej czy gruzińskiej ze względu na bardziej wielowektorową politykę zagraniczną. Wbrew oczekiwaniom Baku neoimperialna polityka Rosji może jednak przynieść skutki odmienne od tych, które zamierzył sobie reżim w Baku.

Rosja na duży plus

Długofalowe skutki zwiększonej obecności Rosji są trudne do przewidzenia. Z całą pewnością Kremlowi udało się upokorzyć premiera Armenii Nikola Paszinjana i ostudzić prozachodnie i antyrosyjskie nastroje w Armenii. Władimir Putin udowodnił Ormianom, że ich niezależna egzystencja uzależniona jest od woli Moskwy. Niemniej trudno zakładać, że Rosja będzie się starać jeszcze bardziej zwiększyć obecność na Kaukazie Południowym przy wykorzystaniu agresywnych działań. Mogłoby to doprowadzić do wzrostu nastrojów antyrosyjskich w lokalnych społecznościach, tak jak to miało miejsce w Ukrainie. Wewnętrzne skutki zaangażowania na Donbasie i Krymie zdają się istotną lekcją pokory dla Rosjan, przede wszystkim ze względu na ekonomiczne konsekwencje wynikające z sankcji. Kaukaz jest na tyle ważny dla Zachodu, że niewielkie jest prawdopodobieństwo wykorzystania przez Rosję dużych środków militarnych do uzależnienia regionu.

Turcja bez rewelacji

Nie należy przeceniać za to korzyści Turcji. Sukces w konflikcie, w którym Ankara oficjalnie określiła się jako strona, Recep Tayyip Erdoğan będzie chciał wykorzystać w polityce wewnętrznej, która jest dla niego priorytetem. Prezydent boryka się z malejącym poparciem i narastającym kryzysem ekonomicznym. Erdoğan zepsuł stosunki z USA i UE, głównie z powodu ograniczenia demokracji. Podporządkowanie sobie banku centralnego wpływa na poczucie bezpieczeństwa inwestorów. Nałożył się na to spadek PKB, wzrost inflacji, której rzeczywisty poziom może wynosić nawet 50 proc., i osłabienie liry, której kurs w ciągu ostatnich 10 lat spadł wobec dolara o 78 proc. Negatywne nastroje Erdoğan tonował militarną obecnością w regionie, co przysparzało mu zwolenników. Celem zaangażowania na Kaukazie Płd. może być zwiększenie poparcia przez budowanie wyobrażenia o wielkiej i liczącej się w świecie Turcji, nawiązującej do imperialnej przeszłości. Erdoğan niweluje też znaczenie zagrażających mu politycznie nacjonalistów.
Możliwe otwarcie granic z Armenią może gwarantować większy dostęp do Kaukazu, zarówno ekonomiczny, jak i polityczny, a w konsekwencji równoważenie znaczenia Rosji. Uzyskanie większej kontroli politycznej nad Kaukazem może mieć znaczenie dla sytuacji ekonomicznej w kraju. Już teraz Turcja jest pierwszym partnerem handlowym Gruzji, zajmuje też wysoką pozycję wśród partnerów Azerbejdżanu. Jeśli Armenia nie będzie chciała pozostawać pod całkowitą polityczną i ekonomiczną kontrolą Rosji, będzie musiała otworzyć się na Ankarę. Rzeczywisty wzrost znaczenia Turcji nastąpi, gdy rozmieści stałe bazy wojskowe na Kaukazie Płd. Niewątpliwie jednak zwiększone zaangażowanie w Karabachu jest oznaką chęci uzyskania takiej obecności. Turcja dzięki wojnie częściowo uzyskała to, czego chciała. Powstanie połączenie lądowe z Turcji przez Nachiczewan do Azerbejdżanu, co jest spełnieniem jednego z elementów panturkijskiego snu Erdoğana. Jednocześnie do rosyjskich sił pokojowych w centrum monitoringu rozejmu, którego działalność nie jest jeszcze jasna, najpewniej dołączą tureccy żołnierze. Może to stanowić pierwszy krok do stałej obecności na Kaukazie.
Duże znaczenie w kontekście relacji ormiańsko-tureckich ma kwestia ludobójstwa Ormian. Paradoksalnie istnieje obecnie szansa na zmianę perspektywy i Erywania, i Ankary. Dotychczasowa polityka Erdoğana, prowadzona od początku drugiej dekady XXI w., kiedy na panewce spaliła próba dyplomacji futbolowej, jednoznacznie związała kwestię budowy relacji z Armenią i rozmów o trudnej przeszłości od uregulowania kwestii Karabachu. Teraz nastąpiła zmiana balansu sił, co otwiera możliwość rozmów. Ze strony Armenii wymagać to będzie zgody na wznowienie relacji dyplomatycznych i otwarcia granicy bez warunku uznania ludobójstwa. Taka polityka nie będzie w Armenii precedensem. Nieśmiałe próby podejmował już Lewon Ter-Petrosjan w połowie lat 90. oraz republikanie w latach 2008–2009. Armenia, aby wyjść z regionalnej izolacji i jednokierunkowej polityki oparcia się na Rosji, musi zgodzić się na takie rozmowy. Erdoğan wbrew pozorom może być na taką ewentualność otwarty, gdyż może na niej zyskać i dzięki normalizacji stosunków z Armenią jeszcze bardziej wzmocnić rolę Turcji na Kaukazie.

Przegrany Iran

Poza Armenią największym przegranym w tym konflikcie jest Iran. To znaczący regres, biorąc pod uwagę, że w pierwszej wojnie to Teheran często odgrywał rolę mediatora, a rozmowy pokojowe aranżowane przez ówczesnego prezydenta Alego Rafsandżaniego toczyły się w Teheranie. Druga wojna ukazała marginalizację Iranu i fakt, że jego możliwości prowadzenia aktywnej polityki w regionie są bardzo ograniczone. Z jednej strony władze nie chciały bliskiej integracji Armenii ze strukturami euroatlantyckimi, z drugiej muszą się obawiać wzrostu znaczenia porozumienia Ankara–Baku i wzrastającej roli Rosji. Turcja – poza Izraelem główny przeciwnik Teheranu na Bliskim Wschodzie – umocniła swoje wpływy także w wymiarze narracyjnym.
Dotychczasowe poparcie Iranu dla Armenii było uwarunkowane chęcią równoważenia wpływów tureckich, ale miało również przyczynę wewnętrzną. Azerowie stanowią największą mniejszość etniczną w Iranie i są wpływową grupą zarówno ekonomicznie, jak i kulturowo. Z azerskiej rodziny pochodzi przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei. Większość pozostaje wierna Teheranowi, a ich tożsamość jest uwarunkowana przynależnością do szyickiej wspólnoty religijnej, a nie kwestiami etnonarodowymi. Zwycięstwo idei panturkijskiej w Karabachu może jednak podnieść kwestię świadomości narodowej ludności turkijskiej, a w konsekwencji większe utożsamienie z Azerbejdżanem, co może stanowić zagrożenie dla funkcjonowania kraju. Na razie nie jest to nośny temat, ale Azerowie z Iranu podczas wojny opowiedzieli się za Azerbejdżanem.

Zachód nieobecny

Wynik wojny to całkowita porażka Zachodu i jego idei na Kaukazie Płd. Brak zdecydowanej reakcji sprawił, że wojna jest zwycięstwem trzech zamordystycznych dyktatorów, których władza najpewniej jeszcze bardziej w jej wyniku się umocni. Każdy z nich jest problematyczny dla Europy, a odstępstwa od demokratycznych reguł w polityce wewnętrznej, z odmiennych względów, często są traktowane przez Zachód pobłażliwie. W oczach prozachodnich Gruzinów czy Ormian jest to postrzegane jako stosowanie podwójnych standardów oraz rozbieżność między deklaracjami i aksjologią a regułami twardej gry politycznej. Przez taką postawę Zachodu przegranym w tej wojnie stać się może targana problemami, ale jednak kwitnąca od 2018 r. prozachodnia, antykorupcyjna ormiańska demokracja, która tej próby może nie przetrwać. Po raz kolejny okazuje się, że hard politics ma na Kaukazie większe znaczenie od ideałów.
Na wyniku wojny stracą zarówno USA, jak i UE. Dla Amerykanów porozumienie Rosji i Turcji oznacza ograniczenie wpływów na Kaukazie. Dla Europejczyków – stratę jednej, a może nawet dwóch (Gruzja) demokratycznych republik o proeuropejskich aspiracjach. Przegranym jest również NATO, którego członek był aktywnie zaangażowany w konflikt. Brak reakcji Sojuszu potwierdza słabość wewnętrznych struktur, wyraźnego przywództwa i agendy. Przegrała również OBWE. Istniejąca pod jej auspicjami grupa mińska okazała się wydmuszką, całkowicie zmarginalizowaną przez rozmowy na poziomie państwowym. W połączeniu z blamażem OBWE podczas niedawnych wyborów w Gruzji może to oznaczać głęboki kryzys organizacji, a z pewnością jej zniknięcie z Kaukazu Płd.