Syryjska opozycja ostrzega przed nowym atakiem z użyciem broni chemicznej. Według aktywistów, reżim prezydenta Baszara al-Assada przygotowuje się do kolejnego uderzenia. Wszystko to dzieje się w czasie, gdy po ataku przedmieściach Damaszku, który miał zabić półtora tysiąca osób, świat rozważa interwencję w Syrii.

Jak relacjonuje z Bejrutu specjalny wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski, Syryjska Rada Narodowa poinformowała, że przechwyciła informacje, według których rządowe wojska w Syrii mogą chcieć wkrótce zaatakować, używając gazów bojowych. „W ostatnich dniach otrzymaliśmy informacje o trzech konwojach przewożących broń chemiczną, rakiety z głowicami chemicznymi. Możemy potwierdzić, że pojazdy dotarły już do celu” - mówił Khaled Saleh z Syryjskiej Rady Narodowej. Aktywiści nie podają jednak miejsca potencjalnego ataku.

Tymczasem duńska telewizja dotarła do świadków ataku z 21 sierpnia na przedmieściach Damaszku. Dwie Syryjki uciekły niedawno do Libanu. „Obudziłam się z niesamowitym bólem klatki piersiowej. Czułam jak mnie rozrywa od środka. Ale i tak wyszłam z tego cało. Mój kuzyn cały czas czuje mrowienie i ma drgawki” - mówi Umme. „My byliśmy wtedy na czwartym piętrze w budynku. Ci, którzy byli na niższych piętrach, zginęli” - dodaje jej siostra Rania.

Syryjskie władze powtarzają, że 21 sierpnia w Damaszku broni chemicznej użyli islamscy bojownicy. Podkreślają, że atak na Syrię będzie tak naprawdę wsparciem dla Al-Kaidy.

Wojna w Syrii kosztowała życie ponad 100 tysięcy ludzi. Liczba uchodźców przekroczyła już dwa miliony.