Żadna ze stron w Egipcie nie zdaje testu demokracji - tak twierdzi były ambasador RP w tym kraju, Jan Natkański.

Ekspert komentował na antenie radiowej Trójki sytuację w kraju, gdzie tylko podczas środowych starć zwolenników odsuniętego od władzy prezydenta Mohammeda Mursiego z rządzącą krajem armią zginęło ponad 600 osób.

Natkański przekonywał w radiowej Trójce, że winę za zaistniałą sytuację ponoszą obie strony konfliktu. Ekspert tłumaczył, że jego zdaniem Bractwo Muzułmańskie nie potrafiło w ciągu roku rządów zrobić wiele z wyjątkiem umacniania swojej władzy. Z kolei władze tymczasowe powołane przez armię nie mają pomysłu na rozwiązanie problemów i stosują wyłącznie rozwiązania siłowe.

Jan Natkański stwierdził też, że egipskie władze mają pewne argumenty do stosowania siły. Ekspert mówił, że w środę, podczas starć w Egipcie, zginęło 45 policjantów i dla niego jest to dowód, że demonstranci mają broń.

Egipskie ministerstwo zdrowia poinformowało, że we wczorajszych starciach zginęły 173 osoby, a ponad 1300 zostało rannych.

Tymczasem premier Egiptu Hazem el-Beblawi zaproponował zdelegalizowanie Bractwa Muzułmańskiego, z którego wywodzi się odsunięty od władzy Mohammed Mursi. Podano, że podjęcie takich kroków jest rozważane przez rząd.