Polskie służby mają możliwości techniczne, by inwigilować telefony i e-maile obywateli według schematu PRISM ujawnionego przez Edwarda Snowdena. Twierdzą jednak, że tego nie robią.

Takie działania byłyby w stanie podjąć ABW i jednostka wojskowa NIL, która zajmuje się SIGINT-em, czyli wywiadem elektronicznym. NIL pracuje obecnie na potrzeby misji w Afganistanie. Rzecznik prasowy Dowództwa Wojsk Specjalnych mjr Krzysztof Plażuk powiedział DGP, że nie widzi wspólnego mianownika pomiędzy aferą PRISM a tym, czym zajmują się takie jednostki jak NIL. A takie działania w kraju podczas pokoju byłyby złamaniem prawa.
Służby prasowe ABW zapytane, czy dysponują narzędziami do inwigilacji elektronicznej, odpowiadają lakonicznym komunikatem. – Wykonujemy swoje zadania w ramach obowiązującego w Polsce prawa – mówi DGP rzecznik agencji Maciej Karczyński.
Doktor Zbigniew Rau, który pełnił funkcję wiceministra spraw wewnętrznych i jest koordynatorem prac Polskiej Platformy Bezpieczeństwa Wewnętrznego, potwierdza, że polskie służby, tak cywilne, jak i wojskowe, dysponują narzędziami do elektronicznej inwigilacji.
– To niezbędne do wypełniania ustawowych obowiązków. Problemy nie leżą w narzędziach, ale w ewentualnym ich nadużywaniu, np. na potrzeby doraźnej walki politycznej – mówi nam Rau.
Zapytaliśmy byłych szefów służb o to, na ile realne jest powtórzenie PRISM w Polsce. Jednak zarówno były szef wywiadu cywilnego Zbigniew Siemiątkowski, jak i wojskowego gen. Marek Dukaczewski odmówili komentarza.
Zdarzają się jednak sytuacje, które wzbudzają kontrowersje i podejrzenia o inwigilację. Wśród najgłośniejszych jest choćby mianowanie szefem NASK (Naukowej Akademickiej Sieci Komputerowej) byłego oficera Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. ABW stworzyło też projekt bezpiecznej sieci Arrakis. Skorzystanie z niej zaproponowano np. spółkom Skarbu Państwa, szczególnie tym o strategicznym znaczeniu. Większość prezesów jednak się obawiała, że Arrakis posłuży agentom do inwigilacji. Projekt nigdy nie zyskał dużej popularności.
Pomysł wspierał generał Krzysztof Bondaryk, który teraz zajmuje się tworzeniem Narodowego Centrum Kryptologii z ramienia ministra obrony narodowej. Na łamach DGP opisaliśmy nowe zadania byłego szefa ABW i zadawaliśmy pytania, czy nie jest to faktyczny początek istnienia nowej służby specjalnej, która będzie się zajmować śledzeniem internetu.
– Centrum będzie miało inne zadania niż służby – tłumaczył w wywiadzie udzielonym „Polsce Zbrojnej” Bondaryk.

Mocarstwowe zapędy

Masowe zbieranie danych leży w zasięgu praktycznie każdej służby specjalnej na świecie. W wywiadzie dla „Der Spiegel” Edward Snowden ujawnił posiadanie takiego programu przez brytyjski wywiad elektroniczny GCHQ. Nazywa się Tempora i służy do przechwytu całej łączności internetowej w Wielkiej Brytanii, którą może składować przez trzy dni. Brytyjczycy oprócz tego zbierają metadane przechwyconych komunikatów, czyli informacje nt. nadawcy, odbiorcy etc. Na metadanych koncentruje się też francuski wywiad DGSE. Zdaniem dziennika „Le Monde” pod względem możliwości technicznych ich system jest piąty na świecie. Tylko w 2013 r. szef służby Bernard Barbier ocenił liczbę przechwyconych komunikatów na 4 bln. Trafiają do podziemi centrali agencji przy Boulevard Mortier w Paryżu. Chociaż system obsługuje DGSE, to 80 proc. zapytań pochodzi od innych agencji wywiadowczych Francji.
Posiadanie własnego systemu jest także ambicją niemieckich służb. Szef niemieckiej BND Gerhard Schindler chciałby z niej uczynić liczącego się w tej kwestii na arenie międzynarodowej gracza. Ambicja ta jest tak duża, że nawet wart 100 mln euro program rozbudowujący możliwości BND nazwano „Technikaufwuchsprogramm”, czyli „programem technicznego dorastania”. Na razie jednak służba przechwytuje dane wyrywkowo w największym hubie komunikacyjnym Niemiec we Frankfurcie, skąd są zsyłane do centrali w Pullach k. Monachium.
Podobne możliwości mogą mieć Włosi. Prawnik Fulvio Sarzana opisał na swoim blogu przyjętą niedawno przez włoski parlament ustawę, która zezwala nawet na szerszą inwigilację niż PRISM. Czyli na uzyskanie dostępu nie tylko do danych telekomunikacyjnych, lecz także do danych operatorów lotnisk, zapór wodnych, firm energetycznych i transportowych.
W Szwecji wątpliwości wywołuje przyjęta w 2009 r. ustawa o tamtejszym wywiadzie elektronicznym FRA, zezwalająca na szeroki monitoring.