Na antenie Radia Zet Tomasz Nałęcz stanął w obronie polskich polityków, którzy w rocznicę masakry na Placu Tiananmen udali się w podróż służbową do Chin.

"Czekam na zachowania polskiej delegacji w Chinach. Jestem przekonany, że to będą zachowania godne polskiej tradycji 4 czerwca. Wykluczam sytuację, bo zbyt dobrze znam panią marszałek Kopacz, żeby zapomniano co znaczy 4. czerwca dla Polski i dla Chin" - powiedział w programie "Gość Radia Zet" Tomasz Nałęcz, doradca prezydenta.

W rozmowie z Moniką Olejnik Nałęcz dodał także, że „każdy polityk musi godzić bieżące, żywotne polskie interesy” z tradycją wolnościową i demokratyczną. "Jestem przekonany, że tak będzie marszałek Kopacz postępowała, że o tym nie zapomni" - stwierdził i zaznaczył, że decyzję o wyjeździe podjęto wspólnie.

W odpowiedzi Olejnik powiedziała, że "czasami jednomyślne decyzje są głupie", na co Nałęcz odparł: "Moim zdaniem bilansowano bieżące potrzeby polskiej polityki, a tu jesteśmy zainteresowani stosunkami z Chinami i, z drugiej strony, ten argument historyczny. Zdecydowano, pewnie mając przemyślany sposób postępowania w Chinach, a to jest moim zdaniem czynnik rozstrzygający, żeby jednak jechać".

Podczas dyskusji Nałęcz drwił z listu Leszka Millera do prezydenta. Lider SLD prosił w nim o ocenę słów Kardynała Dziwicza. "Leszek Miller doszedł do wniosku, że warto jednak ścigać się na tej antyklerykalnej bieżni z Ruchem Palikota. Nie sądzę też, żeby polityk tej klasy nie wiedział, że w Polsce istnieje konstytucyjna gwarancja swobody wyznania i głoszenia poglądów religijnych. O co Leszek Miller pyta prezydenta? Chce sprawdzić, czy prezydent czyta konstytucję i zna konstytucję? Przecież prezydent przysięga na wierność konstytucji, nie mówiąc o tym, że Bronisław Komorowski był jednym z tych posłów, obok Leszka Millera, który brał udział w uchwalaniu konstytucji" – stwierdził.