Wdowa po Aleksandrze Litwinience wezwała do zaniechania sądowego dochodzenia w sprawie śmierci jej męża, otrutego radioaktywnym polonem pod koniec 2006 roku w Londynie. W wyniku umowy między Wielką Brytanią a Rosją, sędzia został zmuszony do rezygnacji z dochodzenia prawdy.

Marina Litwinienko oświadczyła, że jest do głębi zawiedziona orzeczeniem sędziego, który wykluczył ze sprawy utajnione zeznania i dokumenty wskazujące na zaangażowanie Rosji w zbrodnię. Sędzia musiał postąpić w ten sposób, bo procedura tak zwanych dochodzeń koronerskich nie zezwala na prowadzenie ich przy drzwiach zamkniętych.

Sam sędzia podkreślił, że zakaz ujawnienia pewnych dowodów, wydany przez Ministra Spraw Zagranicznych Williama Hague'a, nie pozwoli mu na rzetelne ustalenie okoliczności śmierci Litwinienki ponad te, które są i tak powszechnie znane. Wcześniej brytyjska prokuratura przez lata bezskutecznie zabiegała o wydanie przez Rosję na proces w Londynie dwóch domniemanych zabójców.

Przyjaciel Litwinienki, Alex Goldfarb uznał, że nawet zamknięcie sprawy będzie zwycięstwem prawdy. Wiadomo bowiem, że to Rosja wymogła na brytyjskim rządzie utajnienie dowodów wskazujących na jej rolę w śmierci Aleksandra Litwinienki. Ma to doprowadzić do poprawy lodowatych stosunków i zbliżenia stanowisk w sprawie Syrii. Goldfarb dodał, że najwyraźniej Brytyjczycy bardziej przejmują się użyciem broni chemicznej w Syrii, niż radioaktywnej na ulicach własnej stolicy.