Manifestacje dają efekt, jeśli z internetu przeniosą się na ulicę. Inaczej spalają na panewce.
Polski buntownik przenosi swój protest do świata wirtualnego. Dziś najgłośniejszą akcję w sieci robi grupa „Matki I kwartału 2013”. Liczba jej fanów na Facebooku – 9 tys. Żądają objęcia ustawą o nowym półrocznym urlopie rodzicielskim wszystkich dzieci z rocznika 2013. Także tych urodzonych w I kw. 2013 r. „Projekt z dnia 8 listopada 2012 r. opracowany przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej przewiduje, że nasze dzieci nie zostaną objęte przywilejem rocznego przebywania na płatnym urlopie ze swoimi mamą lub tatą” – piszą na stronie. – Ci, którym potomstwo urodzi się między 1 stycznia a 17 marca, będą poszkodowani. To dyskryminacja dzieci w stosunku do ich rówieśników – mówi Natalia Uziębło-Kiyak, której termin porodu wypada 18 lutego. – Na stronie http://petycje.pl ponad 20 tys. osób podpisało list otwarty do ministra pracy. Liczymy, że to oraz dialog, jaki nawiązujemy przez media, wpłynie na zmianę stanowiska polityków koalicji rządzącej.
Największym osiągnięciem w historii protestów na FB była rozpoczęta rok temu walka z ACTA, czyli sprzeciw przeciwko międzynarodowej umowie dotyczącej zwalczania obrotu towarami podrabianymi. Protesty przeniosły się na ulicę, gdzie miewały burzliwy przebieg. I rząd zmienił zdanie.
Inny przykład sprzeciwu, który doprowadził do zmian, była społeczność „Adisucks – bojkot produktów Adidas”, która zgromadziła ponad 25 tys. fanów. Powstała, gdy firma postanowiła zamalować kultowy mur pełen graffiti na warszawskim Służewcu. Po kilku dniach akcji, która również przeniosła się do realu, Adidas wycofał się ze swojej decyzji.
– Dzięki Facebookowi lepiej można wyczuć nastroje społeczne. Jego użytkownicy dowiadują się o takich akcjach szybciej niż w rzeczywistości – mówi socjolog Albert Hupa z firmy IRC TrendMonitor. – Protesty cieszą się popularnością, bo polubienie czegoś wymaga dużo mniejszego wysiłku niż np. wyjście na mróz na demonstrację.
Przykładem tego, że frekwencja z sieci niekoniecznie przenosi się do realu, jest grupa Rondo Leminga w Miasteczku Wilanów. Ponad 700 fanów, którzy ją polubili, chciało, by zbieg ulic Sarmackiej i Herbu Szreniawa nazwano właśnie na cześć niewielkiego zwierzęcia. Tym mianem czasem złośliwie określani są mieszkańcy dzielnicy. By złożyć taki wniosek do władz miasta, trzeba mieć podpisy i dane adresowe co najmniej 200 osób. Zebranie nawet tak niewielkiej liczby nie powiodło się.
Połowiczny sukces odnieśli ci, którzy na Facebooku protestowali przeciwko zlikwidowaniu nocnych kursów stołecznego metra. – Głosy mieszkańców, nie tylko tych wyrażających swój sprzeciw w internecie, wzięliśmy pod uwagę i sprawę raz jeszcze przeanalizowaliśmy. Na pewno do czerwca rozkład pozostanie bez zmian – zapewnia rzeczniczka Urzędu Miasta Warszawa Agnieszka Kłąb.
Co łączy wszystkie te akcje? Biorą w nich udział ludzie młodzi, i tak naprawdę trudno jest przykuć uwagę facebookowiczów na dłużej niż kilka tygodni.