Amber Gold wciąż widnieje na stronie internetowej oliwskiego zoo jako najważniejszy sponsor - donosi Gazeta.pl. Marcin i Katarzyna Plichtowie wspomogli placówkę wpłacając na jej konto ponad 1,6 mln zł.

Wpłaty od Plichtów były w gdańskim zoo rekordowe. Wcześniej największe dotacje nie przekraczały kilkunastu, maksymalnie dwudziestu kilku tysięcy złotych.

Michał Targowski, dyrektor Miejskiego Ogrodu Zoologicznego w Gdańsku, nie mógł uwierzyć w swoje szczęście, gdy małżeństwo Plichtów przelało na konto instytucji 120 tys. zł. Cel darowizny został dokładnie określony - postanowiono poprawić warunki bytowania pary gibonów - Gryzeldy i Filipa - żyjących na wysepce, która znajduje się pośrodku jeziorka, przy bramie wyjazdowej z zoo i postawić im domek.

"W lutym tego roku państwo Plichtowie odwiedzili mnie w zoo. Nie będę ukrywał, że byłem nimi zauroczony. Prezesi wielkich firm kojarzą mi się zwykle z drogimi garniturami, pewnym dystansem. A zobaczyłem dwoje bardzo naturalnych i sympatycznych ludzi, w dżinsach i adidasach. Pomyślałem nawet: Mój Boże, ten człowiek stworzył takie potężne imperium, a woda sodowa w ogóle nie uderzyła mu do głowy" - opowiada Gazecie.pl Targowski.

Targowski po cichu liczył na drugie 120 tys. zł. Tymczasem kolejny przelew bankowy opiewał na... półtora miliona złotych. "Te pieniądze spadły nam jak z nieba. Mieliśmy ostatnie trzy miesiące, by rozpocząć budowę wybiegu i domku dla lwów, kończył się termin pozwolenia na budowę" - tłumaczy Gazecie.pl dyrektor zoo.

Co teraz stanie się z pieniędzmi podarowanymi zoo przez Plichtów? Twardowski mówi: "Chyba powinny wrócić do poszkodowanych, ale sprawa jest nie do uratowania. Specjalista od finansów, którego się radziłem, mówi, że gdyby te pieniądze nie poszły na zoo, przejąłby je skarb państwa. Bo to przecież był odpis od podatków. Amber Gold funkcjonował jako firma, płacił podatki i część swojego dochodu mógł przeznaczyć na dowolny cel. Tak czy inaczej, te pieniądze nie wróciłyby do osób, które je zainwestowały".