Dzisiejszy Irak jest lepszy od tego sprzed 2003 roku, ale zapłacił olbrzymie koszty zakończonej oficjalnie wojny, a Amerykanie pozostawiają ten kraj mniej stabilny i samodzielny, niż mówi prezydent Barack Obama - pisze w piątek prasa brytyjska i amerykańska.

"Financial Times" wylicza, co udało się osiągnąć w Iraku: "brutalny dyktator i jego reżim przeszedł do historii", w kraju dwukrotnie w wolnych wyborach wyłoniono parlament, panuje większa wolność słowa i mediów.

"Jednak koszt, jakim to osiągnięto, był niszczący - osiem lat konfliktu" - dodaje gazeta. Jak wskazuje, dziś mieszkańcy żyją "w społeczeństwie rozdartym ostrymi konfliktami religijnymi; ponad 100 tys. Irakijczyków zostało zabitych od 2003 roku, a (według statystyk) w kraju dochodzi do dwóch ataków terrorystycznych dziennie".

"FT" zauważa, że "przed 2003 rokiem mniej więcej co dziesiąty Irakijczyk żył w biedzie, dziś jest to co czwarty. Jednak najbardziej destrukcyjnie działającym skutkiem chaosu ostatnich ośmiu lat był exodus irackiej klasy średniej".

"Chociaż Obama mówił o tym, że Amerykanie pozostawiają Irak "+suwerenny, stabilny i polegający na sobie+, to rzeczywistość jest mniej zachęcająca" - podsumowuje brytyjski dziennik.

"New York Times" pisze o przyszłości Iraku, który po formalnym zakończeniu wojny w czwartek opuści do końca roku ostatnie 4 tys. amerykańskich żołnierzy. Stany Zjednoczone - wskazuje dziennik - nadal będą musiały zachęcać i wspierać "przywódców irackich, by zawarli długo odkładane kompromisy polityczne, będące jedyną nadzieją na zbudowanie stabilnej demokracji".

"Waszyngton przez lata naciskał Bagdad, by skończył z korupcją i zbudował reprezentatywne władze. Będzie musiał naciskać nadal" - twierdzi gazeta.

"To, co wcześniej było związkiem Arabów i Kurdów, zamieniono na trójkąt sunnicko-szyicko-kurdyjski"

Dziennik wypomina poprzedniemu prezydentowi USA George'owi W. Bushowi decyzję o inwazji "opartą na zmanipulowanych informacjach wywiadowczych". Koszty jego decyzji sprawiają, że amerykańscy politycy "przez pokolenia muszą uważnie analizować te błędy, i upewnić się, że nie zostaną powtórzone" - podkreśla "NYT".

Nowojorski dziennik zamieszcza też dwa osobne głosy poświęcone wojnie. Reidar Visser z Norweskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych ocenia, że Amerykanie pozostawiają za sobą "niestabilny i podzielony kraj". Jego zdaniem, przyjęli oni błędną wizję Iraku, uznając, że przyszłe instytucje polityczne w tym kraju powinny "proporcjonalnie odzwierciedlać irackie grupy etniczno-religijne", bardziej niż "jedność narodową i umiarkowany islamizm".

"To, co wcześniej było związkiem Arabów i Kurdów, zamieniono na trójkąt sunnicko-szyicko-kurdyjski" - pisze badacz o koncepcjach Amerykanów z okresu tuż przed rozpoczęciem wojny. Jego zdaniem, również administracja Obamy "skupiła się na tej trójcy". W ten sposób przyczyniła się do wzmocnienia napięć na tle wyznaniowym w miejsce ich osłabienia.

W drugim artykule były koordynator ds. odbudowy Iraku Kirk W. Johnson zarzuca Amerykanom, że odchodzą nie robiąc nic, by upewnić się, iż ochronili tych Irakijczyków, którzy dla nich pracowali i im pomagali. Przypomina, że radykalny lider szyicki Muktada as-Sadr nazwał takich ludzi wyrzutkami. "Kiedy Wielka Brytania kilka lat temu wycofała się z Iraku, 17 takich wyrzutków publicznie stracono, a ich ciała porzucono na ulicach Basry jako ostrzeżenie" - pisze Johnson.

"Irakijczycy, którzy pozostali wobec nas lojalni, w ciągu tygodni przekonają się, jak mało znaczą słowa Ameryki" - uważa autor artykułu.