Wysoka woda to problem, który powraca rok w rok. Wciąż brakuje pieniędzy na meliorację, gminy narzekają też na brak spójnego systemu zarządzania rzekami.
Po ostatnich nawałnicach i opadach deszczu po raz kolejny doszło do poważnych podtopień m.in. w Sandomierzu i Płocku, a także na Podkarpaciu. Wszyscy liczą straty i pytają, czy takim sytuacjom można zapobiegać.

Samorządy krytykują

Zdaniem szefa MSWiA Jerzego Millera głównym problemem np. w Sandomierzu są niedrożne rowy melioracyjne. – Dobrze by było, aby władze lokalne zadbały o tzw. meliorację szczegółową, która, gdyby była bardziej drożna, zmniejszyłaby prawdopodobnie skalę podtopień – mówił wczoraj Miller.
Ale samorządowcy wyliczają znacznie więcej problemów. I podkreślają, że system wciąż szwankuje, a wnioski z poprzednich powodzi wyciągane są zbyt późno. – Zostało jeszcze wiele do zrobienia. Nie ma ogólnego, odgórnego zarządzania całością problemu. Zwłaszcza kiedy dotyczy on np. sąsiednich powiatów, ale leżących już w różnych województwach – mówi nam szef sztabu kryzysowego i zastępca burmistrza Sandomierza Marek Bronkowski.
Z kolei zdaniem starosty nowosądeckiego Jana Golonki powinny zostać wprowadzone przepisy ułatwiające wprowadzanie nowych systemów odpływu wody.
– Brakuje takiej ustawy jak w przypadku dróg, która umożliwia wejście np. na teren prywatnej posesji, budowę tam melioracji i wypłatę odszkodowania – mówi. Golonka zwraca ponadto uwagę, że problemem są lata zaniedbań i brak pieniędzy. – Nikt nie dbał o rowy melioracyjne. Te, które są nowe, działają, ale te z lat 70. już nie – podkreśla. A to właśnie skuteczne odpływy mogłyby zminimalizować szkody powodowane przez małe rzeczki i gwałtowne opady.
Problemem dla samorządowców są także sztywne przepisy, ekolodzy czy wędkarze, którzy blokują wycinanie drzew w międzywałach. – Kiedy jest akcja ratownicza, to możemy działać, ale wtedy woda jest wysoko i niewiele da się zrobić. Za to już np. wjechanie ze żwirem w normalnych warunkach wciąż wymaga decyzji środowiskowych – dodaje Golonka.
W ubiegłym roku resort środowiska zarządził wycinkę drzew w tzw. międzywałach. To ma przyspieszać spływ wody. W Sandomierzu tak się stało, pogłębiono tam też koryto Wisły. – Wycinkę przeprowadzamy tam, gdzie jest zagrożenie. Już ponad 50 proc. takich terenów w Polsce zostało oczyszczonych. Teraz jest przerwa z powodu okresu lęgowego, ale jesienią ma zostać wznowiona – mówi „DGP” Stanisław Gawłowski, wiceminister środowiska.

Zarządzenie do kosza

Rządowi nie udało się jednak stworzyć nowego prawa wodnego. Wczoraj Sejm zdecydował, że projekt ustawy zostanie poważnie okrojony. Powstawał przez ostatnie miesiące w resorcie spraw wewnętrznych i składał się z dwóch części. Pierwsza upraszczała procedury wypłacania odszkodowań i finansowania odbudowy skutków powodzi. Druga dotyczyła całej filozofii gospodarki wodnej i przyznawała nad nią władzę wojewodom. – Zdecydowaliśmy się skierować do dalszych prac tylko pierwszą część tej ustawy. Nie budzi ona żadnych wątpliwości i jest faktycznie niezbędna – mówił wiceszef sejmowej komisji środowiska Stanisław Żelichowski. Wcześniej, aby skierować pomoc dla ludzi i gmin, Sejm musiał uchwalać specjalną ustawę. Teraz resort spraw wewnętrznych ma wyznaczone uproszczone procedury, które może stosować od razu, gdy będą niezbędne.
Jednak to druga część ustawy miała większe znaczenie. Miała tworzyć nowy system zarządzania obszarami, przez które płyną rzeki. – Obawiamy się, że jest niezgodna z dyrektywą unijną o prawie wodnym. Po prostu rzeki nie mieszczą się w pojedynczych województwach i oddawanie tej gospodarki wojewodom mogłoby przynieść opłakane skutki – krytykowały na etapie uzgodnień międzyresortowych zawarte tam propozycje m.in. Ministerstwa Ochrony Środowiska i Rozwoju Regionalnego.
– Komisja uznała, że prace nad nowym prawem wodnym muszą się toczyć, ale będzie to już zadanie dla nowego Sejmu – mówi Żelichowski.
Od 3 lat mieszkańcy Sandomierza zmagają się z wodą Fot. Piotr Polak/PAP / DGP