Urzędnicy i kynolodzy nie zamierzają zaostrzać przepisów dotyczących niebezpiecznych amstafów i mieszańców - pisze "Dziennik Polski".

W ostatnich dniach doszło już do pięciu groźnych wypadków z udziałem psów, w których poważnie ucierpiały dzieci.

Tymczasem od kilku lat w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji toczy się dyskusja jak rozwiązać problem niebezpiecznych, atakujących ludzi psów, których nie ma na liście ras uznawanych za agresywne. Chodzi głównie o amstafy i mieszańce. To właśnie z ich udziałem dochodzi najczęściej do groźnych pogryzień.

Psy mieszane częściej pochodzą z nielegalnych hodowli, nie są poddawane odpowiedniemu szkoleniom, zdarza się, że właściciele sami uczą je agresywnych zachowań.

MSWiA nie przewiduje zaostrzenia przepisów dotyczących mieszańców i amstafów.

Nabycie psa umieszczonego na liście ras uchodzących za agresywne, wymaga jedynie złożenia wniosku do urzędu miasta z załączeniem informacji o pochodzeniu zwierzęcia, rasie, wieku oraz oświadczeniem, w jakich warunkach będzie ono przetrzymywane. Właściciel nie przechodzi jednak badań psychologicznych, nie jest też pouczany jak układać trudnego psa.

"Często ludzie biorą takiego psa do domu bez świadomości, że ich życie zmieni się na następne kilkanaście lat, bo rasy z większą skłonnością do agresji, wymagają większego wysiłku w ich wychowaniu. Niestety są i tacy, którzy leczą pupilem swoje kompleksy i chcą mieć w ręku miecz w postaci psa" - mówi "Dziennikowi Polskiemu" Piotr Jaworski z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.