Silvio Berlusconi najpóźniej za dwa lata przejdzie na polityczną emeryturę. Włochom nie grozi bankructwo, ale nowy premier będzie musiał zbić dług publiczny sięgający 119 proc. PKB, uelastycznić rynek pracy i zwiększyć konkurencyjność gospodarki.
Włoski premier po raz pierwszy powiedział, że po najbliższych wyborach nie będzie już kierował rządem, i wskazał swojego potencjalnego następcę. Angelino Alfano, obecny minister sprawiedliwości, będzie miał przed sobą trudne zadanie, bo włoska gospodarka pilnie potrzebuje reform.
74-letni Berlusconi, który w ostatnim czasie bardziej jest zajęty skandalami sądowo-obyczajowymi niż rządzeniem, co najwyżej pozostanie na uboczu polityki. – Jeśli będę potrzebny w wyborach, np. jako mentor, będę do dyspozycji. Mogę być na czele listy wyborczej mojej partii, ale nie chcę już odgrywać kierowniczej roli – oświadczył. Obecny we włoskiej polityce od 1994 r. Berlusconi nigdy wcześniej nie mówił o swoim odejściu. Zastrzegł też, że nie zamierza się ubiegać o prezydenturę.

Młodzieniec Alfano

Jako następcę w roli szefa zarówno rządu, jak i partii Lud Wolności zaproponował Angelino Alfano. Szef resortu sprawiedliwości na tle gerontokratycznej włoskiej polityki odróżnia się wiekiem – ma zaledwie 40 lat. To – oraz brak obyczajowych skandali Berlusconiego – będzie jego atutem. Ale ma też kilka obciążeń – niechętny mu będzie obecny koalicjant Ludu Wolności Liga Północna, która domaga się autonomii dla północy Włoch. Po pierwsze dlatego że Alfano jest Sycylijczykiem, po drugie ugrupowaniu, które głosi hasła prawa i porządku, nie podobają się jego zabiegi przy zmianie konstytucji. Minister sprawiedliwości zajmuje się obecnie przygotowywaniem poprawek, które mają ochronić wysokich urzędników państwowych przed procesami, co jest w oczywisty sposób skrojone pod Berlusconiego.
Te różnice nie najlepiej wróżą włoskiej centroprawicy (zakładając, że wygra ona wybory), bo kraj pilnie potrzebuje silnego i stabilnego rządu zdolnego do przeprowadzania reform. Taki nie jest obecnie rząd Berlusconiego, bo od kilku miesięcy jest gabinetem mniejszościowym. W początkowej fazie unijnego kryzysu zadłużeniowego Włochy były czasem zaliczane – obok Grecji, Irlandii, Portugalii i Hiszpanii – do tzw. grupy PIIGS, czyli krajów potencjalnie zagrożonych bankructwem.

Rynek pracy do reformy

Na tle pozostałych ich sytuacja jest całkiem niezła – wyszły już z recesji, tegoroczny deficyt budżetowy ma wynieść 3,9 proc. PKB, a ich system bankowy jest zdrowy. W zeszłym roku rząd przeforsował pakiet oszczędnościowy na sumę 25 miliardów euro w ciągu dwóch lat, co uspokoiło sytuację. Problemem kraju jest natomiast jeden z najwyższych na świecie długów publicznych, który ma w tym roku przekroczyć 119 proc. PKB, a przede wszystkim mało konkurencyjna gospodarka i mało elastyczny rynek pracy. Włoskie uczelnie słabo przygotowują do funkcjonowania na rynku pracy, efektem czego jest duże bezrobocie wśród młodzieży, która na dodatek wykazuje niewielką mobilność. Sytuację pogarszają wpływowe związki zawodowe protestujące przeciw każdej próbie ograniczenia praw pracowników. Włochy nadal są w pierwszej dziesiątce największych gospodarek świata, ale aby utrzymać tę pozycję, muszą radykalnie zreformować swój rynek pracy. Jeśli Alfano przejmie władzę po Berlusconim, to będzie jego głównym zadaniem.