Katastrofa smoleńska pogłębiła istniejące podziały w polskim społeczeństwie. Czy to wyłącznie wina liderów partyjnych, którzy zaczęli wykorzystywać wypadek do celów politycznych, czy autentyczny podział?
Dr Grzegorz Makowski: Politycy na pewno nie są bez winy, ale obarczanie ich odpowiedzialnością za pęknięcie w społeczeństwie po katastrofie smoleńskiej byłoby dużym uproszczeniem. Od 20 lat, a nawet wcześniej, jesteśmy podzieleni na tych, którzy zaakceptowali przemiany polityczno-gospodarcze oraz procesy, które do nich doprowadziły, i na tych, którzy są przekonani, że okrągły stół i wszystko to, co do niego doprowadziło i po nim nastąpiło, to stan permanentnej zdrady narodowej. Rozłam, który dziś tak się uwidacznia przed Pałacem Prezydenckim, to tylko kolejna odsłona głębszego podziału. Śmierć prezydenta Kaczyńskiego okazała się jedynie pretekstem do rozdrapywania starych ran i okopywania się na starych, dobrze znanych pozycjach.
Czy można coś zrobić, aby zasypać tę przepaść?
Nie. To konflikt światopoglądowy, ideologiczny – taka wewnątrznarodowa krucjata. Żadne racjonalne wysiłki czy argumenty temu nie zaradzą. Nawet jeśli będzie 10 raportów wyjaśniających przyczyny katastrofy, to zawsze znajdą się ludzie, którzy będą podważać ich wiarygodność i przedstawiać kontrargumenty. Jedyne, co ten spór może rozwiązać, to czas. W przyszłości być może po prostu się wypali.
Ile to może potrwać?
Może wystarczy dekada, może dwie. Ale z roku na rok emocje będą słabły, bo pewnych procesów nie da się zatrzymać. Politycy długo jeszcze będą próbowali grać na tych emocjach, ale będzie im coraz trudniej.