Ruch Zjednoczonych Kibuców podaje, że ok. 350 tys. chętnych z całego świata pracowało dotąd w izraelskich kibucach, od czasu uruchomienia tej formy wolontariatu w latach 70. Zagranicznych ochotników nie brakuje do dziś.

Same kibuce, czyli spółdzielcze gospodarstwa rolne, powstały dużo wcześniej. Pierwszy z nich, Degania, istnieje już ponad 100 lat; został założony jesienią 1910 roku. Rolnicze kooperatywy odegrały ogromną rolę w budowaniu państwa izraelskiego, tworząc społeczności gotowe do wspólnej pracy i obrony.

Kibuce powstały na unikatowym gruncie ideowym - łączącym syjonizm z socjalizmem. W ostatnich latach były jednak mocno krytykowane jako relikty utopijnego komunizmu.

Dziś sporo kibuców szuka nowych sposobów funkcjonowania - stawiając np. na turystykę czy biotechnologie. Od kilku lat Degania jest już sprywatyzowana i tylko częściowo zachowuje wspólnotowy charakter. Jednak wiele kibuców przetrwało do dziś i wciąż odgrywa ważną rolę w gospodarce, życiu społecznym i kulturalnym Izraela.

Mimo że fascynacja kibucami na świecie osłabła, nadal każdego roku przyjeżdża do nich pracować ok. 1200 ochotników. Jedną trzecią stanowią Amerykanie, jedną trzecią obywatele Korei Płd., a resztę przybysze z Indii i państw latynoskich.

Indyjska ochotniczka opisała w "Mumbai Mirror" swoje wspomnienie z kibucu Baram, wyznając, że zauroczył ją styl życia wspólnoty - daleki od wielkomiejskiego zgiełku i zhierarchizowanego, kastowego społeczeństwa, jakie zna z własnego kraju.

Przybysze otrzymują trzymiesięczne wizy, które mogą być przedłużone do dziewięciu miesięcy. Pracują w kibucach po dziewięć godzin dziennie - w rolnictwie, w stołówkach lub przy sprzątaniu.

W zamian otrzymują zakwaterowanie i wyżywienie oraz 500 szekli kieszonkowego na miesiąc, czyli ok. 500 złotych, co w Izraelu jest sumą daleko poniżej płacy minimalnej; wynosi ona ok. 3850 szekli. Sprywatyzowane kibuce płacą ochotnikom więcej, ale muszą się oni sami wyżywić.

Mimo tak niskiego kieszonkowego dla wielu przybyszów z Indii praca w kibucach jest sposobem na zarobkowanie, zwłaszcza że biorą oni też nadgodziny, płatne 16 szekli za godzinę, a podczas szabasu - 24 szekle.

Kierownictwa kibuców przyznają, że efektywność pracy ochotników jest trzy razy niższa niż gastarbeiterów

Organizatorzy ruchu kibucowego podkreślają jednak, że nie jest to forma wykorzystywania taniej siły roboczej. Twierdzą, że "kibucnicy z importu" biorą aktywny udział w życiu społecznym kooperatyw, wyjeżdżają na wycieczki i uczestniczą w seminariach na temat syjonizmu.

Kierownictwa kibuców przyznają, że efektywność pracy ochotników jest trzy razy niższa niż gastarbeiterów. Pracodawcy podobno przymykają oko nawet na sporadyczne przypadki niestawienia się wolontariuszy do pracy - po szczególnie intensywnych towarzysko wieczorach.

Z tego powodu niektóre, zwłaszcza sprywatyzowane, kibuce wolą korzystać po prostu z pracy wynajętych imigrantów niż być "koloniami dla ochotników".

Na niedawnej konferencji koordynatorów ruchu kibucowych ochotników jeden z uczestników Awi Cohen powiedział, że choć bardzo wiele się zmieniło, to kibucnicy-wolontariusze nadal pozostają ambasadorami Izraela. A właśnie w tym celu ten ruch się narodził, nie zaś po to, by pozyskiwać tanią siłę roboczą z zagranicy.